your touch
got me hoping you'll page me right now
your kiss
got me hoping you'll save me right now
looking so crazy in love's
got me looking, got me looking so crazy in love
-O czym myślisz? - dociekał Marco, gdy zauważył, że nieco zamyślona wpatrywałam się w samolotowe okienko, obserwując coraz większą odległość dzielącą nas od ziemi. Westchnęłam przeciągle, zdobywając się na półuśmiech.
-O wszystkich wydarzeniach ostatnich dwóch tygodni. O wejrzeniach Twoich klubowych kolegów, gdy znów zobaczyli nas razem, już jako parę. O trajkotaniu Mario i wyrazie twarzy Bobka, który zapewne spadłby z krzesła, gdyby nie Anka, bo trzymaliśmy się za ręce. O reakcji moich rodziców. O tym, jak gazety ponownie opublikowały nasze zdjęcia, bo
"skoro się całują, to są w związku". No i wreszcie o tym, że Marcel nadal jest w stosunku do mnie cholernie uprzedzony.
-Okej. - podsumował zdumiony, wzruszając ramionami. -Czy któryś punkt z tej listy powinien mnie martwić?
-Nie. Mama już przegląda katalogi w poszukiwaniu podróży poślubnej, a tato zabiera się za projektowanie mieszkania.
-Wow. Ambitnie. - roześmialiśmy się oboje. Kątem oka dostrzegłam, iż Fornell, rozmawiając z Giulią, zerka w naszą stronę, kąsając jadowitym wzrokiem. Jęknęłam.
-Poza niewielkim bólem w nodze wszystko jest okej. - mruknęłam, by pozbyć się pytającego spojrzenia Reusa. Staw skokowy zabliźniał się w coraz szybszym tempie. Na dwa dni przed wylotem zamieniłam but ortopedyczny na zwykły elastyczny bandaż, co i tak przyczyniało się do nadgorliwej opiekuńczości mojego chłopaka. Boże,
nazwałam Marco Reusa MOIM CHŁOPAKIEM! Nasza relacja przybrała zupełnie inny obrót, co jak dotąd nie dotarło do mnie ostatecznie. Nieświadomie wracałam jeszcze pamięcią do Semira, lecz jego emigracja do Lwowa i obecność blondasa pozwalały mi czuć się całkowicie bezpiecznie. Z każdym dniem odzyskiwałam wiarę w siłę męskiego uczucia, a jego najcudowniejszy przykład siedział właśnie obok mnie po tym, jak przyjęłam jego zaproszenie na Sylwestra w Dubaju. Już teraz wiedziałam, że przede mną najpiękniejsze powitanie Nowego Roku w przeciągu dwudziestoletniej ziemskiej wędrówki.
-Ściemniasz. - położył dłoń na moim kolanie, zaglądając głęboko w oczy. -Lena, jeśli coś Cię boli, po prostu mi powiedz. Wiem, że czasami nie popisuję się delikatnością, wybacz.
-Jest jedna rzecz. Złośliwość Twojego przyjaciela.
Odwrócił się i napotkał nieprzyjemny wzrok Marcela obejmującego talię swojej ukochanej. Poczułam mocniejszy ucisk na swojej nodze, wraz z którym brunet prychnął nieznacznie i skierował uwagę na jakże fascynującą tylną stronę znajdującego się przed nim fotela. Nie mam pojęcia, co wykombinował Reus, ale musiał w jakiś sposób dopiec kumplowi. Uderzyłam się w czoło z niedowierzaniem.
-Marcel najwyraźniej ciągle godzi się z faktem, że w moim życiu pojawił się ktoś, kto jest dla mnie ważniejszy niż nasze braterstwo. Rozkapryszony egoista.
-Marco, daj już spokój. - poleciłam, wtulając się w jego bok i pocierając nosem o naznaczoną Hugo Bossem oraz kilkudniowym zarostem szyję chłopaka. -Przestańcie drzeć koty, jakbyście pokłócili się o zabawkę. Kiedyś zrozumie, że nie chciałam zrobić Ci krzywdy, ale ogarnijcie się, proszę. Mamy spędzić fajny urlop, a nie uczestniczyć w Waszej wojnie.
-Twoja dziewczyna jest mądrzejsza niż Ty sam, Woody. - podskoczyłam, zaskoczona głosem siedzącego za nami Robina, pochylającego się teraz między fotelami. Zupełnie zapomniałam o jego istnieniu, doznając równocześnie ujmujących dreszczy, gdy określił mnie mianem dziewczyny jego bratniej duszy. -Zachowujecie się jak dzieci w przedszkolu. Znasz Fornella nie od dziś i świetnie zdajesz sobie sprawę, że bywa opryskliwy, ale daj mu trochę czasu, to minie. Im dłużej będziesz go upominał, tym częściej będzie Cię denerwował.
