<Marco>
"Jesteśmy i nie jesteśmy zarazem - życie jest ciągłą zmianą, jest ciągłym rodzeniem się i śmiercią"
Nie zatrzymywał jej. Istniało inne wyjście? Kochał ją i nadal zamierzał robić wszystko, by była szczęśliwa. Jeśli nie z nim, to sama lub z kimś innym. Wierzył tylko, że nie wróci do Semira. Nie zniósłby tego nawet, gdyby ponownie się przy nim uśmiechała, a on nauczyłby się dawać jej radość i w normalny sposób okazywać uczucia. Egoistyczny Bośniak nadal widniał w jego oczach jako największy rywal o serce Leny i pomimo, iż zyskał pewność, że poniekąd wygrał wyścig, teraz po raz kolejny drżał o bezpieczeństwo ukochanej. On i ona przebywali zdecydowanie zbyt blisko siebie.
Czuł wzbierające w nim mdłości. Nie z powodu litrów wypitego alkoholu, z powodu życiowej huśtawki wydarzeń, z której nijak nie mógł zejść. Funkcjonował pochłonięty związkiem z Carolin. Upadł załamany ich rozstaniem. Podniósł się niesiony miłością do siostry Roberta i spadł przyduszony jej wyjazdem. Żaden zwyczajny osobnik nie wytrzymałby tak intensywnego kołysania w górę i w dół. Sensowną, aczkolwiek niebezpieczną opcją wydawał się zeskok na pewny, niechwiejny grunt, którego jednak nie mógł znaleźć pod stopami. Obecnie został naprawdę całkiem sam i silnie to odczuwał. Balansował na granicy rzeczywistości i absurdu, co zmuszało go do podjęcia działań, ale był bezsilny. Jej ucieczka odebrała mu rozum i nadzieję.
Gdzieś w oddali słyszał warczącego na niego jak wściekły pies Marcela każącego przestać wlewać w siebie kolejne trunki, lecz nie obchodziły go jego polecenia. Kretynie, życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
"Życie nie jest gorsze ani lepsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne"
Marco uważał, że Marcel i Mario niczego nie rozumieją. Nie pojmowali, dlaczego przez trzy dni z rzędu upijał się do nieprzytomności, dlaczego nie przekraczał granicy swojego łóżka, dlaczego spóźniał się na treningi, nie wspominając już o fakcie, że docierał do szatni ledwo żywy. Nie przyjmował pomocy, bo nie czuł się gorszy. Był tylko jednym z tysięcy mężczyzn, poległym w związku, którego nawet nie doświadczył, bo czekał na nią, bez rezultatów prawie pół roku. Dopiero teraz opuścił swoje trzy metry nad niebem, kierując się z powrotem do piekła. I nie uważał, że to złe. Przyjął, iż cena za posiadanie marzeń jest bardzo wysoka i musi ją zapłacić. Pieprzony romantyk.
Jak sobie to wyobrażał? On kocha ją, ona kocha jego. Zatraceni w wyjątkowym uczuciu, nie widzą świata poza sobą. Ona budzi go pocałunkiem każdego ranka, czeka na jego powrót z treningu, oglądają jakikolwiek film wtuleni w swoje ciała, a wieczorem wychodzą na romantyczną kolację. Ona siedzi na trybunach, przyodziana w koszulkę z jego nazwiskiem na plecach, on strzela dla niej bramki unosząc ręce ku miejscu, w którym siedzi, pokazując całemu światu, że walczy właśnie dla niej. Po meczu wsiadają do jego Astona Martina trzymając się za ręce i jadą do domu, by odpocząć. Lub nie. Nieważne, co robią. Ważne, że razem.
A jak rysuje się rzeczywistość? On w Dortmundzie, ona w Poznaniu. Bez najmniejszego znaku wymienionego drogą elektroniczną, bez najdrobniejszego wyrazu wypowiedzianego w słuchawkę iPhone'a. Ona bezwiednie snuje się po pomieszczeniach mieszkania Roberta wylewając morze łez, on stoi na balkonie, pozwalając mroźnemu powietrzu wyziębiać swoją skórę, bo liczy się dla niego tylko to, że zostawiła po sobie ich wspólne zdjęcia i wspomnienia. Trzyma je w dłoniach i znów próbuje zebrać się na odwagę, by porwać je na strzępy, ale wycofuje się. Fotografie zniszczy w mgnieniu oka. A pamięć? Pieprzony romantyk.
