10 lutego 2015

15. He's really irreplaceable.

<Marco>
   Obudziła się późnym wieczorem, po kilku godzinach niespokojnego snu, ze łzami w oczach, powoli spływającymi po jej policzkach. Zostałem w mieszkaniu na prośbę jej samej, mówiła, że chce poczuć się bezpieczna, że boi się kolejnych jego odwiedzin. Wychodziłem akurat z kuchni, niosąc w dłoni kubek ciepłej herbaty, gdy spostrzegłem, że siedzi skulona na sofie, obejmując kolana rękoma. Nie spojrzała na mnie, lecz nie zniechęciło mnie to do dalszych działań. Usiadłem obok i przytuliłem ją mocno do siebie, mając świadomość, że może mnie odtrącić. W jednej chwili dotyk jakiegokolwiek mężczyzny stał się dla niej śmiertelnym zagrożeniem, kolcem boleśnie wbijającym się w jej ciało. Czekałem na jakiś gest ze strony dziewczyny, ale nadal tylko chowała się w moich ramionach, łkając cicho. Ostrożnie gładziłem jej włosy i czułem, jak drżała, próbując powstrzymać kolejne fale gorzkiej cieczy, z którą walczyła już od paru minut. Wiedziała, że jej nie zranię. Musiała to wiedzieć.
   -Teraz będzie dobrze. - szepnąłem opierając brodę o czubek jej głowy, gdy oddychała już miarowo. -On nie wróci. Nie ma odwagi.
   Podniosła wzrok lustrując mnie błękitnymi tęczówkami, nadal mokrymi i nawet nieco opuchniętymi. Oddałem jej napój, który przygotowałem dla siebie i znów otuliłem kocem, spod którego niedawno się wygrzebała. Przyglądałem się, jak z opanowaniem zanurza usta w kubku, zbierając odpowiednie zdania, by kontynuować rozmowę o zajściu z popołudnia.
   -Lena. - zerknęła na mnie podejrzliwie, ale nie zamierzałem odpuścić. Moim obowiązkiem było dowiedzieć się, co ten bydlak jej zrobił. -Powiedz mi prawdę, powiedz mi wszystko, proszę. Co Cię boli? Czy on Cię...?
   Zaprzeczyła kręcąc głową, a ja cieszyłem się, że nie kazała mi kończyć. Nie potrafiłem myśleć o tym słowie, a co dopiero je wypowiedzieć. Jadąc do niej nie spodziewałem się, że po przekroczeniu progu posiadłości Lewandowskiego będę oglądał scenę, w której Štilić bezlitośnie maltretuje swoją ukochaną, osłabiając ją każdym uderzeniem, by na końcu dopuścić się gwałtu. Tak, gwałtu, bo właśnie tak miał wyglądać finisz tej masakry. Gdybym spóźnił się o pięć minut...
   -Dziękuję, Marco. - usłyszałem jej cichy głos, co natychmiast postawiło mnie z powrotem na ziemi. -Zrobiłby to, gdybyś się nie pojawił.
   -Dlaczego...?
   Nie naciskałem ale widziałem, że powoli się uspokaja i wraca do siebie, w szeroko pojętym znaczeniu tego wyrażenia. Patrzyliśmy na siebie przez moment, po czym uciekła spojrzeniem w drugą stronę. Już nie płakała, ale targające nią negatywne emocje wciąż dominowały w jej umyśle.
   -On wie, co się stało. Kaja sprzedała mu wszystkie informacje.
   -Ta Twoja przyjaciółka?
   -Przyjaciółka... - podkreśliła kpiąco. -Tak przynajmniej sądziłam. Myślałam, że mogę jej ufać, że zrozumie, dlaczego tak postąpiłam... A ona bez wyrzutów sumienia zniszczyła mój związek!
   -Nie zapominaj, że ja też mam w tym swój udział. Gdybyśmy wtedy... Nadal bylibyście razem.
   -Rozmawialiśmy już na ten temat. - zaoponowała stanowczo. -Podjęłam świadomą decyzję, osobiście, sama do tego doprowadziłam.