-Piąteczka. - uniosłam dłoń i złączyłam ją ze skórą Niemca, co dało charakterystyczny dźwięk. -W końcu ktoś mądrze prawi.
Marco zaklął pod nosem i teatralnie oburzony naciągnął na uszy słuchawki, przysuwając się do mnie chwilę później i lokując rękę na moim biodrze pod materiałem koszulki.
Po zameldowaniu się w hotelu wraz z Giulią nie miałyśmy zbyt wiele do powiedzenia. Chciałyśmy zostać, by odpocząć i w spokoju rozpakować bagaże, jednakże chłopcy bez wahania pchnęli walizki w kąt, zapowiadając wyjście na plażę. Zerknęłam potępiająco na Reusa - wgapiał się we mnie z tym swoim zacieszem, zacierając dłonie. W samolocie wspomniałam mu, że kupiłam przed świętami nowe bikini i uzupełniłam letnią garderobę, by prezentować się przyzwoicie na ulicach jednego z najpiękniejszych miast na świecie. Teraz żałowałam swego niewyparzonego języka, bo strojem kąpielowym mogłam ściągnąć na siebie większe niebezpieczeństwo z jego strony, niż nago. Woody cenił bowiem naturalność w cielesnym tego słowa znaczeniu i w ogóle tego nie ukrywał.
-Czy to naprawdę nie może poczekać? - zapytałam, uzyskując pełne poparcie Giulii. Marcel niczym na zawołanie zmarszczył czoło.
-A musi? - warknął wykrzywiając usta. -Przyjechaliśmy tutaj, żeby się zabawić, nie wylegiwać w apartamencie.
-Przymknij się, do cholery. - odszczeknął Marco, znów spoglądając w moim kierunku. -Pójdziemy później, jeśli jesteście zmęczone.
-Jest dwudziesta. - Fornell nie dawał za wygraną. -O której zamierzacie wyjść? Za godzinę znajdziemy czas już tylko na kolację.
-I co z tego?
-Nie poznaję Cię, Marco. Jeszcze pół roku temu sam wyszedłbyś z taką propozycją. A teraz? Zniszczyłeś się, stary. - obrzucił mojego chłopaka pogardliwym spojrzeniem. -Ach, róbcie, co chcecie. Idę sam.
Powiedziawszy to, zamknął się w pokoju, by założyć inny zestaw ciuchów, po czym wyszedł, ceremonialnie trzaskając drzwiami. Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową, na co Marco natychmiast przygarnął mnie do swojej piersi.
-Zrobiłam mu coś? - zastanawiałam się, gdy gładził moje plecy. Westchnął ciężko.
-Nie, Maleńka. To ja mu coś zrobię, jeśli się szybko nie uspokoi.
-Może jednak chodźmy za nim, co? - panna Walter przyglądała się naszej trójce błagalnie. -Nie powinien zostać sam...
-Masz rację. - przyznałam jako pierwsza. -Musimy trzymać się razem.
Słońce przyjemnie muskało rozgrzane ciała urlopowiczów, doprowadzając je do cudownej opalenizny. Morskie fale błękitnej głębi z wyjątkową gracja rozbijały się o piaszczysty brzeg, chłodząc stopy i orzeźwiając przyjemnym zapachem bryzy. Delikatny wietrzyk idealnie uzupełniał gorący klimat, kontrastując z umiarkowaną temperaturą wody. Istny raj na ziemi.
W ciągu ostatniej godziny Reus podnosił się z plażowego fotela przynajmniej sześć razy, poproszony przez fanów o zapozowanie do zdjęcia. Rozumiałam to, dlatego nie prawiłam mu wyrzutów i choć jego znikanie stawało się uciążliwe, cierpliwie je znosiłam. Wiedziałam, ile znaczą dla niego kibice, więc nigdy im nie odmawiał, a ja byłam w stanie to zaakceptować. Ku ogromnemu zdziwieniu Marcela, który nadal uważając mnie za bezczelną i gburowatą lalę, tylko wyczekiwał, aż popełnię błąd. Och, zawiodłam go? Szkoda!
-Denerwuje Cię to, prawda? - domyślał się piłkarz, ponownie zajmując swoje miejsce. -Nie przejmuj się, mnie też. Czasami żałuję, że męczę się nawet na urlopie, ale już tego nie zmienię.
-Kochanie, mnie to nie przeszkadza. Cieszę się, że dbasz o sympatyków klubu.
- Świetnie kłamiesz, serio. - skwitował ze śmiechem, muskając opuszkami palców okolice mojego dekoltu. Och, nienawidzę go, wiedziałam, że nie przepuści okazji, by kokietować nawet na wybrzeżu.
-Nie kłamię. Przyzwyczaiłam się do faktu, że mój facet rozdaje setki autografów dziennie. Nie musisz się obawiać, że kiedykolwiek mnie to rozdrażni.