W życiu nie można powiedzieć 'nie' i poddać się bez kiwnięcia palcem. Dlaczego to tak strasznie boli? Dlaczego zapominanie jest tak trudne? To nie cierpienie, to miłość, Marco.
"W miłości jest zawsze trochę szaleństwa. Ale zawsze też w szaleństwie jest trochę rozumu"
Na ostatnim treningu przed przerwą świąteczną postanowił zaskoczyć wszystkich i wejść w swoje poprzednie wcielenie. Ot tak, by nie psuć chłopakom wigilijnego nastroju oraz udowodnić im, że sam potrafi wziąć się w garść. Przyjechał punktualnie, po znalezieniu się w szatni każdemu z osobna podał rękę na powitanie, po czym potarł naznaczone mrozem policzki i przebrał się w parę minut, zgłaszając gotowość do zajęć. Zażartował nawet, że święta jeszcze nie nadeszły, więc póki co nie próżnuje. Budził niepokój, ale i zdumienie, nie usłyszał jednak żadnego kąśliwego komentarza. Uwierzyli w jego przekręt. Uwierzyli, że wraca stary, dobry Reus.
Opuszczając niedługo potem Signal Iduna Park rozmyślał o tym, że jutro musi stawić się w murach pobliskiej restauracji na spotkaniu opłatkowym. Zamierzał zaprosić na nie najlepszą koleżankę swojej siostry Melanie. Szedł do samochodu i obiecał sobie, że zadzwoni do niej zaraz po zajęciu miejsca za kółkiem. Chwilę później wiedział jednak doskonale, że tego nie zrobi. Dostrzegł Schmelle całującego się z Jennifer, jego nową dziewczyną, którą kochał chyba mocniej, niż Anikę. Usłyszał pisk i krzyk Cathy, bo Mats wziął ją na ręce, po czym z gracją posadził na fotelu pasażera, musnąwszy jej dłoń, zanim przeszedł na drugą stronę. Zobaczył uczepioną do ramienia Götze Ann-Kathrin, której dłoń błądziła pod kurtką jego przyjaciela, ożywiając w nim pragnienia erotyczne. W mroku rozpoznał także Roberta. Podążał do wozu zaparkowanego po przeciwległej stronie. Towarzyszyła mu narzeczona, którą zaledwie kilka dni temu paparazzi przyłapali w Poznaniu na zakupach z Leną. Teraz wróciła, by być z nim na klubowej wigilii.
I wtedy zrozumiał, że woli pójść sam niż z kobietą, której nie kocha. Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości.
<Lena>
"Kiedy widzę, jak inni cierpią jest to tak, jakby cierpieli oni za mnie"
Jadąc na lotnisko, czekając na lot i nawet siedząc już w szybowcu wciąż oglądała ten sam obraz, który rozbijał jej filigranowe serduszko niczym o chłodną posadzkę, krusząc jednocześnie w drobny mak. Ogłupiały wyraz twarzy Reusa, skamieniałego pod wpływem jej monologu, próbującego przyjąć do wiadomości słowa, które wraz z nożem wbiła w jego plecy, nie mając odwagi podnieść głowy, by spojrzeć mu w oczy. Wiedziała, że raniła go niemalże śmiertelnie i właśnie ta świadomość dotknęła ją najbardziej. Nie chciała tego robić. Wolałaby, żeby ktoś ją wyręczył. Mogła przecież zostawić list, ale musiała się upewnić, że jej uwierzy. Zobaczyć ból, który przeszyje jego ciało, by poczuć to samo. Wyobrażała sobie, że jest każdą cenną komórką jego organizmu sypiącego się jak domek z kart, jak wieże World Trade Center po zamachu z jedenastego września. Przez ten jeden krótki moment weszła w skórę Marco Reusa i patrzyła na samą siebie jego pustymi tęczówkami. Była nim. Cholerna masochistka.
