03 lutego 2015

13. OMG, Peter's son, take a photo with me!

   -Długo to jeszcze potrwa? - zapytałam, nie chcąc pokazać, jak bardzo drażni mnie ilość czasu, która przeznaczył na rozpakowanie niewielkiej walizki. Zabrał ze sobą jedynie kilka kompletów klubowych dresów i obuwie sportowe, a rozczulał się nad nimi, jakby właśnie wrócił z podróży poślubnej. Podniósł głowę, wyczuwszy nutkę irytacji w moim głosie i uśmiechnął się pod nosem.
   -Nie. - rzucił tylko i powrócił do poprzedniego zajęcia. Po raz dziesiąty wszedł do łazienki, sześć razy z rzędu przeglądając się w lustrze, w garderobie w holu postawił trzecią parę butów, a teraz stał na środku pokoju z szamponem do włosów, nie rozumiejąc, dlaczego chwilę wcześniej nie zostawił go w toalecie wraz z pozostałymi kosmetykami. Gdy z bagażu wyjął jeszcze stertę kolorowych czasopism i spojrzał na mnie wzrokiem oznaczającym: "wyniosę to do śmietnika", zamknęłam oczy i położyłam głowę na oparciu kanapy.
   -Semir, zlituj się! - jęknęłam, widząc, jak po powrocie do mieszkania idzie do sypialni, by upchnąć w szafie pustą już walizkę. Dopiero wtedy usiadł obok i z największą ostrożnością ujął moją dłoń.
   -Skończyłem. - uświadomił mnie z szerokim bananem na twarzy. -Wybacz, wróciłem wczoraj późnym wieczorem i nie znalazłem już siły, żeby to ogarnąć, a wiesz, że takie rzeczy nie mogą czekać.
   -Nieważne. - z uśmiechem machnęłam ręką. -Jak było na obozie?
   -Ciężko. I gorąco. Dobrze, że w Turcji mają morze, bo nie wytrzymalibyśmy tego upału bez chłodnej wody, a hotelowe baseny nie dają takiej przyjemności.
   -A co u tego piłkarza, którego ściągnęliście w miejsce Roberta? Dobrze wszedł w zespół?
   -Artjoms? Wręcz wyśmienicie. Świetnie się z nami czuje i w sparingach już strzelił pierwsze gole. Lewy ma godnego następcę.
   Tak naprawdę działania Lecha mające na celu uzupełnienie luki po moim bracie zapewne dla nas obojga były sprawą drugorzędną, chciałam jednak odciągnąć w czasie poruszenie nieprzyjemnego tematu. Z drugiej strony, moja beznadziejna wiedza futbolowa nie pozwalała na rozwinięcie tego wątku i gdy po wypowiedzi Bośniaka dotyczącej opinii trenerskiej zakończonego obozu zapadła krępująca cisza, dotarło do mnie, że nadszedł ten moment.
   -Cieszę się, że jesteście zadowoleni z postępów. - zaczęłam. -U mnie też dużo się działo.
   -To znaczy?
   W tym miejscu powinnam poinformować Semira o wycieczce do Dortmundu, wypłakiwaniu w poduszkę jej konsekwencji i nieplanowanej imprezie sprzed trzech dni. I po tej spowiedzi w zasadzie mogłabym opuścić posiadłość mojego chłopaka, bo nie chciałby dłużej mnie znać. Zamierzałam to jednak przemilczeć, mając pewność, że szczegóły tych incydentów nie ujrzą światła dziennego i sprawić, by piłkarz rozpoczął tydzień pozytywnym akcentem. Po raz pierwszy od dawna będę z nim szczera, powiem prawdę, której zaakceptowanie wiele mnie kosztowało.
   -Miałam mnóstwo czasu na przemyślenia, gdy Cię nie było. Nie odzywam się do Marco, do Lewego też i dzięki temu coś zrozumiałam. Nie brakuje mi ich tak bardzo, jak brakowało przez te kilkadziesiąt dni Ciebie. Jesteśmy razem już ponad rok, przeżywaliśmy wzloty i upadki, lecz mimo to myślę, że dobrze nam ze sobą. Nie jesteśmy święci, popełniamy błędy, ale najważniejsze, że jeszcze potrafimy sobie wybaczać i dzięki temu ciągle jakoś się trzymamy. Więc jak: podnosimy się znów, po raz kolejny?
   Popatrzyłam na jego twarz, rozświetloną gorącym, sierpniowym słońcem, które o tej porze dnia stało już wysoko na niebie. Uśmiechał się. Lustrował mnie równie badawczo, jak ja jego, obmyślając ruch, który wypadałoby wykonać. Zdecydował się. Zminimalizował dzielącą nas odległość i uniósł moją dłoń, którą nadal obejmował, ucałowawszy jedną z kostek palca.
   -Mam nadzieję, że już nigdy nie upadniemy. - szepnął, po czym musnął moje wargi, wpijając się w nie po krótkiej chwili. Później oparł czoło na moich włosach, przygładziwszy je nieznacznie.
   -Kocham Cię, Lena.
   -Ja Ciebie też, Semir.
   W żadnym innym dniu mojej marnej egzystencji nie czułam się tak podle, jak tamtego popołudnia.