-A kilometrowe kolejki napalonych pasjonatek? - uniósł cwaniacko brwi, na co uderzyłam go w klatkę piersiową.
-Twoją największą pasjonatką jestem ja.
-Jesteś fantastyczna. - pochylił się nade mną, a jego usta niespodziewanie znalazły się na moich. Zadrżałam, obejmując dłonią jego policzek, a gdy zamierzał wrócić na swój leżak, złapałam za jego szorty i zmusiłam do pozostania. Usiadł oparty o wezgłowie, a ja ułożyłam się między jego nogami. Czułam, że dyskretnie dotyka mojego uda.
-Jezu, przestańcie! - jęknął Robin, zsuwając na nos okulary przeciwsłoneczne. -To okropne! Oszczędźcie mnie.
-Widzisz tamtą laskę? - Marco wskazał przyjacielowi zgrabną, atrakcyjną brunetkę w dość skąpym kostiumie. -Wyrwij ją. Na moje oko jest naprawdę niezła.
-Nie bawię się w przelotne romanse.
-A kto powiedział, że nic z tego nie wyjdzie? Wiesz, gdybym mógł, sam bym ją...
-Nie zapominaj się, Reus. - syknęłam wbijając łokieć w jego żebro. -Gówno mnie obchodzi, co byś z nią zrobił i czy jest godna uwagi czy nie. Nie drocz się ze mną.
-Ty mała zazdrośnico! - zarechotał entuzjastycznie, zaciskając ręce wokół mojej talii. Zbliżył twarz do mojego ucha, przygryzając jego płatek. Zamknęłam oczy. -Nie masz żadnego powodu do niepokoju. Jestem cały Twój i tylko Twój. Doskonale wiesz, że wolałbym teraz zamknąć się z Tobą w hotelu i pokazać Ci, na co mnie stać. Jesteś boleśnie ponętna... Cholera jasna.
-Marco. - powiedziałam stanowczo, orientując się, że jego męskość napiera na moje pośladki. -Weź się w garść, bardzo Cię proszę. Już dawno skontaktowałam, że nie zawsze wszystko z Tobą w porządku, ale bez przesady. Myślę, że morska kąpiel dobrze Ci zrobi.
-Lena, jedynym, co zrobi mi...
-Nie mów tego! - podrażniłam nosem jego wargi. -Błagam. Obiecuję, że wieczorem... Jezu, idź już. Weź ze sobą Robina, żebyś się nie utopił.
-Daj mi parę minut. - mruknął zalotnie. -Muszę dojść do siebie.
Gdy wreszcie emocje nim targające opadły, pocałował mnie w czoło i wraz z Kaulem podążył w stronę brzegu, moment później przebijając taflę krystalicznie czystej wody. Przyglądając się jego sylwetce ze znacznej odległości wywnioskowałam, że niczego mu nie brakuje. Czegokolwiek by nie założył, wyglądał powalająco. Nawet krótkie niebieskie szorty i mokre włosy nie odbierały mu uroku. Powoli zaczynałam pojmować logikę nachalnych panienek zafascynowanych jego osobą. Każda chciała zdobyć Marco Reusa, a miałam go tylko ja. Sam dokonał tego wyboru. A ja z przyjemnością go przyjęłam.
-Chcecie lody? - z letargu wyrwała mnie Giulia. Wsunęła klapki na stopy, oczekując odpowiedzi.
-Chętnie. - potwierdziłam i wyjęłam z torebki portfel, by uregulować należność. Podałam dziewczynie monety i ze zdziwieniem obserwowałam, jak oddala się w kierunku promenady, Marcel bowiem został na miejscu. Świetnie. Oczami wyobraźni już widziałam wypływające z jego mózgu docinki. Zerknęłam w jego stronę, lecz jedynie beznamiętnie wgapiał się w wyświetlacz smartfona. Niemal niedostrzegalnie wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam się na leżaku pozwalając słońcu smagać moją skórę.
-Jak Ty to robisz? - usłyszałam po chwili, na co przekręciłam głowę w bok. Fornell lustrował moją twarz z nieznacznym bananem na ustach.
-Co? - dopytywałam podparta na łokciu. Prychnął, wbijając wzrok w piasek przed sobą.
-Przecież zauważyłem, co się z nim dzieje, kiedy jesteście blisko. Nie znam Twoich metod, ale to na niego działa. Porażająco silnie.
Byłam przekonana, że na moje policzki wystąpiły rumieńce. Chłopak roześmiał się głośno, krzyżując nogi w kolanach.
-Nie chcę, żebyś myślała, że Cię nie lubię, po prostu przestałem Ci ufać. Niezależnie od własnej woli stałem się świadkiem tego, co przeżywał Marco, ale sam układa sobie życie, a ja przyjmuję jego wybory na klatę. Niestety, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ta sytuacja kiedyś się powtórzy, a tego już Ci nie wybaczę.