   -I nie żałujesz nawet teraz?
   -Nie. No dobrze... Wyrzucałam sobie tą noc jeden, jedyny raz, dziś, kiedy Semir przyszedł do mnie z nagraniem rozmowy z Kają. Teraz jednak rozumiem, że nie było warto, bo nie zwracał uwagi na swoje błędy, wytykając moje. To bolało najbardziej.
   -Nadal go kochasz?
   -Nie tak bardzo, jak jeszcze wczoraj. Mam nadzieję, że nigdy więcej się nie spotkamy i nie staniemy sobie na drodze. Chcę jak najszybciej zapomnieć, że coś nas łączyło, bo nie wierzę, że pokochałam kogoś takiego. Nie wracajmy więcej do tej sprawy.
   Z każdym wypowiadanym zdaniem jej głos łamał się coraz bardziej, dlatego nie zdziwiłem się, kiedy nagle zamilkła. Przypuszczałem, że przechodzi gehennę, też rozstałem się z dziewczyną i wiedziałem, jakie to uczucie. Wpatrywała się w swoje stopy, więc objąłem ją ramieniem i delikatnie pocałowałem w czoło. Chwilę później oparła głowę na moim obojczyku.
   -Twoja dziewczyna jest prawdziwą szczęściarą, Marco. Zazdroszczę jej, nigdy nie pozwól by Cię zostawiła.  - przyznała. Westchnąłem ciężko, na co zmarszczyła brwi. -No co? Nie mam racji?
   -Nie zastanawiałem się nad tym. Może przygotuję dla Ciebie kąpiel, co? Jesteś zmęczona, obolała i poobijana, powinnaś odpocząć. - szybko zmieniłem temat. Spoglądając na mnie uśmiechnęła się po raz pierwszy od mojego przyjazdu.
   -Dziękuję. Jesteś niezastąpiony.


   -Jakim cudem? I co Ty w ogóle tam robisz? Dzwoniłeś do rodziców?
   -Nic jeszcze nie wiem. Nie chcę ciągnąć jej za język, jest słaba psychicznie. To nienajlepszy moment na zwierzenia, poczekam, aż sama się otworzy.
   -Zostaniesz z nią?
   -Jeśli będzie miała ochotę...
   -Ona Cię teraz potrzebuje. Musi mieć przy sobie kogoś, kto ją zrozumie, wesprze i podniesie na duchu. Mógłbym Ci wiele zarzucić, ale ufam Ci, Marco, ona też. Zaopiekuj się nią, proszę.
   -Skąd Ty to wszystko wiesz?
   -Znam ją trochę dłużej od Ciebie, wiem, jak boli ją każdy zadany cios, dlatego nie pozwól, by je otrzymywała. Poradzisz sobie. Najlepiej ściągnij ją do nas, lepiej, by nie została z rodzicami, bo nie znajdą dla niej czasu. Potrzebuje spokoju i wyciszenia.
   -Postaram się, ale niczego nie obiecuję.
   -Potrafisz z nią rozmawiać, namów ją, powiedz, że czekam. Musimy sprawić, że zapomni. A z tym prostakiem rozliczę się na osobności.
   -Lewy, kończę. Odezwę się jutro, dobra?
   -Jasne. Dzięki stary, do zobaczenia.
   Odebrałem wiadomość podsumowującą rozmowę i dostrzegłem Lenę opierającą się o barierkę przy schodach. Obserwowała mnie z przymkniętymi powiekami i rękoma skrzyżowanymi na piersiach, próbowała zatem odgadnąć, dlaczego stoję z telefonem w dłoni na środku salonu.
   -Z kim rozmawiałeś? - spytała twardo, zmierzając w moim kierunku.
   -Z siostrą. - odparłem, zachowując wszelkie pozory normalności. Nie chciałem dodatkowo jej stresować, zbyt wiele już dziś wycierpiała. -Mówiła, że Nico za mną tęskni i pyta, kiedy znów zabiorę go na mecz.
   -Więc powinieneś wrócić do Dortmundu, żeby go nie zawieść.