   -Jutro mamy ostatni trening przed rozpoczęciem sezonu. Będziesz?
   -Już mnie męczysz? Nie mogę przyjść tylko na mecz?
   -Zależy mi. Pierwszy i ostatni, początek i koniec. Nie będę prosił o nic więcej.
   -Niech stracę. Wpadnij do mnie, pojedziemy razem. Do zobaczenia!
   Te trzy dni były jednymi z piękniejszych w naszym burzliwym związku. Pomimo, iż w ciągu minionych siedemdziesięciu dwóch godzin w swoim towarzystwie spędziliśmy może dziesięć, potrafiliśmy je docenić i maksymalnie wykorzystać. Kiedy byliśmy osobno, możliwie często kontaktowaliśmy się telefonicznie lub przez Skype'a. Nasz pociąg wrócił na właściwe tory i głęboko wierzyłam, że koleiny, które powstały przez moje nieodpowiedzialne zachowanie, nie spowodują kolejnego wypadnięcia z trasy.
   Bardzo szybko zapomniałam o upokorzeniu ze strony Bobka oraz jednorazowej przygodzie z Marco, na co ogromny wpływ miała zmiana nastawienia Štilicia co do naszej relacji. Poświęcaliśmy sobie coraz więcej uwagi, lecz wymazanie z pamięci obrazu obnażonego Reusa wcale nie uchodziło za takie proste. Przecież obiecałam, że zawsze będę miała ten moment w myślach... I chyba dotrzymam tej obietnicy niezależnie od własnej woli, bo gdy patrzyłam na mojego chłopaka, nieświadomie stawiałam go i porównywałam do nienagannie zbudowanego Niemca o jakże odmiennych cechach charakteru. Modliłam się tylko, aby wyobrażenia te pozostały wyłącznie moją tajemnicą, gdyż nie umiałam wyobrazić sobie sytuacji, w której Semir dowiaduje się, że w mojej głowie przechadza się po jednym chodniku ze swoim wrogiem publicznym numer jeden. Oh, Lena, mogłabyś wtedy pakować walizki i kupować przepustkę na drugi koniec świata.