-Marcel, ja nigdy nie chciałam zrobić mu nic złego. - wyznałam, ściszając głos. -On jest fantastycznym facetem i potrzebowałam czasu, żeby to zrozumieć. Semir zranił mnie w najgorszy z możliwych sposobów i długo nie potrafiłam ogarnąć, że Marco jest zupełnie inny. Bałam się, rozumiesz?
-Tak. - chłopak zmienił pozycję i siedział teraz przodem do mnie. -Ale on doskonale o tym wiedział, dlatego na Ciebie nie naciskał. Żałuję, że nie widziałaś, jak ubolewał nad stratą Carolin, bo wtedy wszystko byłoby jasne. Oboje doświadczyliście podobnego koszmaru i sądzę, że właśnie to Was do siebie przyciągnęło.
-Nieprawda, nie traktuję go jak pocieszenie po związku, który nie wypalił. Jest dla mnie ważny. Najważniejszy. Ach, dlaczego ja tak wolno myślę?
-Zapomnijmy już o tym, okej? - zaproponował gładząc swoje tatuaże. Przy nim ramię mojego chłopaka to tylko niewielkie szkice wykłute na skórze po to, by zbuntować się przeciwko rodzicom. -Przynajmniej się postaram. Utrzymywałem dobry kontakt z Caro, dlatego nie będziesz stanowiła wyjątku, tym bardziej, że Woody jest teraz szczęśliwy. Dawno go takiego nie widziałem. Nawet poprzedni związek nie dał mu takiego spełnienia.
-Kocham go. - szepnęłam sama do siebie, jednak Fornell musiał coś słyszeć, bo pogodnie uniósł kąciki ust ku górze.
-Wiem, on Ciebie też. Nie umiesz sobie wyobrazić, jak bardzo, uwierz mi. Być może z czasem sama się przekonasz.
-Wytłumacz mi to. - zaintrygowana usiadłam po turecku okrywając ramiona ręcznikiem. -Nie mogę ciągle pozwalać się zaskakiwać, ponadto...
-Nieważne, odpuść. - uciął krótko, przekręcając głowę w bok. Reus i Kaul wracali na ląd, ociekając wodą. -Zostaw mu wolną rękę i wyraź zgodę na to, by się wykazał. Nie zawiedziesz się.
-Szemrasz na temat najlepszego przyjaciela za jego plecami? - do naszych uszu dobiegł kobiecy głos, a po chwili Giulia podała nam zakupione lody, po czym zajęła miejsce obok ukochanego.
-Czuję się tak pominięty, że aż wyobcowany! - Robin wyraźnie zarzucił nam niesprawiedliwość. -Nam już nic się nie należy?
-Najpierw zrzuć parę...
-Ooo, zamilcz wreszcie! - najwyższy osobnik naszego grona wytarł włosy i zaimitował cios poniżej pasa blondyna, na co ten roześmiał się głośno.
-Przesadzasz. - fuknęłam, z rozbawieniem lustrując twarz oraz sylwetkę Reusa. Przemoczony od stóp do czubka głowy prezentował się niebezpiecznie pociągająco. -Ja bym się skusiła.
Zmarszczył czoło, zważając zapewne na wcześniejsze zaloty Robina, na co w czwórkę parsknęliśmy śmiechem. Zsunęłam się z fotela, podeszłam do piłkarza i wspiąwszy się na palce, musnęłam jego zaciśnięte w grymasie obrazy wargi.
-Idź do diabła. - warknął poddańczo, przesuwając palcami wzdłuż moich bioder.
-Żartowałam. Jesteś jedyną pieprzoną istotą żywą, na której zniecierpliwione dłonie każdego wieczora czeka moje ciało.
-Idziesz ze mną na te lody czy nie?! - poirytowany niezdecydowaniem kumpla Kaul rozłożył pytająco ręce. Usłyszałam nad głową ciche jęknięcie.
-Idę! Jakkolwiek to brzmi. - mruknął i jeszcze raz zbliżył twarz do mojej. -Znęcasz się nade mną. Przysięgam na swoje cholerne przyrodzenie, że nie zaśniesz dziś w nocy.
Uszczypnął skórę mojego pośladka i najzwyczajniej w świecie dołączył do Robina. Przetarłam oczy i napotkałam figlarne spojrzenia niemieckich gołąbków, z którymi po raz kolejny zostałam. Zawstydzona opuściłam wzrok i położyłam się na plecach.
-Co Ci powiedział? - Marcel sielsko uniósł brwi podpierając się na łokciu.
-Że jeszcze nigdy nie znał tak wścibskiego człowieka, jak Ty. - odparowałam z przekąsem. Parsknął śmiechem pocierając czoło.