Nie wiedziała, dlaczego to robi. Tłumaczyła sobie podjętą decyzję podczas całej podróży, przed zapadnięciem w sen, już w stolicy Wielkopolski także. Pragnęła zostać sama, jak on, dlatego postanowiła zatrzymać się w mieszkaniu Roberta, a o swoim przybyciu poinformować rodziców jutro. Świetnie zdawała sobie sprawę, że nie wykrztusi ani słowa wyjaśnienia, nie w tym stanie. Potrzebuje czasu wyłącznie dla swoich myśli, zgodnie z prawdą oświadczoną blondasowi. I zamierza go przyzwoicie wykorzystać.
Krzyczała, płakała, rzucała się na łóżku nie mogąc zmrużyć oka. Tak bardzo przeżywała ilość odrzuconych od niego połączeń i odczytanie sms-ów, po złożeniu których napisałaby piękną książkę o miłości. Bo to, czego się dopuszczał, aby ją zdobyć, było niczym oszlifowany diament - bezcenne i trudne do zyskania na własność. A ona bez wątpienia posiadła to kilka miesięcy temu, wystarczyło wyciągnąć rękę i przyjąć ten wyjątkowy prezent. Oddała go, raniąc uczucia mężczyzny, który dokonał w jej życiu całkowitej rewolucji. Poorała jego psychikę bez głębszego zastanowienia, narażając na wielodniową gehennę również siebie. Cholerna masochistka.
Idiotko, dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
"Na najważniejszych skrzyżowaniach życiowych nie stoją żadne drogowskazy"
Robert był gotów opuścić klub symulując kontuzję i przylecieć do Poznania, by z nią porozmawiać, obijając wcześniej mordę dwudziestotrzylatka. Boże, jaką naiwnością zabłysnął sądząc, że Marco zrobił jej krzywdę. Czuła obowiązek uratowania jego bladych policzków, więc zadzwoniła z poprawną wersją wydarzeń, co Lewy przyjął z dystansem. Nie ufał jej. Poprosiła, by jedynie spojrzał na swojego kolegę podczas najbliższego treningu, dzięki czemu zrozumie, że podmiotem winy jest jego podobno nieskalana grzechem siostrzyczka, w rzeczywistości niezdecydowana dewiantka. Sama zdążyła już wpaść w internecie na kilka zdjęć z przygotowań Borussii do kolejnych meczy. Na każdym z nich Reus był cieniem samego siebie. Czy widmo potrafi torturować?
Rodzice nie umieli jej pomóc. Być może przyczyny należało upatrywać w zachowaniu Leny - profesjonalnie ściemniała udając, że wszystko jest pod kontrolą. Nauczyła się tego od Štilicia. Zaczynała każdy dzień z myślą, iż uda się dokonać czegoś pozytywnego, dzięki czemu powie, że poczyniła choć mały krok w stronę światła. Tymczasem wraz z postępującymi godzinami czuła się coraz bardziej podle. Mario błagał ją o jakikolwiek kontakt, o zwykłe potwierdzenie, że jakoś się trzyma, bo Lewandowskiemu nawet nie przeszło przez głowę, by z nimi porozmawiać. Odkąd opuściła Dortmund, odciął się od duetu Götzeus, jakby znalazł się na drugim końcu świata. Marcel z kolei bombardował jej skrzynkę zarówno mailową, facebookową jak i telefoniczną, bluzgając, ciskając obelgami, nazywając ją wredną suką i kłamliwą dziwką. Pewnie miał trochę racji, bo tak właśnie wyglądało jej postępowanie w jego oczach. Dała jego kumplowi ogromną nadzieję, po czym wystawiła do wiatru. Jedynie Robin zdawał się udzielać jej wsparcia, co nie przychodziło mu łatwo, lecz naprawdę się starał. Napisał do dziewczyny skromną wiadomość, że polega na jej działaniu uznając, iż jest rozsądna i wie, co robi. To najbardziej pokrzepiające zdanie, jakie ujrzała w przeciągu ostatnich dwóch tygodni.