   -Ał! To boli! Puść mnie w końcu! Przysięgam, że po treningu wrócę do domu, wezmę patelnię i przyjadę, żeby przyłożyć Ci nią w ten pusty łeb! Chociaż nie, może tostownica będzie lepszym pomysłem!
   Donośny głos Peszkina niósł się po stadionie jeszcze przez parę sekund, a cały zespół pokładał się ze śmiechu obserwując, jak Sławek niesie na plecach bałkańskiego pomocnika, z którym zazwyczaj grywał w jednej linii. Semir w końcu zszedł z umęczonego kolegi, nadal zataczając się pod wpływem swojego rechotu. Nim zdążył spoważnieć, poszkodowany zarzucił mu na głowę swoją bluzę dresową i sprawnymi chwytami powalił na murawę. Siłowali się przez chwilę w parterze, lecz dostrzegłszy pojawienie się trenera, stanęli na nogi i z rozbawieniem uścisnęli sobie dłonie.
   Cała ekipa Lecha, bez wyjątku, tryskała dziś dobrym humorem, który udzielił się również selekcjonerowi i nawet nie starali się ukryć narastającej głupawki. Nadchodzący wielkimi krokami początek sezonu napawał ich wszystkich wyraźną radością. Część bawiła się w zapasy, niektórzy podkradali sobie obuwie, paradując z nim przez całą szerokość boiska, inni zaś nosili na głowach pachołki do slalomu lub tańczyli walca angielskiego z tyczkami. Nie sposób nie wybuchnąć spazmatycznym śmiechem, gdy obserwuje się bandę dorosłych mężczyzn, zachowaniem przypominających dzieci w zerówce, którym pani przedszkolanka powiedziała, że po śniadaniu wyjdą do ogrodu pobujać się na huśtawkach. Oczekiwanie na rozgrywki ligowe zdecydowanie opóźniało ich w rozwoju.
   -Nie miałam bladego pojęcia, że Sławek wie, gdzie szukać w naszym domu patelni. - dziwiła się żona Peszkina siedząca po mojej prawej stronie. Wraz z pozostałymi paniami znów zaczęłyśmy chichotać.
   -Jeśli potrafi ją znaleźć, to użyć zapewne też. - wtórowała brunetce ukochana Dimitrije Injaca, jednego z najlepszych przyjaciół Pile (nie wiedzieć czemu, właśnie taki pseudonim nadano w klubie mojemu żartownisiowi).
   -Jajecznicę może przyrządzi... I naleśniki, jeśli przygotujesz mu ciasto.
   -Ania, nie chciałabym Cię martwić, ale jeśli on planuje ruszyć z tą biedną patelnią na Semira, obawiam się, że niewiele z niej zostanie...
   -Nie obronisz go? - roześmiana Sanja uniosła brwi, a ja wzruszyłam ramionami udając obojętność.
   -Nie. Może doceni to, że nie podnoszę na niego ręki.
   Teraz to my bezustannie przez jakiś okres śmiałyśmy się bez konkretnego powodu. Nabijałyśmy się z naszych mężczyzn, chwaląc jednocześnie ich zalety, by uznać na końcu, że wielu domowych problemów nie rozwiązałybyśmy bez ich pomocy. Zgodnie stwierdziłyśmy, że trzeba doceniać ich obecność, ponieważ mamy dla kogo żyć i kogo kochać, a świat bez faceta jest dla kobiety jak szpilki bez obcasów - bezużyteczny i bezbarwny.
   -Hej, czy to ten nowy wojownik, Rudnevs? - dziewczyna Kuby Wilka wskazała na nadzwyczaj aktywnego w polu karnym uroczego blondyna. Uwolnił się właśnie spod opieki obrońców i wpakował piłkę do siatki uderzeniem z woleja (Semir włożył wiele wysiłku, by wytłumaczyć mi, jak dokładnie musi wyglądać taki strzał i od tamtej pory bez problemu rozpoznaję zdobytego w ten sposób gola).
   -Tak. - potwierdziła Anna. -Ale nie rób sobie nadziei, ma żonę i prawie półtoraroczną córeczkę.
   -Daj spokój. - żachnęła się Patrycja. -Nie jestem tutaj po to, by rozbijać cudze związki, mogę jedynie cieszyć się szczęściem przyjaciół Kuby. Fajnie, że ma dla kogo grać i walczyć.
   Państwo Peszko także mieli już pociechę płci żeńskiej, więc przeczuwając konwersację o zachodzeniu w ciążę i rodzeniu dzieci, dyskretnie wyłączyłam się z kręgu dyskusji i skupiłam na łotewskim napastniku. Štilić nie ściemniał, chłopak naprawdę znał się na rzeczy i nawet ja to zauważyłam. Posiadał znakomity przegląd pola, umiał odnaleźć się na swojej pozycji, piłka go wręcz szukała, a powroty do obrony, w głąb boiska w celu pomocy kolegom, nie stanowiły dla niego większego problemu (czy zaczynam się staczać, jeśli operuję już podstawami futbolowego języka?). Ścigałam właśnie Artjomsa podążającego w tempie rakiety kosmicznej pod przeciwległą bramkę, gdy zauważyłam, że jestem obserwowana. Sektor dalej, zaraz przy schodach w pierwszym rzędzie, z rękoma w kieszeniach szortów stał brązowooki blondyn i szeroko uśmiechał się w moją stronę. Nie musiałam nawet pytać, czy gra w młodzieżowej drużynie Lecha i czy zdarza mu się wyjeżdżać w odwiedziny na zachód, bo już to wiedziałam. Poznałam go od razu. Wymieniałam przyjazne, ale i zaskoczone spojrzenia z poznanym w piątkowej dyskotece Adrianem i jego kompanem, który tamtego wieczora bawił się z Kają.
   -Przepraszam, zaraz wrócę. - zakomunikowałam i przeszłam kilkanaście metrów, by stanąć twarzą w twarz z moimi rówieśnikami. Blondas nieco się zmieszał, zapewne na wspomnienie naszego pocałunku, nie rezygnując z pogodnego uśmiechu.
   -Co tutaj robicie? - zapytałam po uściśnięciu ich dłoni.
   -Godzinę wcześniej skończyliśmy zajęcia i przyszliśmy podpatrzeć pierwszą drużynę. Jak się okazało, nie my jedni. - Mateusz skinął w kierunku po raz kolejny rozbawionych dziewczyn.
   -A Ciebie wyciągnął Semir, co?
   -Zgadłeś. I doszłam właśnie do wniosku, że im częściej tu przebywam, tym więcej piłkarskich pojęć zapamiętuję.
   -Jeszcze się uzależnisz od stadionów, zobaczysz.
   -Tak, jak Wy?
   -Ja nie musiałem. - Adrian uprzedził wypowiedź kumpla. -Od dziecka wpajano mi miłość do tej gry i tak już zostało. Popatrz tam. - podążyłam wzrokiem za jego ręką i natrafiłam na Piotra Reiss'a - jedynego, którego nie trzeba było nikomu przedstawiać. Żywa legenda nadal pisząca historię, choć zapowiedział już, że sezon, który otworzy się w sobotę, będzie jego ostatnim w karierze zawodnika. -To mój idol i autorytet.
   -Nie jestem zaskoczona. Współczuję tylko jego rodzinie, bo przypuszczam, że na pewno nie mają łatwego życia z fanami męża czy taty.
   -Nie narzekam, przyzwyczailiśmy się do nagonki medialnej, a ja nie miałem jeszcze sytuacji, gdzie ktoś podchodzi do mnie i wrzeszczy: "O Boże, syn Piotra, zrób sobie ze mną zdjęcie, proszę, proszę, proszę!"
   -Słucham? - wykrztusiłam z trudem, co u obojga wywołało śmiech.
   -Nie wiedziałaś? - zerknął na mnie, szczerząc się od ucha do ucha. -Reiss to mój ojciec. Nie wspominałem Ci o tym na imprezie, bo nie miałem pojęcia, jak zareagujesz, ale skoro też w jakimś sensie w tym siedzisz, to...
   Super. Całowałam się z potomkiem wielokrotnego bohatera lokalnej drużyny, o czym dowiedziałam się na jej treningu. Świetnie, genialnie, zajebiście!


