03 stycznia 2015

7. You were right, sometimes you can be a boor

<Marco>
   -Nie rozumiem. - zwięźle podsumowałem całą historię Leny. -Jaki to ma sens? I co on chce osiągnąć przez odseparowanie nas od siebie?
   -Nie mam bladego pojęcia, ale to nie jest dobre rozwiązanie. To, co robi od jakiegoś czasu kłóci się z tym, co obiecuje.
   Wolnym krokiem opuszczaliśmy właśnie gdańskie molo, kierując się w stronę pobliskiej kawiarni. Czekając na zamówienie, zachodziłem w głowę, dlaczego Semir używa tak mocnych, wręcz brutalnych kart. Przyznałem się już przed sobą, że Lena jest dla mnie szalenie ważna, ale nie wiedział o tym nikt, poza moim mózgiem. Nawet ona.
   Z rozgoryczeniem obserwowałem jej równie zawiedzioną twarz. Próbowała ukryć zakłopotanie, bez końca poruszając łyżeczką w filiżance swojej kawy. Upiła dosłownie dwa łyki i nasze spojrzenia się spotkały.
   -Co zamierzasz zrobić? - musiałem spytać. Wzruszyła bezradnie ramionami.
   -Nie chcę o tym myśleć. Semir odsuwa mnie od wszystkich przyjaciół płci męskiej, w Poznaniu także. Nawet sobie nie wyobrażasz, co wtedy czuję. - opuściła głowę, maskując zaszklone tęczówki, co zdołałem jednak dostrzec. Nie zastanawiając się dłużej, delikatnie ująłem jej dłoń.
   -Nie ma prawa tak postępować, więc nie pozwalaj mu na to. Jesteś dorosła, prawda? To znaczy, że tylko Ty o sobie decydujesz. Powinnaś szczerze z nim porozmawiać, przedstawić mu swój punkt widzenia, dać do zrozumienia, że nie może Cię ograniczać. Walcz o siebie, Lena! Masz tylko jedno życie i nie zmarnuj go. Tak piękna i urocza kobieta nie zasłużyła na poniżenie.
   Patrzyła na mnie z delikatnym uśmiechem, nieco zarumieniona. Czekałem, aż przetrawi mój wywód i odbije piłeczkę. Zajęło jej to dobre kilka minut. W końcu położyła dłoń na mojej, na tej, która wciąż obejmowała jej prawą rękę.
   -Nie znasz go, Marco. Semir to specyficzny facet, który nie zawsze potrafi się określić. Nie ma na celu skrzywdzenia mnie, ale nie znalazł jeszcze innego pomysłu na wyrażanie swoich uczuć.
   -Przerażająco dziwna taktyka. Dlaczego go bronisz?
   -Kocham go mimo wszystko. - odstawiła puste naczynie na stolik. -To moja pierwsza poważna miłość, lecz coraz częściej obawiam się, że długo już nie dam rady.
   Wszystko jasne. Nie zostawi go, będzie ratowała ten związek, dopóki nie zabraknie nadziei. Musisz czekać, Reus, nadal będziesz jedynie starszym bratem.
   -Chodź. - zostawiłem gotówkę przy rachunku i pociągnąłem Lenę ku wyjściu.
   Czerwcowe wieczory obfitowały w chłodne powietrze, kontrastując z ciepłymi, od czasu do czasu upalnymi dniami. Zimny powiew wiatru wstrząsnął moją towarzyszką o drobnej posturze. Bez wahania zdjąłem bluzę, po czym zarzuciłem ją na plecy dziewczyny. Z dziękczynnym uśmiechem przywarła do mnie, obejmując w pasie, a ja po raz kolejny otoczyłem ją ramieniem.