   -Zrobię to, ale nie dziś i nie jutro. - zmarszczyła brwi, lustrując mnie badawczo. -Będę tutaj z Tobą. Obiecałem to sobie.
   -Będziesz? - jej twarz zdradzała teraz zaskoczenie, ale i strach, jakby właśnie usłyszała, że za chwilę przez balkon wskoczą kosmici z bombą atomową.
   -Jeżeli masz...
   -Nie mam nic przeciwko. Zamierzałam Cię o to poprosić, lecz przypuszczałam, że opłaciłeś nocleg w hotelu... Zostań. - szepnęła. Uśmiechnąłem się do niej porozumiewawczo, na co pociągnęła mnie do pokoju, w którym spała. Ułożyła się na łóżku, po czym okryłem ją kołdrą i pocałowałem w czoło, by dodać jej otuchy. Widziałem, jak bardzo się boi, jak bije się z własnym sumieniem, z dręczącymi ją myślami... Ponosiłem za to częściową winę i nie ukrywałem przed sobą tych faktów. Cierpiała przeze mnie i to bolało najbardziej. Znalazłem się właśnie na jednym z życiowych zakrętów, z których wyjście na prostą pochłania trochę czasu.
   -O czym myślisz? - Lena wbijała we mnie rozszerzone źrenice. Westchnąłem i odwróciłem wzrok, bo spotkanie naszych spojrzeń wprowadziłoby mnie w głęboką konsternację.
   -Nie chcesz poznać odpowiedzi na to pytanie.
   -Dziewczyna na Ciebie czeka, prawda?
   -Nie. - roześmiałem się. -Ona nie zrozumiałaby, że potrzebujesz pomocy.
   -Więc o co chodzi? Marco... - nie odpowiedziałem, więc podniosła się i usiadła obok. -Przestań, błagam Cię. Nie zaciągnąłeś mnie do sypialni na siłę. Co mam zrobić, żebyś przestał się zadręczać?
   -Obiecaj mi jedną rzecz.
   -Słucham.
   -Wyprowadzisz się stąd. Nie przeżyję, jeśli następnym razem będę musiał odwiedzić Cię w kostnicy. Chcę mieć pewność, że on więcej Cię nie dotknie.
   -Przyjechałeś do mnie, by móc się rozgrzeszyć? Więc wracaj do Dortmundu. Nie pozwolę, byś ponosił konsekwencje moich wyborów. - fuknęła, a ja odsunąłem się zdziwiony jej rozkazem, którego nie zlekceważyłem. Przyleciałem do Polski porozmawiać i przyjąć na klatę moją część skutków tamtej nocy, lecz Lena nie zamierzała się ze mną dzielić. Świadomy, że Štilić do niej nie wróci, podniosłem się z łóżka, by wyjść, ale sekundę później zostałem pociągnięty za rękę do tyłu. Czekała, aż zajmę miejsce obok niej. Miejsce, które jeszcze wczoraj należało do bałkańskiego drania.
   -Wybacz. - skruszyła się, opierając głowę na moim torsie. -Nie umiem sobie tego wytłumaczyć. Pamiętasz, jak na Ibizie zostałeś moim ochroniarzem? - kiwnąłem głową, wracając myślami do wspomnianego momentu. Nasz pierwszy pocałunek. -Teraz też nim bądź, proszę.
   Spojrzeliśmy na siebie. Nie miałem wątpliwości, że bezpieczeństwo jest teraz dla niej priorytetową wartością. Objąłem ją ramieniem, by mogła wtulić się w moje ciało i po kilku minutach słyszałem miarowy oddech, który odprowadził ją do krainy snu.


<Lena>
   Wydarzenia minionego dnia nie pozwalały mi na spokojny odpoczynek. W nocy dwa razy budziłam się, wybuchając płaczem i przerywając przy tym i tak już płytki sen Reusowi. Przytulał mnie wtedy mocno, szepcząc spokojnie do ucha, co działało na mnie jak odurzający narkotyk. Wiedząc, że jest przy mnie nie musiałam obawiać się koszmarów ani tego, że któregoś dnia staną się rzeczywistością.
