Strony

20 marca 2015

22. Sometimes you don't need to require much to receive much

   -Marco, nie wiem, ilu członków liczy grupa Twoich przyjaciół, ale jeśli ich osobowości pokrywają się z charakterami Marcela i Robina, wyprowadzam się do Polski! - krzyknęłam, wybuchając intensywnym śmiechem. Piłkarz pokręcił tylko głową i zamknął za nami drzwi mieszkania.
   -Teraz rozumiesz, prawda? - zapytał, bezustannie prezentując rządek białych zębów. -Nie spędzam z nimi wiele czasu, bo moje komórki mózgowe zwyczajnie tego nie wytrzymują.
   -Ale znacząco poprawiają Ci humor, nie zaprzeczysz. - zerknęłam na niego badawczo. Spoważniał, lecz półuśmieszek nadal zdobił jego twarz, dodając niepowtarzalnego i jedynego w swoim rodzaju uroku. Sam Reus także właśnie taki był: do tej pory w całym świecie nie odkryto jego kopii.
   -Oczywiście. Co nie zmienia faktu, że Twoje towarzystwo szanuję bardziej. - znacząco poruszył brwiami. -Całe szczęście, że Marcel chodzi z Giulią, stał się taki... Dojrzały, w szerokim tego słowa znaczeniu.
   -Sugerujesz, że gdy Robin znajdzie swoją połówkę, również wydorośleje?
   -Nic takiego nie powiedziałem. Wiesz... - szukał odpowiedniego języka, przesuwając dłonią po przyciskach opuszczających zewnętrzne rolety. -Spodobałaś mu się. Wymieniłem z nim kilka sms-ów, gdy zatrzymywaliśmy się na skrzyżowaniach z sygnalizacją.
   -Ja? - oświadczenie Marco dotarło do mnie z lekkim opóźnieniem. Roześmiał się, jakby moje zdziwienie było czymś nienaturalnym.
   -Nagminnie dziś błaznował, chciał Ci zaimponować. Zaskoczyłaś mnie, sądziłem, że zauważyłaś to na sto procent.
   -Szczerze, nie zwróciłam uwagi. - przygryzłam dolną wargę. -Zupełnie co innego przykuwało mój wzrok.
   -Pokazałbym Ci te wiadomości, ale fatalnie dobierał określenia, wypadły gorzej niż te, którymi zasypywałem Cię na... Czekaj, co Ty powiedziałaś?
   -Kiedy? - przybrałam niewinną pozę i z gracją pomaszerowałam do kuchni napić się wody. Dortmundzka 'jedenastka' uparcie podążała moim śladem.
   -Jakieś trzydzieści sekund wcześniej. - stanął dokładnie za mną, gdybym wykonała pół kroku w tył, zderzyłabym się z jego ciałem.
   -Nie pamiętam. Przepraszam, to postępujące zmęczenie.
   -Kłamiesz. - niespodziewanie oplótł mnie w pasie i posadził na blacie. -Same kłamstwa. Nie tak łatwo mnie wyrolować.
   -Skąd ta pewność siebie?
   -Nie znasz mnie jeszcze z każdej strony. - założył kosmyk moich kręconych włosów za ucho. -Więc?
   -Och, Marco. - jęknęłam czując, że łagodnie wbija paznokcie w moją szyję. -Świetnie dziś wyglądasz. Tak niecodziennie, że aż boli.
   -Dziękuję. Co dalej?
   -Nic. - wzruszyłam ramionami, bacznie go obserwując. -Przyciągałeś spojrzenia Twoich zazdrosnych fanek.
   -Tak? Nie skupiałem się na tym. Ale miło wiedzieć. - cmoknął mnie w czoło i odszedł, prawdopodobnie wziąć kąpiel.
   -Marco? - zatrzymałam go, wciąż pozostając w kuchni, gdy znikał za rogiem. Westchnął zniecierpliwiony.
   -Hmm?
   -Jesteś cholernie seksowny. - wypaliłam z kokieteryjnym uśmiechem, stając na równe nogi. Parsknął śmiechem, a po chwili trzasnął drzwiami toalety.