   -Posłuchaj, Marco. - zagrodziła mi drogę po wyjściu z windy. -Zróbmy tak. Dajmy sobie na razie spokój.
   -Czyli jednak chcesz być jego podwładną?
   -Nie o to chodzi. Po prostu nie doprowadzajmy do sytuacji, gdzie Semir będzie wpadał w furię, bo to tylko pogorszy sprawę. Proszę Cię.
   Zmarszczyłem brwi i wyminąłem ją. Dwa metry dalej pociągnęła mnie za koszulkę.
   -Proszę. - powtórzyła szeptem.
   -Więc jak Ty to widzisz? - zatrzymałem się i położyłem ręce na jej ramionach. -Mamy się unikać, bo Twój chłopak strzela fochy? Wybacz, nie potrafię w ten sposób żyć.
   -Jestem Ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłeś do tej pory. Chcę, żebyśmy się zaprzyjaźnili. Przecież z nim nie mieszkam, będę do Ciebie pisać.
   -Nie interesują mnie relacje na odległość.
   -I tak zostaję w Poznaniu.
   -Ale zobowiązałaś się przyjechać do Dortmundu. Musimy koniecznie pogadać.
   -Nie powiedziałam, że tego nie zrobię.
   -Jeśli Štilić Ci pozwoli? - prychnąłem i pokręciłem głową z sarkastycznym wyszczerzem. -Ta rozmowa nie ma głębszego sensu.
   -Marco!
   -Co? - spojrzałem na dziewczynę, łapiąc za klamkę. Ból wymalowany na jej twarzy nie pozwolił mi dalej udawać twardziela.
   -Nie zachowuj się jak on, błagam Cię. Mam tego serdecznie dość.
   Gdyby popłakała się po raz kolejny tego dnia, w dodatku przeze mnie, wyrwałbym sobie z głowy ukochane włosy, a później wpakował kulkę w pusty łeb. Nie tak Cię wychowali, Reus. Przytuliłem ją tak mocno, jak tylko potrafiłem. Zatopiła buzię w mojej klatce piersiowej, a ja wplotłem palce w jej blond loki.
   -Przepraszam Cię, znów udowodniłem, że potrafię być chamem. Nie płacz, bo nie będę umiał sobie tego wybaczyć.
   -Zawsze uważałam, że piłkarze to kretyni zakochani w swoich pieniądzach, sławie i luksusie, ale gdy Cię poznałam, trochę zmieniłam zdanie. Nie każ mi myśleć, że się myliłam. - powiedziała, lekko unosząc kąciki ust ku górze. Stałem jak słup soli, nie wiedząc, jak zareagować.
   -Zastanów się nad tym, co mówiłem, okej? - tylko na tyle było mnie stać. Uśmiechnąłem się do niej ciepło i otworzyłem drzwi do hotelowego królestwa, które dzieliłem z Götze.
   -Lena, tak strasznie mi głupio. - naskoczył na nią już w przedpokoju. -Nie miałem pojęcia, że bardzo to przeżywasz.
   -Może to Ci przypomni, że posiadasz mózg, którego czasami warto używać. - warknąłem, przechodząc do centralnej części pomieszczenia. Mario zlustrował mnie zaskoczony, lecz nie zripostował usłyszanego komentarza, sądziłem, że po raz pierwszy, odkąd się poznaliśmy.


<Lena>
   Na noc pojechałam z Ann-Kathrin do hotelu, w którym stacjonowały rodziny piłkarzy. Nazajutrz zaś wróciłam do Dworku Oliwskiego, by pożegnać się z chłopakami, a po godzinie siedziałam w samolocie do Warszawy. Mistrzostwa trwały dopiero cztery dni, a ja w ich ramach wykonywałam właśnie swój szósty podniebny lot. Jak tak dalej pójdzie, zostawię na lotniskach kwotę równą miesięcznej pensji Bobka.
   Rozpakowując walizkę odkryłam, że wciąż mam przy sobie bluzę Marco. Chciałam mu ją zwrócić dziś rano, jednak moje bagaże zostały w taksówce i całkiem o niej zapomniałam. Przesiąknięte perfumami chłopaka odzienie napawało mnie melancholijną tęsknotą. Tak, tęskniłam za nim. Za jego hipnotyzującym spojrzeniem, szczerym uśmiechem, idealną fryzurą i płynącymi z serca mądrościami. Nie traktowałam go jeszcze jak przyjaciela, ale z każdym dniem przekonywałam się, że jest tego wart. Potrzebowałam kogoś, kto podniesie mnie na duchu, w trudnych chwilach pocieszy, przytuli i podaruje ciepłe słowo. Anna żyła w ciągłym biegu, Kaja pojmowała problemy na swój specyficzny sposób, a Bobek nie stanowił idealnej kandydatury na powiernika. Reus był inny: nacechowany wrażliwością, opanowany, ale stanowczy, skłonny do poświęceń, potrafił doskonale słuchać, idealnie odpowiadać i świetnie doradzać. Tego ostatnio brakowało Semirowi: uczuciowości i opiekuńczości. Blondyna z niemieckim obywatelstwem postrzegałam jako swego osobistego ochroniarza i wiedziałam, że będzie gotowy obronić mnie przed nieprzyjacielem w każdym momencie.