   Otworzywszy oczy z samego rana szybko zauważyłam, że nie mam już towarzystwa. Zdezorientowana rozprostowałam zastałe kości i rozejrzałam się po pokoju. Znów odczuwałam delikatny strach. Bez Marco byłam bezradna, narażona na niebezpieczeństwo, bo nie potrafiłabym obronić się przed silniejszym mężczyzną. Jawiłam się jako lwica - odważna, waleczna, lecz ciągle przegrywająca z odwiecznym rywalem, którego z racji jego przewagi omijała szerokim łukiem.
   Z duszą na ramieniu pomknęłam do reprezentacyjnej części mieszkania z nadzieją, iż mój obrońca jeszcze go nie opuścił. Odetchnęłam głęboko widząc, jak konstruuje śniadanie, podśpiewując pod nosem dziwną melodię. Nasze spojrzenia spotkały się, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
   -Głodna? - uniósł brwi kursując między kuchnią a jadalnią. -Byłem na zakupach, nabrałem ochoty na tosty. Zjesz ze mną?
   -Jasne. Zrobię kawę. - przeczesałam palcami włosy i zatrzymałam się dopiero przy ekspresie. Reus przeniósł się do tego samego pomieszczenia, gdyż chwilę wcześniej otworzył lodówkę. Odwróciłam głowę i zobaczyłam go opierającego się o blat, z butelką wody mineralnej w dłoni.
   -Mam prośbę.
   -Jaką?
   -Możesz założyć na siebie coś mniej... Skąpego?
   Otworzyłam szerzej oczy, na co zarechotał cicho. Opuszczając wzrok zorientowałam się, że zaalarmowana jego nieobecnością pojawiłam się w kuchni odziana w nocną bieliznę. O ile góra prezentowała się przyzwoicie, o tyle od pasa w dół okrywały mnie jedynie spodenki, z trudem obejmując granicami materiału pośladki. Czułam, że się rumienię. Dopiero po chwili zebrałam myśli, by móc zareagować.
   -Zaraz wracam. - mruknęłam jedynie i uciekłam do sypialni.
   Parę minut później siedzieliśmy naprzeciw siebie spożywając śniadanie. Gdy Marco wypytał już o moje samopoczucie, przyglądając się chłopakowi zaczęłam zachodzić w głowę, jak się tutaj znalazł. Tak nagle przemierzył osiemset kilometrów i zapukał do drzwi posiadłości Roberta, jak się okazało - w samą porę. Uznałam, iż mam prawo do kilku zdań wyjaśnień.
   -Marco... - wbił we mnie zielone tęczówki. -Co się właściwie stało, że tu jesteś? Wczoraj nie mieliśmy okazji o tym pogadać.
   -Cóż... Cel mojej wizyty był zupełnie inny, lecz w obecnej sytuacji możemy odłożyć to na później.
   -Wziąłeś urlop na żądanie?
   -Można tak powiedzieć. Tylko Mario wie, że wyjechałem, ale nie ma pojęcia, dokąd. Dodatkowo nabawiłem się delikatnej kontuzji, dlatego nie trenuję.
   Odsunął się od stołu, ukazując zranioną stopę. Zauważyłam jego uraz z prawie dobowym opóźnieniem, tak bardzo ubolewałam nad swoim położeniem. Ciekawe, co jeszcze mnie ominęło.
   -Przykro mi.
   -To nic takiego. Pod koniec tygodnia wrócę do treningów, będę gotowy na rozpoczęcie sezonu.
   -Jak do mnie trafiłeś? - naprawdę ciekawa zadałam kolejne pytanie. Uśmiechnął się pogodnie, zatem dotarcie tutaj sprawiło mu niemałe trudności.