   Niemalże doprowadziłam własnego brata do stanu przedzawałowego, gdy zobaczył mnie przy stadionie przed meczem, ramię w ramię z blondynem. Spojrzeliśmy na siebie z Reusem, szczerząc się kąśliwie, co stanowiło jedyny komentarz do reakcji Bobka. Ten jednak, nieprzejęty docinkami, zawzięcie dyskutował z Götze o naszej znajomości, jak się później dowiedziałam od samego Marco. Oboje byli święcie przekonani, iż między nami od dawna iskrzy, choć dzielnie odpieraliśmy ich ataki. Nie ulegało jednak wątpliwości, że ta relacja to już nie przyjaźń, a coś pomiędzy przyjaźnią i związkiem. Nieformalny związek oparty na przyjaźni, o ile w ogóle istnieje takie pojęcie.
   Sezon rozkręcał się w zawrotnym tempie, przez co coraz częściej zostawałam sama, zdana na własną kreatywność. Wyjazdowe potyczki Borussii traktowałam jak karę za bliżej nieokreślone stosunki z Reusem, którego z każdym dniem brakowało mi mocniej. Nie znosiłam spędzania czasu w jego domu w samotności, tylko z nim potrafiłam wyjść, by poznawać miasto, tylko on dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Odskocznią od odliczania godzin do jego powrotu były przyjazdy Anny, która w Dortmundzie przebywała wyjątkowo rzadko i ewentualne spotkania z Ann-Kathrin, zajętą przybywającymi sesjami i pokazami. Wiedziałam, że zwariuję, jeśli nie znajdę zajęcia, dlatego wróciłam do notorycznej gry na gitarze.
   Któregoś późnego wieczora rozmyślałam nad dopasowaniem melodii do refrenu własnej piosenki, gdy do mieszkania z zawodów we Frankfurcie wparował Reus. Nabuzowany, niekipiący wściekłością, ale zauważalnie zły. Nie był tak przerażający, jak po meczu pierwszej kolejki, kiedy to pokłócił się z Robertem oraz Mario, ale irytowały go najdrobniejsze rzeczy, jak źle powieszona kurtka czy niedomknięta szafa w jego garderobie. Odczekałam aż weźmie prysznic, po którym zaszył się w swojej sypialni i bez wahania zapukałam do drzwi. Nie usłyszałam nawet zwykłego 'proszę', więc prychnęłam bezceremonialnie i wprosiłam się do środka, czego chwilę później pożałowałam.
   Marco leżał na łóżku ze stopami opartymi o ścianę. Odziany jedynie w czarne, obcisłe bokserki, z zaciśniętymi ustami wgapiał się w ekran swojego iPhone'a, jakby czytał właśnie oczerniający go artykuł. Jego skąpy ubiór nakazywał bezzwłoczne wycofanie się, ale nie, głupiutka stałam i oczekiwałam jego ruchu.
   -Potrzebujesz czegoś? - warknął oschle, nie odrywając wzroku od ekranu. Być może myślał, że zrezygnuję, ale się pomylił. Nienawidziłam, gdy się dąsał, nie podając przy tym konkretnego powodu.
   -Tak. Rozmowy z Tobą.
   Przekręcił głowę w bok i podpierając się na łokciu testował moją wytrwałość. Zmarszczyłam czoło, odbijając jego jadowite spojrzenia. Naburmuszył się, bo widział, że znów przegrał i wreszcie łaskawie zwolnił miejsce obok siebie. Nieludzko mnie rozpraszał, mając tego pełną świadomość. Ach, powoli przeistaczał się w pana 'jestem Marco Reus i wszystko mi wolno'.
   -Do usług. - burknął odkładając smartfon. Westchnęłam zniesmaczona jego postępowaniem.
   -Co Cię tym razem ugryzło? Baw się w rozkapryszone dziecko, jeśli chcesz, lecz nie ze mną.
   -Odczep się. Zagrałem dziś jak zawodnik z okręgówki i to mnie zwyczajnie trapi. Trener przekazał mi tyle uwag, że po pierwszej połowie najbardziej pragnąłem spakować swoje rzeczy i jechać do domu. Czuję się mega podle.
   -Przecież zremisowaliście, zdobyliście jakieś punkty, może nie całą pulę, lecz lepszy jeden, niż porażka.