-Och, Lena. Powodzenia.
-Pomóż mi w końcu! - krzyknęłam zrezygnowana, kładąc się na łóżku. -Co powinnam założyć?
-Przecież wspominałaś, że kupiłaś sukienkę, prawda? - niewzruszony moim dylematem Marco popijał drinka na balkonie. -Nie pokazałaś mi jej, ale zakładam, że jest zajebista.
-Po tym, jak Cię wczoraj poniosło boję się, że będzie za krótka. - bąknęłam, na co przygryzł wargę.
-Bolało?
-Marco, za każdym razem pytasz, czy ucierpiałam. Skończ. - podniosłam się, gdy przysiadł na skraju posłania, odstawiając w połowie pełną literatkę na stolik.
-Martwię się, to źle? Zdaję sobie sprawę, że jesteś nadzwyczaj delikatna, bo dostąpiłem zaszczytu bycia tym pierwszym i nie mogę Cię skrzywdzić. Godziłoby to w moje zasady.
-Wy faceci po prostu tego nie rozumiecie. To nie jest normalny ból - on jest przyjemny. Musisz trochę bardziej mi zaufać.
-Nie ufam przede wszystkim sobie. - mruknął uśmiechając się półgębkiem. -Przecież widzisz, jaki staję się przy Tobie. Nie potrafię się opanować, nie pozwalasz mi na to. Czuję się... Obezwładniony. Kocham Cię za to, ale jednocześnie nienawidzę.
-Popracujemy nad tym, trening czyni mistrza. Może zaczniemy od dzisiaj, co? Założę dres na imprezę sylwestrową albo w ogóle na nią nie pójdę. Co Ty na to? Zgadzasz się?
-Nie. - pociągnął moją rękę i posadził na swoich kolanach, gdy zamierzałam wstać. -Spróbujemy dopiero w Dortmundzie, okej? Ale nie obiecuję szybkich efektów.
-Dobrze. Marco... - warknęłam cicho po ataku, jaki jego dłonie przeprowadziły na moje pośladki. -Daj mi się przygotować. Ty też powinieneś o tym pomyśleć. I przestań pić, bo urwie Ci się film.
Wyswobodziwszy się z jego uścisku podeszłam do szafy i otworzywszy ją, wyjęłam wcześniej zakupioną na dzisiejszy wieczór sukienkę. Przyłożyłam ją do ciała, by po raz kolejny przekonać się, iż dokonałam słusznego wyboru. Nie minęło dużo czasu, kiedy ręce Niemca ponownie spoczęły na moim podbrzuszu. Westchnęłam.
-Nie interesuje mnie, co wydarzy się na zabawie. Będę cierpliwie czekał, aż wrócimy do hotelu, zamkniemy się w pokoju i zobaczę Cię bez tej sukienki. W łóżku, we wannie, na balkonie... Nieważne. Ważne, że znów usłyszę swoje imię, niedbale wyrzucone z Twoich ust. To będzie najlepszy początek nowego roku.
Przelotnie musnął moją skroń i pozostawiając w osłupieniu, wszedł do łazienki. Śmiejąc się pod nosem, energicznie pokręciłam głową. Naprawdę tylko on nad sobą nie panował? Nie sądzę. Ja chyba też nie.
Reus kłócił się z Robinem o ilość minut pozostałych do północy, a ja podziwiałam szalejącego na parkiecie z Giulią Marcela, zastanawiając się jednocześnie, co sprawiło, że tak świetnie tańczy. Wiedziałam jedynie, że pracuje w salonie tatuażu, bo wszystkie dziary Marco wyszły spod jego ręki, ale w takich miejscach nie uczą przecież profesjonalnych kroków tanecznych... Chłopaki uśmiechając się pod nosem, nie zamierzali zdradzić tajemnicy swojego przyjaciela, zachęcając jednocześnie, bym sama o nią zapytała. Uznałam, że to jedyne rozsądne wyjście.
Gdy Kaul znalazł w końcu towarzyszkę sylwestrowej imprezy, Marco także podniósł się z miejsca i pociągnął mnie na środek sali. Nie był takim tragicznym partnerem, jakim sam się opisywał, miał doskonałe poczucie rytmu i potrafił prowadzić. Mój facet to nie tylko uzdolniony piłkarz, ale i świetny towarzysz parkietowy. Nie wyobrażałam sobie, bym mogła związać się z kimś innym. Nie było innego, lepszego. Woody'ego od początku interesowała moja osoba i nie zrezygnował, gdy go raniłam, odrzucałam i zostawiałam. Wystawiłam na próbę jego cierpliwość, a on przeszedł przez nią celująco, naderwawszy wieloletnią przyjaźń. Nie zasłużył na to, co mu zrobiłam, więc obiecałam sobie, że nigdy więcej go nie skrzywdzę. Nigdy.