   -Poprosiłem Łukasza o poznański adres Lewego. Początkowo zapisał mi ulicę, na której mieszkają Wasi rodzice, dopiero później, przez przypadek Piszczu usłyszał Twoją rozmowę z Robertem. Pytał, czy ktoś wysyła jeszcze korespondencje pod ten adres. Nie wyobrażam sobie swojej reakcji, gdyby drzwi otworzył mi Twój ojciec. - spuentował, na co roześmialiśmy się oboje. Faktycznie, worek z pytaniami "Dlaczego Marco Reus stoi w progu naszego mieszkania?" nigdy by się nie zamknął.
   -Więc Bobek już wie?
   -Tak. - rzucił krótko i zamilkł, rozważając dalszą część wypowiedzi. Zorientowałam się, że jest coś, o czym nie chce mi powiedzieć. -Chciałby Cię zobaczyć, tęskni za Tobą, jego narzeczona też.
   -Co chcesz przez to powiedzieć?
   -Przyrzekałaś mi wczoraj, że wyjedziesz.
   -Zaraz... - powoli docierał do mnie sens jego natarczywej prośby. -Sugerujesz, bym zamieszkała z Lewym w Dortmundzie? O to Ci chodzi?
   -Jeszcze dwa miesiące temu wiele byś dała, aby tak się stało. Teraz nic nie stoi Ci na przeszkodzie. Twój chłopak okazał się napalonym zboczeńcem, a rodzice nie mają prawa dłużej trzymać Cię na smyczy. Już nie musisz się wahać.
   -Marco, ja...
   -Obiecałaś. - przypomniał z takim wyrzutem, iż nie potrafiłam odmówić. Z jednej strony przedstawił silne argumenty, z drugiej ciągle targały mną pewne obawy, lecz nie zamierzałam też dłużej przebywać w jednym mieście ze Štiliciem. Znów czułam się jak igła w stogu siana, z tym, że dziś szala przechylała się w stronę TAK, zostawiając NIE daleko za sobą, aczkolwiek NIE WIEM nadal stało na silnej pozycji. Byłam pewna jedynie tego, że niedługo zwariuję.
   -Nie mam pojęcia, czy jestem gotowa.
   -Boże, co za uparte stworzenie. - jęknął, po czym dopił swoją kawę i z naczyniami w rękach poszedł zapakować je do zmywarki. Po zakończonej czynności oparł się o boczną ścianę lodówki i przenosząc ciężar ciała na zdrową nogę, założył ręce na piersi.
   -Jak mogę Cię przekonać, że to właściwa droga? Nie będziesz tam cierpiała, bo nikt nie sprawi Ci bólu.
   -Daj mi trochę czasu.
   -Ile? - dalej naciskał, przez co westchnęłam ciężko. -Do mojego wyjazdu?
   -Dwa dni? Idź się lecz, Reus. - fuknęłam oburzona i przeniosłam się na kanapę. Próbowałam skupić uwagę na emitowanym właśnie programie informacyjnym, lecz nadchodzący powrót blondasa do Niemiec napawał mnie paniką. Nie chciałam, żeby stąd wyszedł. Nie teraz.
   -Niech będzie. - zajął miejsce obok, lustrując mnie badawczo. Po jego twarzy błądził cwany uśmieszek, którego nie sposób w tamtym momencie pominąć. -Trzynaście dni i ani sekundy dłużej. Zrozumiano?
   -Jesteś niesamowicie drobiazgowy. - zauważyłam, na co znów się roześmiał. Ewidentnie w jego głowie zrodził się chytry plan, którym nie podzieli się ze mną nawet za piękne oczy. Może znaliśmy się zaledwie kilka miesięcy, lecz tyle byłam w stanie już zauważyć. Nasza krótka znajomość wspięła się na taki poziom, iż pewne fakty stawały się dla nas obojga jasne przy jednym spotkaniu naszych spojrzeń. Niektóre z moich barier zwyczajnie nie stanowiły już dla dortmundzkiej 'jedenastki' żadnej przeszkody. Pokonywał wszystkie, zostawiając dla siebie to, co zebrał po drodze. Prawdopodobnie dlatego był dla mnie polem ochronnym, w obrębie którego nie bałam się stawiać choćby najmniejszych kroczków na drodze do celu.


   -Szkoda.