   -Wiesz, że pochodzę z Warszawy, prawda? A jeśli dobrze się orientuję, Kolejorz nie przepada za Legią. - uniosłam brwi w drwiącym uśmieszku. Roześmiał się głośno.
   -Tak samo, jak Legia za Kolejorzem. - odparował. -Ale nie trzymasz z nimi, więc możesz czuć się bezpieczna.
   -Wielkie dzięki! - znów parsknęliśmy śmiechem, jak para dobrych znajomych.
   Siedziałam z Adrianem w stadionowej restauracji pod III trybuną, popijając piwo z malinowym sokiem. Po skończonym treningu, gdy już przestał się ze mnie nabijać, przedstawił mi swojego ojca i zaprosił na mały deser. Semir, o dziwo, nie miał problemów związanych z naszym spotkaniem, więc zostawił nas w spokoju i obiecał, że zadzwoni wieczorem. Postanowiłam wykorzystać ten czas na bliższe poznanie młodego Reiss'a, w towarzystwie którego godziny upływały mi nadzwyczaj szybko. Pomimo mało sympatycznego początku znajomości i niezbyt zaawansowanej relacji, świetnie się dogadywaliśmy.
   -Chcę Ci jeszcze coś powiedzieć. - zaczął niepewnie, wbijając wzrok w stojący przed nim pucharek po lodach. Ja natomiast wyczekująco spojrzałam na niego. -Muszę Cię przeprosić za to w klubie wtedy. Byłem lekko wstawiony, nie myślałem logicznie, a Ty jesteś atrakcyjna, więc mnie poniosło...
   -Wina nie leży wyłącznie po Twojej stronie. - zapewniłam go pogodnie. -Nie powinnam sobie na tyle pozwalać, ale próbowałam jakoś wyjść z dołka. Kaja zarzekała się, że to mi pomoże, chyba nie miała stuprocentowej racji.
   -Semir mnie udusi, jeśli się dowie.
   -Do mnie ma bliżej. - rzuciłam sarkastycznie. -Nie przejmuj się, raczej nikt nie zwrócił na nas uwagi. Nie brakowało tam podpitych, zakochanych, gruchających gołąbków.
   -I tak głupio mi z ta myślą. Na co dzień nie piję i nie zachowuję się w ten sposób.
   -Każdemu zdarzają się chwile słabości, silniejsze lub nie. A umiejętność przyznania się do błędu to połowa sukcesu.
   Właśnie, Lena. Wreszcie mądrze prawisz.
   -Ja też mam drugą połówkę, wiesz? - odważył się, by skrzyżować nasze spojrzenia. -Na imię jej Gabi. Kocham ją, może nie tak, jak Semir Ciebie, ale naprawdę się staram i głęboko wierzę, że ona to docenia. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyśmy rozstali się przez jeden, nic nie znaczący wyskok.
   -To, co mówisz, jest bardzo miłe. Możesz być pewien, że ta dziewczyna widzi, jak bardzo Ci na niej zależy. Miłość to nie taka prosta sprawa, wymaga zaufania i wielu poświęceń. Jeśli to rozumiesz i jesteś na to gotowy, Gabrysia może uważać się za prawdziwą szczęściarę.
   -Specjalistka od skomplikowanych relacji międzyludzkich - Lena Lewandowska!
   -Od razu skomplikowanych! - machnęłam ręką z uśmiechem. -Przez te kilkanaście miesięcy przeżyłam z Pile tyle karuzeli humorystycznych, iż mogę powiedzieć, że znam się na rzeczy.
   -Zazdroszczę mu. - westchnął. Zmarszczyłam czoło.
   -Czego?
   -Sposobu bycia. Ma dwadzieścia cztery lata, wspaniałą dziewczynę, bez której nie wyobraża sobie życia i tworzy z nią szczęśliwy związek. W zespole stanowi o sile podstawowego składu, a w lidze uchodzi za jednego z lepszych piłkarzy. Czego chcieć więcej?
   -Adrian... To nie zawsze wygląda tak, jak na zdjęciach i wszystkich sportowych przyjęciach. - wyznałam mocno speszona. -Ludzie widzą nas tak, jak chcą, oceniają po oglądanych w internecie fotkach. Prywatnie jesteśmy jak wszyscy, mamy swoje dylematy i zmartwienia.
   -Tak, jakie? On zastanawia się, czy wybrać pierścionek z diamentem czy kryształem, a Ty zachodzisz w głowę, gdzie Ci się oświadczy?
   Zdębiałam, wypluwając z ust słomkę i krztusząc się przełkniętym łykiem piwa. Blondas gapił się na mnie rozbawiony, przez co rzuciłam w niego zwiniętą w kulkę serwetką. Przypuszczałam, że prezentuję się komicznie, ale nie to stanowiło dla mnie problem. W głosie Reiss'a słyszalny był sarkazm, lecz sądziłam, że o takich rzeczach miał prawo wiedzieć - jego tata kopał piłkę na tym samym boisku, co Štilić.
   -To jakaś aluzja? - zapytałam prosto z mostu, nadal dochodząc do siebie. Oparł się o fotel i zadziornie wzruszył ramionami.
   -Nie mam bladego pojęcia, jakie plany ma wobec Ciebie, ale raczej nikt nie udawałby zdziwienia, gdyby poprosił Cię o rękę.
   -Ja byłabym zaskoczona.
   -Nie sądzę.
   -Nie dyskutuj! - teatralnie zagrałam obrażenie. -Znamy się sześć dni, rozmawiamy może czwartą godzinę, a Ty wyznaczasz termin moich zaręczyn?!
   -Pragnę podkreślić, że niecałe pół godziny wcześniej rozwodziłaś się nad pojęciem miłości na przykładzie mojego związku. - zaoponował, równie 'urażony'.
   -Jesteś debilem, Reiss.
   -I nawzajem, panienko Lewandowska. - odparł, powstrzymując śmiech poprzez zasłonięcie ust dłońmi. -I nawzajem.