Każdy z nas ma tylko jedno życie i chce je przeżyć jak najlepiej, z ukochaną osobą i bliskimi u boku. Pragnie kumulować i pomnażać szczęście. Dlaczego za najtrudniejsze wybory trzeba wziąć się na własną odpowiedzialność? Dlaczego wtedy wszyscy się odsuwają? Radź sobie sama. Ta znajomość to długa, kręta droga. Idziesz prosto i wszystko układa się jak w bajce, wchodzisz w zakręt i wpadasz w sam środek koszmaru. To nie droga, to życie, Lena.
"Kto unika miłości jest chory"
W połowie grudnia zdecydowała się wreszcie wyjść z domu w celu zaopatrzenia się w prezenty świąteczne. Nadal stacjonowała w starym mieszkaniu Bobka, często jednak wpadała do rodziców na bożonarodzeniowe porządki. Stanowiły jedną z niewielu czynności odciągających ją od potwornej rzeczywistości.
Przemierzała ze Stachurską galerię w centrum miasta, znosząc jej uprzejmy ton, jasno objaśniający, że przyszła szwagierka za wszelką cenę unika bolesnego tematu. Najchętniej dorwałaby się do Lenowej aorty wysysając wszystkie informacje, których łaknęła. Pewnie wraz z narzeczonym ustaliła, że stanie się to ich bożonarodzeniową misją, lecz nie umiała. Dostrzegając na ustach siostry swego ukochanego pierwsze słabe uśmiechy wolała dać jej święty spokój. Rozumiała ją. Sama w podobnej sytuacji nie pragnęłaby niczego innego.
Młoda Lewandowska z zazdrością obserwowała Annę, śmiejącą się do głośnika w smartfonie. Stały w kolejce do kasy, a ta nie kryła się z uczuciami do Roberta, wymieniając z chłopakiem czułe słówka, zwroty, wyrażenia. Przecież wszyscy powinni wiedzieć, że mistrzyni świata w karate jest po uszy zakochana w najlepszym polskim piłkarzu. I nic im do tego. Miłość to śmieszny ewenement, bo w jednej chwili, niezależnie od własnej woli, zaczynasz tracić kontakt z otoczeniem, skupiając się na konkretnym człowieku. Nie interesuje cię nic innego. Cały świat należy tylko do was.
Kilka metrów przed kobietami pewien pan obejmuje swą żonę w pasie szepcząc do jej ucha, na co ta uśmiecha się i składa czuły pocałunek na jego skroni. Za sklepową witryną matka prowadzi kilkuletnie, stawiające pierwsze kroki dzieciątko w stronę ojca, który minutę później bierze je w ramiona i przytula do swej piersi, jak największy skarb, owoc miłości do stojącej obok wybranki, gładzącej jego ramię. W kafejce naprzeciwko dziewczyna nie szczędzi czułości swojemu chłopakowi, wsuwając w jego usta łyżeczkę z drobnym kawałkiem ciasta, które zamówili. Widzi, że ci ludzie nie mogą bez siebie żyć. Tak, jak ona nie może żyć bez Reusa.
I wtedy zrozumiała. Nic, naprawdę nic nie pomoże, jeśli ty nie pomożesz dziś miłości.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
KOCHAM CZYTAĆ WASZE KOMENTARZE ♡
Dlatego ponawiam wyzwanie - wraz z dziesiątym wrzucę kolejny rozdział :)
Chciałabym coś jeszcze dodać, ale nie mogę się otrząsnąć po środowym oświadczeniu Jürgena i muszę to po prostu przeżyć. Więc do następnego :)
Nie wiem co napisać... Uwielbiam to opowiadanie i mam nadzieję, że Lena niedługo wróci do Marco i w koońcu będą razem! ;) trzymasz w niepewności do samego końca a ja jednocześnie tego nie nawidzę i to uwielbiam! Czekam z niecierpliwością na nowybrozdział ;))
OdpowiedzUsuńKto by pomyślał, że to wszystko się tak potoczy?
OdpowiedzUsuńOgromnie szkoda mi Marco. Kurde no.. :/ Na pewno jest mu teraz ciężko. Musi przyzwyczaić się do nowej sytuacji i jestem zła na Lenę, ale z drugiej strony... Pewnie musi przemyśleć wiele sprawy, ale przecież przyznała już wcześniej, że kocha go.