   -Mnie również. Liczyłem, że jednak zdążysz się zdecydować, ale w porządku. Nie nalegam. Jestem cierpliwy i potrafię czekać.
   Siedzieliśmy na Ławicy oczekując przylotu samolotu, gdy Marco kończył kolejny ze swoich wywodów odnośnie zmiany mojego miejsca zamieszkania. Nie przyszło mu nawet do głowy, by odpuścić, lecz ja też pozostawałam nieugięta. Towarzysz strasznie działał mi na nerwy, ale nie wybuchałam złością wiedząc, iż zwyczajnie mnie do tego prowokuje.
   -Potrafisz czekać? - z udawaną irytacją uniosłam brwi. -Więc zamknij się w końcu i nie zasypuj mnie plusami życia w Dortmundzie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że jest ich mnóstwo i na pewno jeszcze Was odwiedzę.
   -I to w najbliższym czasie. - oświadczył tonem nieznoszącym sprzeciwu. Patrzyłam na niego pytająco, na co ozdobił buzię swoim denerwującym rogalikiem, z którym nie rozstawał się od drugiego dnia pobytu w Polsce. Pochylił się nad swoją torbą, intensywnie czegoś szukając, przypuszczałam zatem, iż rozwiązanie zagadki jest już blisko. Wręczył mi elegancką kopertę. -Proszę, to dla Ciebie. Otwórz ją.
   Rozerwałam opakowanie, nie spuszczając z niego wzroku. Odniosłam nawet wrażenie, że przykleił sobie ten głupawy uśmieszek do ust, bo jeszcze z niego nie zrezygnował. Ze środka wyjęłam równie dostojną, błyszczącą kartkę papieru z wyraźnym napisem "Zaproszenie". Zdezorientowana zmarszczyłam brwi.
   -Poważnie, nie pomyliłeś adresata? - upewniałam się. Przewrócił oczami.
   -Najpierw przeczytaj, a później składaj reklamacje.
   Zgodnie z poleceniem, zagłębiłam się w wydrukowaną treść. Prześledziłam ją drugi raz, potem trzeci i czwarty i z każdym podejściem wysuwałam ten sam wniosek. Marco Reus, jeden z najlepszych piłkarzy Bundesligi, zaprosił mnie na klubowy bankiet z okazji otwarcia sezonu 2012/2013. Jako swoją osobę towarzyszącą. Co do tego nie miałam wątpliwości, bo w tekście znalazłam swoje imię i nazwisko.
   -To żart? - tylko tyle byłam w stanie wydusić.
   -A wyglądam, jakbym żartował? - odparował.
   Zerknęłam na niego. Nadal się szczerzył, lecz już całkiem normalnie, przyglądając się mojej reakcji z uwagą. Zapewne takiej się spodziewał - zaskoczenia poprzedzonego milczeniem. Bo co miałam powiedzieć?
   -Wow... Ale dlaczego akurat...
   -Bo pragnę, żebyś poszła tam razem ze mną. Zaproszenie jest bezzwrotne i nie podlega wymianie. Przyjadę po Ciebie do Lewego w ten czwartek po osiemnastej, dobrze?
   Toczyliśmy walkę na spojrzenia, zakończoną potwierdzeniem przeze mnie udziału w owej imprezie. Wystarczyła niecała minuta, bym pojęła propozycję Reusa dotyczącą przeprowadzki i wszystkie podchody z nieznikającym uśmiechem. Systematycznie dopinał swego. Działał według starannie opracowanego planu, zwieńczonego sukcesem. Jest niezastąpiony. Jest naprawdę niezastąpiony.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Marco zostaje. 2019. ECHTE LIEBE. Najlepszy na świecie. Tag zum Feiern.