   Oglądałam film, obżerając się popcornem na kanapie w opuszczonym mieszkaniu Bobka. Dał mi do niego klucze jeszcze przed wyjazdem, abym mogła tu wpadać, gdy będę potrzebowała odpoczynku. I tak oto odpoczywałam właśnie od rodziców, już prawie tydzień pławiąc się w posiadłości mojego brata.
   "Amerykańskie ciacho" z Aschtonem Kutcherem w roli głównej. Ten to dopiero prowadził życie... Wskakiwał do łóżka z każdą laską, nie dbając o konsekwencje i bezczelnie spławiając każdą z nich następnego ranka. Pewnego pięknego popołudnia trafił w końcu na seksowną bizneswoman, która na dłużej zagrzała miejsce w jego obojętnym dotąd sercu. Wkrótce odkrył jednak, że oboje grają w te same karty i dociera do niego, że urocza Samantha także zamierzała jedynie go wykorzystać. Doznaje zawodu miłosnego, rozczarowany głównie tym, że po raz pierwszy dostał kosza.
   Wlepiając oczy w napisy końcowe uświadomiłam sobie, że ta komedia, kipiąca scenami erotycznymi, w jakimś sensie odzwierciedla mój aktualny stan. Kochałam się z Reusem jednorazowo, w następnych dniach ignorując jego telefony. Wróciłam do Semira skruszona i z podkulonym ogonem, szczerze wyznając mu miłość i walcząc o poprawę naszych relacji, drżąc jednocześnie z powodu skrywanej tajemnicy. A co, jeśli dojdzie do prawdy i pomyśli, że nim manipulowałam? Co, jeśli stosunek z moim domniemanym kochankiem nie został przez nas oboje potraktowany jak przechodnia zabawka, którą można zużyć i wyrzucić? Czy właśnie tak ma teraz wyglądać moje życie - jak scenariusz kontrowersyjnej, amerykańskiej produkcji?
   Nie, na pewno nie będę robić kariery jako reżyser. Lepiej chyba funkcjonować z myślą, że napisało się jakąś akcję, której nie zaakceptowała obsada.