   Tydzień później Bośnia i Hercegowina zakończyła udział w Mistrzostwach Europy, przegrywając wszystkie trzy mecze grupowe. Podobnie potoczyły się losy Polski, która awans do ćwierćfinału straciła w ostatnich minutach meczu z Czechami. Ania łamiącym się głosem prosiła, bym włączyła odbiornik telewizyjny i spojrzała na zalaną łzami twarz mojego brata. Nigdy wcześniej nie widziałam Roberta w takim stanie i ze wstydem zrozumiałam, że turniej, który przyniósł mi pierwszy wielki sukces, załamał jedną z najważniejszych dla mnie osób. Obiecałam sobie, że spotkam się z Lewym w najbliższym czasie, by móc go wesprzeć. Byłam mu to winna.
   Z Semirem kontaktowałam się tylko telefonicznie. Jego reprezentacja od początku nie łudziła się, że pokonają tak silnych przeciwników, jak Hiszpania czy Włochy, aczkolwiek w każdym spotkaniu walczyli do końcowego gwizdka, dzięki czemu opuszczali nasz kraj usatysfakcjonowani swoimi występami. Dzień po batalii z 'makaroniarzami' poleciałam do Wrocławia, by pożegnać Bośniaków przed ich wylotem do ojczyzny. Przytulałam się do Štilicia, podczas gdy on przesuwał ręką wzdłuż mojego ramienia.
   -Co z wakacjami? - zapytał nagle.
   -Chcę zostać z Robertem. - oświadczyłam, czym wprowadziłam grymas na jego delikatną buźkę. -Podobno źle znosi porażkę.
   -Lena, błagam. Ile on ma lat? Jest dorosłym facetem i profesjonalnym piłkarzem, szybko się pozbiera.
   -Znów zaczynasz? - fuknęłam, odsuwając się od niego.
   -Po prostu myślałem, że spędzimy razem urlop, ale chyba nie masz na to ochoty.
   -Przesuńmy to o kilka dni.
   -Wystawisz mnie po raz kolejny, tak?
   -Semir, to nie tak...
   -A jak, wytłumacz mi w końcu! Zrobiłem to, co chciałaś, przestałem patrzeć tylko na siebie i zamierzałem zabrać Cię w fajne miejsce. Gdzie popełniłem błąd?
   -Doceniam Twoje starania, ale postaw się w mojej sytuacji. Biało-czerwoni mieli rozegrać turniej życia, a wyszła z tego jedna wielka masakra. Obwiniają się o to niepowodzenie. Gdybyś zamienił się z Lewym, pojechałabym z Tobą na te wakacje, bo to Ty cierpiałbyś psychicznie.
   Westchnął ciężko i przewrócił teatralnie oczami. Zdawałam sobie sprawę, że powstrzymuje się od docinki, więc ujęłam jego twarz w dłonie, chcąc mu w tym pomóc. Pocałował mnie niespodziewanie i rozpromienił się.
   -Zadzwonię. - szepnął mi do ucha i zniknął pomiędzy bałkańskimi kolegami.