-Marcel jest zawodowym tancerzem. - szepnął mi do ucha przy jednym z wolniejszych kawałków. Rozbawiony wyrazem mojej twarzy, przytulił mnie do siebie, składając usta na czole.
-To niemożliwe. - upierałam się. -Przecież on...
-Pasjonował się tym, odkąd pamiętam, wspólnie ze znajomymi prowadzi nawet klub w Dortmundzie. Zabiorę Cię tam kiedyś, jeśli oczywiście będziesz chciała.
-Jasne, że chcę! Dlaczego w takim razie tatuuje?
-Bo widział w tym swój sposób na życie. Taniec traktował jak hobby, nigdy nie myślał, żeby na nim zarabiać. Poza tym, moje żądania przyniosły mu naprawdę duży zysk. - roześmiał się, na co uderzyłam go w ramię. -Nie umiał zrezygnować z jednej czynności, więc postanowił spróbować zająć się obiema na raz.
-Udało się. Naprawdę go podziwiam.
-Robi to, co kocha, dlatego praca nie sprawia mu żadnego problemu. Jezu, Lena. - jęknął spoglądając na zegarek. -Została ostatnia godzina starego roku, a Fornell stanowi główny temat naszej rozmowy. Zmieńmy to, błagam.
-Nie chcesz dyskutować o swoim najlepszym przyjacielu? - uniosłam brwi, na co blondas przygryzł wargę, by po sekundzie jego usta złączyły się z moimi. Zacisnęłam dłonie na kołnierzyku jego eleganckiej koszuli, podczas gdy jego palce badały moje nieosłonięte łopatki.
-Nie dziś. - odpowiedział zadziornie. -Wolałbym pogadać o tym, jak zmysłowo wyglądasz. Po raz kolejny nie potrafię się opamiętać, a moja pewność siebie podlega już poważnej dyskusji. Cholera, dobrze wiem, że Robin przeleciałby Cię nawet tutaj, gdybym zostawił Cię na krótką chwilę. Trochę mu współczuję, lecz jednocześnie zazdroszczę sobie, bo mam najpiękniejszą w całym tym pieprzonym świecie dziewczynę. Miss Universe.
-Marco, znów to samo. - upomniałam go, zważając na przebieg ostatnich dni. -Przestań, zawstydzasz mnie. I do cholery, przestań być podłym zboczeńcem, bo kiedyś sprzedam ten Twój erotyczny słownik na jakiejś taniej stronie internetowej. Mówię poważnie.
-Kocham Cię. - rzucił znienacka, hacząc ustami o płatek mojego ucha. DJ chyba wrzucił do odtwarzacza składankę "10 minut dla gruchających gołąbków" - trzecia z rzędu piosenka zmuszała do poruszania się w tempie nieprzekraczającym 5 kilometrów na godzinę. -To był dziwny rok, wiesz? Nawet nie mam pojęcia, jak powinienem go opisać. Wyszedłem z psychicznego dołka po rozstaniu z Carolin, nie zdobyłem tytułu Mistrza Europy, nieznacznie zdeformowałem twarz Twojego ex i doświadczyłem ogromnego bólu związanego z Twoim wyjazdem. Ale przeżyłem, bo zdawałem sobie sprawę, że zawsze jesteś gdzieś blisko. Dziękuję.
-Marco, to drobiazg. Mnie też dosięgnęło wiele przykrości, ale to już przeszłość. Teraz jesteśmy razem, na Sylwestrze w Dubaju i tylko to się liczy, a nad całą resztą pomyślimy później.
-Jak sobie życzysz. - zadziornie przygryzł wargę, na co schowałam twarz w jego klatce piersiowej i zaczęłam się zastanawiać, czy jego Hugo Boss kiedyś doprowadzi mnie do zawrotów głowy. Z każdym dniem zbliżał się do celu.
-Niech Cię szlag, Reus. - rzuciłam szybko, na co odsunął się ode mnie zdziwiony.
-Hmm?
-Pierwszym problemem jest zapach Twoich perfum. Sądzę, że są zbyt mocno uwodzicielskie.
-Może w przyszłości zaproponują mi wydanie własnej linii, wtedy skonsultuję to z Tobą. - mruknął uszczypliwie. -A drugi?
-Przyciągnęły już pewną kobietę, która za dziesięć sekund poprosi Cię o zdjęcie.
Odwrócił głowę i oboje patrzyliśmy teraz w tym samym kierunku. Dziewczyna opuściła wzrok zauważywszy, że jest obserwowana, ale nie odpuściła szansy uwiecznienia się na zdjęciu obok gwiazdy niemieckiej Bundesligi. Jęknęłam tylko, na co Marco dosadnie naparł na moje wargi.
-Idź do stolika, proszę. Zaraz do Ciebie wrócę.