   Promienie żółtej, gorącej kuli świecącej jasno na niebie do spółki z przyjemnymi podmuchami, chłodzącymi sierpniowe powietrze, przebiły się przez rolety mojej tymczasowej sypialni, uderzając mnie w twarz. Przekręciłam się leniwie na drugi bok, lecz moje szczęście zakończyło się pięć minut później wraz z sygnałem budzika, obwieszczającego godzinę dziesiątą. Dokładnie o 11:30 Semir będzie czekał na mnie pod wieżowcem, skąd udamy się na zakupy do naszego ulubionego Starego Browaru.
   Zdążyłam zjeść śniadanie i wykonać podstawowe po podniesieniu się z łóżka porządki, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Przez chwilę stałam jeszcze zdezorientowana przed lustrem w toalecie i dopiero, gdy gość zaczął dobijać się po raz drugi, zbiegłam po kilku stopniach i skierowałam się do holu. Czyżby do kogoś nie dotarła informacja, że szanowną ekscelencję Bobka wywiało do ojczyzny Mercedesa i Oktoberfestu?
   Pociągnęłam za klamkę i w progu zobaczyłam Semira. Trzymał coś w ręku i pieczołowicie zaciskał usta.
   -Nie zostałeś w aucie? - spytałam ze zdumieniem, ustępując mu z drogi. Wyminął mnie bez słowa i usiadł na obitej skórą sofie.
   -Nie. Musimy pogadać.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Wreszcie! Wolność! Przerwa! Ferie! BUNDESLIGA! Pomimo tego remisu, jestem dumna z chłopaków i nadal mam nadzieję, że jutro mimo wszystko wygramy.