   Piłkarska reprezentacja Niemiec stała po przeciwnej stronie barykady. Zajęli pierwsze miejsce w swojej grupie, a w ćwierćfinale pewnie pokonali Grecję 4:2. Ostatnią przeszkodą na drodze do starcia o puchar mieli być Włosi, z którymi nasi zachodni sąsiedzi nigdy nie lubili grać. Ann-Kathrin wspominała, że na zwycięstwo nad wielbicielami pizzy czekają od szesnastu lat, co wprowadzało w ich szeregi lekki niepokój i raniło niepodważalną dotąd pewność siebie.
   Marco nie odzywał się do mnie, zgodnie z poleceniem. Miałam świadomość, że nie jest na mnie zły, ale jego milczenie działało mi na nerwy. Przyszedł jednak taki dzień, w którym głucha cisza została przerwana.
   Robert i Ania od wczoraj balowali na Malediwach, a ja właśnie podziwiałam wysłane przez nich fotki, gdy zadzwonił mój telefon. Zafascynowana widokami, wcisnęłam zieloną słuchawkę, nie spoglądając nawet na wyświetlacz.
   -Prywatna rezydencja państwa Lewandowskich w Poznaniu, słucham?
   -Tutaj pięciogwiazdkowy hotel Sheraton w Warszawie. - usłyszałam z głośnika. -Na pańskie nazwisko zabukowano wejściówkę na jutrzejszy półfinał, w którym Niemcy podejmą Włochów. Zapraszamy serdecznie na Stadion Narodowy o godzinie 20:45.
   -Chyba Cię matka nie kocha, Reus! - syknęłam zszokowana. Co on wyprawiał?!
   -Nie rób mi tego, Lena! - jęczał mi do ucha, znów będąc 'sobą'. -Boimy się tego meczu jak dentysty w dzieciństwie, musisz przyjechać, bo nie damy sobie rady.
   -Przecież mówiłam Ci niejednokrotnie, że nie cierpię piłki nożnej i przesiadywania na trybunach!
   -Nie marudź. - pogroził mi stanowczo. -Znajdź jakiś samolot i wpadaj do Warszawy, Ann poczeka na Ciebie na lotnisku. Do zobaczenia.
   Rozłączył się, nie czekając na odpowiedź, za to zostawiając mnie z natłokiem myśli w zdezorientowaniu. Uspokoiłam się, zaparzyłam kawę i z filiżanką w ręku rozpostarłam się na kanapie w salonie Bobka, gdzie zamieszkałam na czas jego nieobecności. Przeanalizowałam wszystkie za, przeciw i podjęłam szybką, jednogłośną decyzję. Pokręciłam głową z uśmiechem, po czym rozpoczęłam przeszukiwanie kanałów tv, próbując zainteresować się jakimś sensownym programem.