Nie wiem czemu, ale zrobiło mi się trochę szkoda dziewczyny, jak czytałam fragment o tym, że Marcel ja tak zwyzywał.
Podsumowując dla mnie ten rozdział był świetny! Podobały mi się te opisy sytuacji. Dialogi były zbędne. Wczytałam się w ten rozdział i powiem, że był zdecydowanie za krótki dla mnie ;D Chcę więcej!
No i oczywiście nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i liczę, że zaskoczysz nas ;)
Buziaki i do następnego <3
Fajne <3
OdpowiedzUsuńno takiego obrotu spraw to ja się nie spodziewałam!
OdpowiedzUsuńLena, nie wygłupiaj się i wracaj do tego pieprzonego romantyka bo on bez ciebie już nie jest sobą.
a ty Reus, ruszaj dupę, leć do Poznania cokolwiek - walcz!
a co do tego kolegi obrażającego Lenę.. gdyby Reus się dowiedział że tak ją nazywał myślę że kiepsko by z nim było :)
czekam na następny i powodzenia w pisaniu mała!
Uwielbiam xx
Jednego nie rozumiem.... Po co ta Lena tak ciągle wyjeżdża?! No naprawdę, można dzięki niej zwariować. Kocha Reusa, ale nie .... wyjedzie do Poznania, da mu się załamać, a sama przecież też cierpi. Pogmatwane to, ale Twój blog pokazuje, że w życiu nigdy nie ma sielanki, cokolwiek by się działo i o jakikolwiek temat by chodziło ;) Mam nadzieję, że następny rozdział będzie o wiele lepszy dla tej dwójki :)))
OdpowiedzUsuńCo do Jürgena- myślałam, że się przewidziałam i to, co pojawiało mi się na facebook'u, to jakiś jeden, wielki Prima Aprillis'owy żart. Niestety... decyzja podjęta i jedyne co możemy zrobić, to pogodzić się z tym :/ Nie jest trudno, ale skoro tak postanowił, to trzeba uszanować Jego decyzję i mieć nadzieję, że jakoś to wszystko dalej się potoczy :c
Rozdział oczywiście świetny i czekam na następny :P
Pozdrawiam ;* - Karu ;d
No jesteś cudowna mała! czekamy, czekamy na ten rozdział!
OdpowiedzUsuńKocham <3
Twój każdy kolejny rozdział jest coraz lepszy ( a nie sądziłam, że jest to możliwe, czytając twoje poprzednie rozdziały). Genialnie piszesz, akacja jest bardzo wciągająca i z niecierpliwością czekam na kolejny ;) Pozdrawiam Wiktoria ;D
OdpowiedzUsuńJednym słowem- cudo :) Uwielbiam twoje opowiadanie, masz wielki talent do pisania. Twoje rozdziały czyta się z przyjemnością. Bardzo podobała mi się ta narracja trzecioosobowa.
OdpowiedzUsuńCo do wątku, to mam nadzieję, że Lena wróci do Dortmundu i wszystko się ułoży.
Na koniec jeszcze nasz Kloppo. Nie wierzę, że w następnym sezonie będziemy mieć innego trenera. Po prostu nie wierzę. Niestety nie pozostało nam nic innego, tylko uszanować Jego decyzję, skoro uznał, że tak będzie lepiej. Miejmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze, a nowy trener godnie zastąpi Jürgena.
Życzę dużooo weny na kolejne takie rozdziały i pozdrawiam ~C&B :*
czy ty nas jeszcze czymś zaskoczysz?! cały czas jakaś niespodziewana akcja, mała jak ty to robisz! Czekam na następny rozdział jak na zbawienie!
OdpowiedzUsuńgenialne <3
OdpowiedzUsuńRany! Co tu się wyprawia!
OdpowiedzUsuńMiałam kilka rozdziałów do ogarnięcia ale nigdy nie sądziłam, że Lena wyjedzie!
Już mówiła, że Marco jest Jej i w ogóle a tu co?
Troszkę nie podzielam Jej zdania, ostatnio strasznie się zachowała jak rozkapryszone dziecko.
Mam jednak nadzieję, że szybko wróci do Dortmundu i będzie ok.
Czekam na nn!
p.S. Zapraszam do siebie:)
<3