Rozdział lekki, może nawet trochę nudny, ale musiałam wyjaśnić kwestię Adriana. Następny za to będzie... Przykry? Przełomowy? Decydujący? Po niespodziewanej wizycie Semira pewnie już się domyślacie :) Wrzucę w piątek, bo nie mogę doczekać się Waszej opinii.

Schwarzgelbe Grüße ❤

9 komentarzy:

  1. Jejuuu , ja Cię prosze ;d Dodaj szybciej kolejny rozdział , bo do piątku chyba nie wytrzymam ;*
    Rozdział całkiem fajny , dużo opisu ;) ale fajnie się czytało :* jedyne co mi sir pasuje to ten rozejm między Leną a Semirem ;d ale rozumiem , że ona nie może być od razu z Reusem ;d ;** ale z tym Semirem też nie koniecznie ;) ;*
    Z niecierpliwoscia czekam na kolejny ;*

    Buziaczki, Karinka ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Również jestem za tym, by rozdział pojawił sie szybciej! A ten był po prostu świetny!
    Co do treści to cieszę się, ze Lena w jakimś stopniu zyskała spokój, ale czytając ostatnie słowa Semira już czuję, ze w następnym rozdziale dużo się wydarzy :/
    A i chcę Marco! Ciekawa jestem co się dzieje u niego w Dortmundzie :)
    Czekam z wielką niecierpliwością na następny rozdział <3
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. No, mam nadzieję, że Lena skończy tą głupią zabawę z Semirem, bo to mnie zaczyna denerwować XDD Mam nadzieję, że pojawi się Marco w następnym rozdziale :D
    No i muszę dodać, że świetnie z tym Lechem trafiłaś, bo to moja druga miłość :))) (pierwsza BVB)
    Miałam wcześniej o tym wspomnieć, ale jakoś nie pykło :p
    Czekam z niecierpliwością na piątek :)))) Pozdrawiam :*- Karu ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah jak będziesz wybierała się na mecz, to daj znać, bo też jestem za Lechem :p Reus wróci w następnym rozdziale, obiecuję. Sama dłużej bym bez niego nie wytrzymała :p

      Usuń
  4. Na razie krucho z kasą, ale jak wypali, to się odezwę :D :D - Karu ;d

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyrażenia ''cię, tobie, twoje, ty'' z wielkiej litery pisze się jedynie w listach czy ewentualnie wiadomościach. Nie pisze się tych wyrażeńz wielkiej litery w blogach czy książkach. Jest to błąd gramatyczny.
    Całkiem fajnie piszesz, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, nie przestudiowałam gramatyki polskiej od przysłowiowej 'deski do deski', ale przyznaję, że sama zastanawiałam się nad pisownią zwrotów grzecznościowych w opowiadaniach. Nie ukrywam, że wielką literę wstawiam automatycznie, a na blogu w dialogach traktuję ją jako bezpośredni zwrot do adresata. Poza tym, jestem detalistką i chcę, aby każdy teskt wyglądał estetycznie. Przykładowe 'ty' napisane z małej litery jest dla mnie zwyczajnie niegrzeczne, nawet tutaj. Jednocześnie obiecuję, że postaram się coś z tym zrobić.
      Dziękuję i również pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Dzięki że przyjełaś to do siebie, a nie stwierdziłaś, że jest to hejt, bo nie jest. 90% ludzi zapewne by mmnie zaczęło wyzywać. Aha, no i mam nadzieję że szybko wstawisz nowy rozdział, bo czekam z utęsknieniem:)

      Usuń
    3. Odpowiedziałabym nawet, gdybym przyjęła, że to hejt, bo pisząc bloga muszę być przygotowana na komentarze, które mi nie schlebiają. Wychodzę z żałożenia, że nikt nie jest perfekcyjny i uczę się na własnych błędach. To tyle z filozofii, a rozdział pojawi się między 12 a 13 :)

      Usuń