   Powietrze pachniało niedawno przybyłym latem. Słońce chyliło się już ku zachodowi, zwiastując nadejście wieczoru, a niebo powoli zmieniało barwę z nieskazitelnie czystego błękitu na nieprzeniknioną i tajemniczą czerń. Zaciąganie się ciepłym powietrzem dawało ulgę po upalnym popołudniu, lecz nie pozwalało zapomnieć, że jutro ponownie termometry wskażą temperaturę w granicach trzydziestu stopni. W Polsce dawno nie było tak pogodnego przełomu czerwca i lipca.
   -Nie wierzę, że to robię. - ubrana w krótkie, jeansowe szorty i luźną koszulkę bez rękawów z nadrukiem dreptałam wzdłuż chodnika z wygiętymi w podkówkę ustami, obserwując przewijających się tą ulicą ludzi. Idąca obok mnie dziewczyna zaśmiała się wdzięcznie.
   -Zdecydujesz się na to jeszcze kilka razy i zmienisz nastawienie. Masz na to żywy przykład w mojej osobie.
   -Zlituj się, Ann. Ja i futbol to dwa różne światy, mój brat od kilkunastu lat kopie piłkę, a ilość obejrzanych przeze mnie w tym czasie meczy zliczyłabym na palcach obu rąk.
   -Lepsze to niż jedna dłoń. - spiorunowałam ją wzrokiem, na co rozbawiona uderzyła mnie w ramię.
   Dziesięć minut później siedziałyśmy już obok Cathy Fischer i Aniki Renn, partnerek Matsa Hummelsa i Marcela Schmelzera, wśród innych WAGs oraz członków ich rodzin, dla których specjalnie zarezerwowano trybunę. Zdecydowana większość miała na sobie trykoty z nazwiskami poszczególnych piłkarzy, chcąc obwieścić wszystkim zebranym bliski związek z biegającymi po murawie chłopakami. Znów ogarnęło mnie poczucie bycia Ziemianinem na Marsie, jak tamtej niedzieli w Dworku Oliwskim, jednak brak u mnie odpowiedniego odzienia miał dwa silne argumenty: po pierwsze - jestem Polką, którą niemal zmuszono do przybycia tutaj, po drugie zaś - mój kontakt z Reusem określałam jako zawiłą znajomość, nie związek, a na niemieckich mediach zdążyłam się już poznać.
   Po jasnym ogłoszeniu piłkarzowi z numerem '21' o swojej obecności, wyszłam po kawę z nadzieją, że gdy wrócę, mecz będzie już trwał. Niestety, z kofeinowymi napojami w rękach wpakowałam się na swoje miejsce dosłownie parę sekund przed pierwszym gwizdkiem. Westchnęłam ciężko i opadłam na czerwone krzesełko.
   Pierwsza połowa spotkania obfitowała w zaciętą walkę, niesamowite emocje i dużą ilość sytuacji strzeleckich, co nie przełożyło się jednak na bramki. Niemcy podchodzili do rywala niezwykle agresywnie, często prowadząc grę, co dodawało im wiary w siebie.Do szatni schodzili z zaciętymi, ale pozytywnymi wyrazami twarzy.
   W drugiej części obraz gry nie zmienił się znacząco, aczkolwiek Włosi szybko zaczęli dochodzić do głosu. W 54. minucie pierworodny cios zadał Mario Balotelli, silnym uderzeniem umieszczając futbolówkę w siatce die Nationalelf. Zaskoczona defensywa niemiecka próbowała się bronić i odpierać ataki, lecz kolejna akcja ciemnoskórego Włocha pozbawiła ją marzeń o finale Euro 2012. Honorowego gola z rzutu karnego zdobył jeszcze w doliczonym czasie Mesut Özil.
   -Czeka nas chyba nieprzespana noc. Nie oderwiemy się od Skype. - zawyrokowała smutno Anika, spoglądając na łapiących się za głowy kolegów jej chłopaka. Marco leżał na boisku z twarzą ukrytą w dłoniach, Mario zaś przysiadł przy egzekutorze jedenastki, klepiąc go serdecznie po plecach. Sceny te w niczym nie przypominały cudownego krajobrazu, jaki cechował Malediwy. Rajską wyspą byli tego wieczoru mistrzowie spaghetti, natomiast przegrani prezentowali się podobnie do mnie, gdy Robert podczas jednej z naszych kłótni kilka lat temu roztrzaskał o podłogę moją ulubioną gitarę. Miałam tylko nadzieję, że Niemcy nie pójdą moim śladem i wybaczą Włochom zadany przez nich ból.


   -Chyba jednak nie przyniosłam Ci dziś szczęścia. - szturchnęłam siedzącego obok z butelką wody mineralnej Reusa, tępo wpatrującego się w drzwi balkonowe. Pokręcił przecząco głową ze słabym uśmiechem.
   -Wywalczyłem rzut karny. To po faulu na mnie sędzia wskazał wapno.
   -Ale nie zdobyłeś bramki, a właśnie ona była Wam bardzo potrzebna. Widzisz, poświęciłeś jeden bilet dla dziewczyny nie mającej bladego pojęcia o futbolu i wszystko się posypało.
   -Matko, Lena. - Marco przysunął się bliżej i przytulił mnie do siebie. -Gdybym wiedział, że zrzucisz na siebie winę za nasz brak profesjonalizmu, nigdy nie wystosowałbym do Ciebie tego zaproszenia.
   -To tylko sport. Dziś nie wyszło, ale za cztery lata możecie być najlepsi w Europie, a za dwa nawet na świecie.
   -Jak na typowego piknika posiadasz niezłą wiedzę o międzynarodowych rozgrywkach. - uniósł jedną brew, na co prychnęłam w rozbawieniu.
   -Jednak nie jestem tak beznadziejna. - oceniłam. Niemiec uśmiechnął się szeroko i oparł podbródek o moją głowę. Zamknęłam oczy i w ciszy delektowałam się zapachem jego perfum. Błogi spokój gwałtownie przerwało wtargnięcie do pokoju Mario oraz Ann-Kathrin. Zauważywszy nas w - nie owijając w bawełnę - dwuznacznej sytuacji, przystanęli w połowie drogi. Zerknęłam na mojego towarzysza: wywrócił oczami i leniwie podniósł się z kanapy.
   -Powiedziałbym coś głupiego, ale nie mam żadnego suchara w rezerwie. - skomentował Götze, rozsiadając się w fotelu.
   -I dobrze. - rzuciłam, łypiąc na niego groźnie, na co blondyn zarechotał pod nosem.
   Wymieniliśmy między sobą jeszcze parę zdań, po czym Ann uznała, że wypada położyć się do łóżka. Jutro wspólnie wracają do ojczyzny, więc chcąc zdążyć na samolot, musieli wypocząć po trudach dzisiejszego wieczoru. Pożegnałyśmy się z chłopakami i poszłyśmy do siebie.