Uśmiechnął się przepraszająco, na co pogładziłam jego ramię i odeszłam, nim urocza pani zdążyła wypowiedzieć jakiekolwiek słowo. Obiecałam blondasowi, iż będę dzielnie znosiła jego obowiązki, lecz nie przywykłam jeszcze do faktu, że fani atakują go nawet podczas świętowania ostatniego dnia w roku. Semir miał nieco więcej prywatności, ale nie zamierzałam nad tym ubolewać. Przypuszczałam, że związek z Niemcem wyciągnie ze mnie o wiele więcej cierpliwości i nauczy walki z tęsknotą oraz samotnością.
Wlałam do szklanki wodę mineralną z cytryną i owocami, gdy Marcel poprosił o poświęcenie mu kilku utworów, spełniając tym samym jedno z moich najnowszych marzeń. Jeszcze nie wiedział, że ukochany zdradził mi jego tajemnicę, więc zapewne spodziewał się, iż zaskoczy mnie swoją rytmiką. Dobre poinformowanie nic nie dało - mimo wszystko zachwycał i powalał na kolana, wyraźnie jednak czekając na restart mojego zaciekawienia. W końcu jednak sam nie wytrzymał.
-Nie zapytasz? - patrzył na mnie wyszczerzony, nienaturalnie poruszając brwiami. Biła od niego przesadna pewność siebie.
-Nie. - pokazałam mu język, na co szerzej otworzył oczy, przygaszony moją ripostą. Błyskawicznie wymienił goszczące na jego twarzy emocje.
-Wspominali Tobie?
-Marco niedawno się wygadał. Nigdy bym się nie domyśliła, ale jesteś naprawdę świetny.
-Dzięki. - doceniony znów poczuł dumę. -Cholera, głupio mi, że tak strasznie na Ciebie naskakiwałem... Ale poważnie nie potrafiłem odnaleźć się w tej sytuacji, bo Woody na serio bardzo się zmienił, a mnie to bolało. Rzadko się kłócimy, a wtedy... Porażka.
-Marcel, rozumiem, nie tłumacz się. - zaśmiałam się, gdy zmusił mnie do kilku obrotów z rzędu. -Moje zachowanie wskazywało jedynie na to, że go zostawiłam, ale nie o to mi chodziło. Potrzebowałam czasu na poukładanie tego wszystkiego.
-Zdaję sobie sprawę, przepraszam. Nie postawiłem się na Twoim miejscu, dlatego tak wyszło.
-Nie rozmawiajmy o tym. - puściłam do niego oczko. -Róbcie sobie z Reusem, co chcecie, nie będę wchodzić Wam w drogę.
-Często organizujemy wspólne spotkania. - zapewnił pogodnie. -Będziesz poinformowana o każdym. Słowo honoru.
-Dzięki. - objęłam chłopaka ramionami, zaciskając dłonie na jego umięśnionych plecach. -To dużo dla mnie znaczy. Nie chcę walczyć z kumplami Marco, to nie w moim stylu.
-I brak w tym najmniejszego sensu. Woody doprowadziłby do mojej przedwczesnej śmierci. - zerknął w kierunku zajmowanych przez nas miejsc. -Już teraz najchętniej przybiłby mnie gwoździami do ściany.
-Myślałam, ze tylko mój były objawia chorobliwą zazdrość. - bąknęłam, z niedowierzaniem kręcąc głową. Fornell westchnął przeciągle.
-Jeszcze nie znasz Reusa, Lena. Nie masz pojęcia, jak wielu rzeczy może się dla Ciebie zrzec. Doceń to, bo spotkałaś naprawdę genialnego faceta.
Tymczasem zaborcza 'jedenastka' dortmundzkiego klubu, zniecierpliwiona naszymi ciągnącymi się pląsami, wyciągnęła na parkiet Giulię, próbując rozzłościć Marcela. Oboje znów się ze sobą droczyli, doprowadzając nas jednocześnie do niepohamowanego śmiechu. Opuszczony Robin pukał się jedynie w czoło lub bawił z poznaną na imprezie koleżanką. Żadne z nas nie było pewne, czy ich znajomość przetrwa lub czy zapragną ją pogłębiać, aczkolwiek cieszyliśmy się, że Kaul spędza noc w doborowym towarzystwie.
Wróciłam z powrotem w ramiona Marco, który po dżentelmeńsku nie przesadzał dziś z alkoholem, by nie tracić łączności ze światem. Jakby nie patrzeć, znajdowaliśmy się w jednym z najbogatszych miast na globie, gdzie obowiązywał wysoki poziom kultury, co dotarło nawet do przyjaciół mojego piłkarza - oboje prezentowali się zabójczo trzeźwo, co zadowalało w szczególności Marco. Przyznał później, że po raz pierwszy od dawna nie będzie odpowiadał za to, by bezpiecznie trafili do apartamentu.