Myślę, że każde kolejne słowo jest zbędne. Do następnego :)

8 komentarzy:

  1. Co tu dużo mówic, rozdział po prostu wspaniały. Teraz tylko czekać aż Lena wyjedzie do Dortmundu i do Marco. Życzę ci weny i czekam niecierpliwie na next. Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero co natrafiłam na twojego bloga i muszę przyznać że jest naprawde świetny . Mam nadzieje , że Lena wyjedzie do Dortmundu i będzie z Marco a na tym bankiecie coś się wydarzy . Czekam na nn ;) . Pozdrawiam gorąco Marlena ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cuudownyy! Mówiłam Ci już to wiele razy, ale będę się powtarzała:
    ŚWIETNIE PISZESZ!
    Uwielbiam to opowiadanie, a po każdym rozdziale czekam na kolejny :3
    Co to samego rozdziału to bardzo się cieszę, ze Lena ma kogoś takiego jak Reus. Ahh.. ale dlaczego oni nie są jeszcze razem? Niech kurczę Lena przejrzy na oczy i zobaczy jak Marco sie stara i że coś do niej czuje, bo ślepy by zauważył!
    Mam nadzieję, ze przeprowadzi sie do Dortmundu i zamknie raz na zawsze rozdział z Semirem ;)
    A co do Marco, to moje zdanie chyba znasz haha :) Mam przeczucie, że fani w piątek przygotują jakąś niespodziankę podczas meczu :) To byłoby świetne podziękowanie dla niego!
    Do następnego kochana! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!!!
      Prawie w każdym komentarzu znajduje się taka niema prośba/pytanie, kiedy będą razem... Nie byłabym sobą, gdybym nie miała piekielnego pragnienia podzielenia się z Wami tą informacją, ale jak wspominałam pod którymś rozdziałem, jestem zdecydowanie bardziej zadowolona z drugiej części opowiadania. Powiem tylko, że nie będzie nudno :)
      Racja, możliwe, że kibice szykują już jakąś okazjonalną oprawę :D Ale po opadnięciu pierwszych emocji zaczęłam się na poważnie zastanawiać, dlaczego Reus przedłużył kontrakt i mam nadzieję, że nie zawiedzie nas wszystkich - wyczytałam bowiem, że zrobił to tylko dlatego, żeby odejść po sezonie za większą kwotę i dać zarobić klubowi. Wierzę jednak, że ma w głowie więcej oleju niż Götze :)
      Pozdrawiam ♡

      Usuń
  4. Jaki fajniutki rozdział :)))))))))) Dobrze, że Marco jest przy Lenie :) No, pod koniec wylatuje, ale dobrze, że jest ^^ Cieszę się, że w końcu mają jakiś kontakt i kto wie ... :)))
    Ja o przedłużeniu kontraktu przez Marco, dowiedziałam się w autobusie, wracając ze szkoły :D Po prostu z tej radości chciałam skakać, krzyczeć, no ale autobus.... :D Również myślę, że kibice zrobią coś naprawdę bombowego :))))) Dzisiaj w sumie słyszałam piosenkę o Marco, ale tłumaczenia nie znalazłam.
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością :)))) Pozdrawiam gorąco:** - Karu ;d

    OdpowiedzUsuń
  5. No dawno mnie tu nie było, ale w końcu nadrobiłam zaległości:) A przez ten czas tak wiele się wydarzyło. Brakuje słów na to by skomentować zachowanie Kai, niestety w naszym codziennym życiu także spotykamy takie osoby, które udają naszych przyjaciół, a tak naprawdę nimi nie są. Co do Semira, to on od początku był strasznie zaborczy i zależało mu tylko na tym, żeby się przespać z Leną. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że ona wreszcie przejrzała na oczy. A mi się właśnie podobają takie niedopowiedzenia między Leną i Marco.Marco jeszcze nigdy nie powiedział o tym, że nie ma dziewczyny, niedawno rozstał się z nią i może też jest mu ciężko o tym rozmawiać. Jednego jestem pewna - Robert nie będzie już miał nic przeciwko ich znajomości, a zobaczymy w jakim kierunku się ona rozwinie:):):) Z niecierpliwością czekam na następny.
    Pozdrawiam cieplutko:* - Marta

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy można sie spodziewać nowego ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś popołudniu / jutro w godzinach wczesnopopołudniowych.
      Pozdrawiam :))

      Usuń