   Pożegnania nie należą do najprzyjemniejszych momentów w życiu człowieka. Dociera wtedy do Ciebie, że nie masz pojęcia, kiedy znów zobaczysz swoich znajomych i spędzicie czas na żartach i wygłupach. Uczucie pustki i smutku staje się głównym podmiotem emocji, dlatego zaczynasz zastanawiać się, o której porze doby otworzyć Skype, by móc z nimi porozmawiać choćby przez internet.
   -Mam coś dla Ciebie. - wymownie zerknęłam na Reusa, który podejrzliwie obserwował, jak przeprowadzam proces przeszukiwania swojej podręcznej torby. Z jej dna wygrzebałam bawełnianą bluzę i oddałam ją zawodnikowi Borussii. Gapił się na nią przez dłuższą chwilę, po czym wcisnął mi ubranie z powrotem do rąk.
   -Zatrzymaj ją. Może świadomość, że jesteś mi coś winna, przyspieszy Twój przyjazd do Dortmundu. - ozdobił swoją twarz łobuzerskim uśmieszkiem, na co przymknęłam powieki, nie potrafiąc go zbluzgać.
   -Miałeś rację, czasami jesteś chamem. - odparowałam, na co oboje parsknęliśmy śmiechem. -Odezwę się niedługo.
   -Czekam. - podszedł do mnie, a po chwili trwaliśmy w przyjacielskim uścisku.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Nie śpię, bo wrzucam rozdział 🙈 Powtórzę się, ale po raz kolejny chcę jedynie wzbudzić Waszą ciekawość, zapewniając, że od następnego rozdziału znajomość Leny i Marco przybierze inną postać. Zachęcam zatem do zaglądania i dziękuję za każde słowo pozostawione w komentarzu.
Miłej lektury!

3 komentarze:

  1. Super rozdział :)) Ja na miejscu Leny, jasno i wyraźnie powiedziałabym Stilicowi co myślę. No, ale to je Lena :D Czekam na kolejny rozdział i serdecznie pozdrawiam! :D - Karu ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehh masakra jaki z tego Semira jest egoista! Nic się nie liczy tylko on... Ja rozumiem, że chciałby spędzić wakacje z Leną, ale dałby jej trochę czasu na spędzenie z bratem... Taką postawą odsuwa od siebie Lenę przez co jej znajomość z Marco coraz bardziej się zacieśnia, co mnie osobiście cieszy :D
    Oby Lena jak najszybciej podjęła decyzję o przeprowadzeniu się do Niemiec, bo jej związek z Semirem to już powoli przeszłość :)

    Rozdział super! :)
    Czekam na kolejny :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Och!
    Nie mogę znieść myśli nawet o tym Semirze. On nie ma jakichkolwiek uczuć, myśli tylko o sobie. Nienawidzę takich ludzi.
    Lenka nie powinna się zastanawiać nad zostawieniem Semira, bo na pewno nie zazna przy Jego boku szczęścia, powinna zainteresować się Marco! ♥
    Czekam na nn
    Buziaki <3

    OdpowiedzUsuń