Dopiero dziesięć minut przed północą zorientowaliśmy się, że już najwyższy czas przygotować się na powitanie Nowego Roku. Reus złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą, ze stoiska zabraliśmy po lampce szampana i wyszliśmy na plażę, skąd roztaczał się najlepszy widok na Burj Khalifa, wokół którego zawsze kręciła się główna część przedstawienia. Do naszych uszu już teraz dobiegały przedwcześnie składane życzenia w rozmaitych językach, okrzyki radości, a nawet toasty. Zbliżające się odliczanie ostatnich sekund 2012 roku powodowało wzrost ciśnienia i ekscytacji.
-Nigdy nie byłaś w Dubaju, prawda? - zapytał Marco, gdy na najwyższej budowli świata pojawił się zegar z dziesiątką. Zaprzeczyłam. Przy podróżniczym trybie życia moich rodziców to co najmniej szokujące. -Zamknij oczy. Kiedy się zacznie, zrozumiesz, dlaczego zabrałem Cię akurat tutaj.
Spojrzałam mu w oczy, po czym oplótł dłonie wokół mojej talii, a ja zgodnie z prośbą zacisnęłam powieki. Byłam pewna trzech rzeczy: tego, że Marco jest przy mnie, że moje serce bije szybciej, niż powinno oraz tego, że za chwilę zobaczę coś, za co będę blondasowi wdzięczna do końca życia. Poczułam tylko, jak zatapia usta w moich kręconych włosach i wraz z wybuchem pierwszych rac niepewnie zerknęłam przed siebie.
Krajobraz rozświetlały miliony kolorowych ogni zsynchronizowanych z muzyką. Ich bogactwo i przepych raziły źrenice. Czerwono-zielone komety z chryzantemami, srebrny deszcz, opadające liście, złote korony, snopy iskier, niebieski brokat. Najróżniejsze barwy wznosiły się ku niebu, by iluzjonicznie wylądować na ziemi. Towarzyszące fajerwerkom światła i błyski, dopracowane do milisekund wystrzelenie każdego kolejnego pokazu zapierało dech w piersiach i przenosiło do bajecznego świata magii. To najpiękniejsze zjawisko, jakie przeżyłam, a dostąpienie tego zaszczytu nie równało się z niczym, poza pierwszym stosunkiem seksualnym. W moim przypadku oba te wydarzenia sprawiały nieopisaną przyjemność.
-Powinienem złożyć Ci życzenia. - szepnął Marco, przypominając o swej obecności. Utraciwszy świadomość zapomniałam, że jego ręce spoczywają na moich biodrach. -Ale jest jeszcze coś, o czym do tej pory Ci nie powiedziałem. Robin ma dziś urodziny, dlatego wieczorem organizujemy małe poprawiny. Nie martw się, nawet jeśli przy zdmuchiwaniu świeczek pomyśli o tym, byś stanowiła jego urodzinowo-noworoczny prezent, wybiję mu to z głowy. Zdaję sobie sprawę, że dużo chciałby mieć, lecz pewne rzeczy nie są mu pisane pod groźbą zetknięcia się z atakiem mojej furii.
-Nie liczę już, ile razy usłyszałeś te słowa, ale jesteś nienormalny, Marco. - skwitowałam nie odrywając wzroku od błyszczącego Burj Khalifa, delektując się przy tym smakiem drogiego szampana. Im dłużej oglądałam ten spektakl, tym piękniejszy stawał się w mojej opinii. -Rozwiążemy ten problem przy śniadaniu.
-W porządku. Zatem szczęśliwego Nowego Roku, kochanie. - dotknął wargami mojego policzka, a ja odwróciłam się, by złączyć nasze usta. Napawałam się ciepłem jego oddechu, rozpływając się w pocałunkach, pragnąc z nawiązką oddać to, co ofiarował mi nie tylko dziś, ale przez całe pół roku naszej znajomości. Opuszkami kciuków głaskał wrażliwą skórę mojej szyi, rozpalając ją bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Przygryzłam wargę blondyna czując, że niebezpiecznie mocno przyciska mnie do swojego ciała.
-Później, Woody. - jęknęłam pocierając nosem o powstałe wraz z szerokim uśmiechem na jego twarzy dołeczki. -Szczęśliwego Nowego Roku. I oby był lepszy, niż poprzedni.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
WY GRY WA MY Z EINTRACHTEM! #feiertag
Mogłabym powiedzieć, że się nudzę, ale tak nie powiem :p Miałam bardzo intensywne przedpołudnie, niedawno skończyłam walkę z angielskim, a za godzinę spontanicznie wybieram się na mecz Lecha ze Śląskiem. Rozdział z kolei wrzucam dlatego, że mam dziś dobry humor :D
Heja BVB, Hej Kolejorz i widzimy się za tydzień. Już w epilogu!