   -Skąd wiesz? - uśmiechnął się półgębkiem, lecz zaraz odpuścił, gdy teatralnie przewróciłam oczami. -Prowadziliśmy dwa do zera, zwycięstwo mieliśmy w kieszeni. Uwierz, nie cieszy mnie ten zdobyty gol. Oddałbym go za wygraną lub przyjął z dumą, gdyby ustalił wynik. Obecnie jest tylko jedną z sześciu bramek.
   -Marco, bardzo krytycznie się oceniasz. - pogładziłam jego ramię, gdy opadł na poduszkę, zrezygnowany dzisiejszym niepowodzeniem. -Nie jestem futbolowym ekspertem i nie wiń mnie za to, ale nie sądzę, że dałeś tragiczny występ. Jeśli Cię nie przekonałam, powinieneś wiedzieć, że w życiu każdego człowieka przychodzą dobre i słabe momenty. Nie możesz cały czas funkcjonować na najwyższych obrotach. Spójrz, Mario przesiedział pierwszą część meczu na ławie, a na początku drugiej strzelił gola, dzięki czemu okrzyknięto go swego rodzaju bohaterem. Nie obarczaj się wypadkiem przy pracy, stanowicie zespół, jedność, która wspólnie odpowiada za błędy. Może się mylę, ale...
   -Masz całkowitą rację. - przerwał mi nieznośnie podekscytowany. -Ty naprawdę obejrzałaś ten mecz od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty?
   -Widzisz, do czego doprowadziłeś? - zachichotałam sprzedając mu kuksańca. -A uparcie wpierasz mi, że to ja robię z Tobą, co chcę.
   -Po prostu nie wierzę, że sama z siebie przełamałaś się, by przeżyć półtorej godziny nad kopaniem piłki. Niemożliwe.
   -To dobry sposób na uciekanie od przykrych wspomnień, gdy nawet gitara zaczyna męczyć.
   -Mogłem się domyślić. - blondas podniósł się do pozycji siedzącej i oparł plecy o ścianę. -Semir?
   -Niestety. - przyznałam, wbijając wzrok w swoje kolana. -Wy większość dnia spędzacie w klubie, Ann wyjeżdża, a narzeczona Lewego pojawia się tutaj rzadziej, niż ja na stadionie. Nie mam nic ciekawszego do roboty.
   -W następny weekend poproszę Marcela i Robina o opiekę nad Tobą.
   -Błagam, tylko nie oni. - roześmialiśmy się oboje. -Może nie jestem w najlepszej kondycji psychicznej, ale oni wykończyliby mnie ostatecznie.
   -Chciałem Cię tylko uświadomić, że są do Twojej dyspozycji. Nigdy mnie nie zawiedli, polubili Cię. Ten drugi rzucał we mnie groźbami karalnymi, bo planuje zaprosić Cię na randkę, a ja nie dałem mu numeru Twojej komórki. Boże, co za kretyn... - Marco z niedowierzaniem pokręcił głową. -Niejednokrotnie spaliłem się przez nich ze wstydu.
   -Przestań, doceń to, że masz prawdziwych przyjaciół. Nie wiesz, czy w przyszłości nie wydarzy się coś, co skomplikuje Waszą znajomość.
   -W przyszłym roku minie siedemnaście lat, odkąd się poznaliśmy. To kawał czasu.  - dodał przyjmując ten fakt do wiadomości. Chwilę później musnął opuszkami palców mój podbródek sprawiając, iż chcąc nie chcąc, musiałam na niego spojrzeć. -Lena, przeraża mnie, że ciągle o nim myślisz. Mieszkasz w Dortmundzie prawie od miesiąca i bez przerwy się zadręczasz. Nie pozwolę, żebyś wpadła w depresję, ale powoli brakuje mi pomysłów, jak Ci pomóc.
   -Osiągnąłeś w tym celu zdecydowanie więcej, niż ktokolwiek inny. - zapewniłam szczerze. -Nie załamuj mnie, ufałam, że rozumiesz. Przez jak długi czas od rozstania nie umiałeś zapomnieć o Carolin?
   Ponownie wyłożył się na łóżku, rozciągnięty na całej jego długości. Chryste, niech coś na siebie założy, bo moje hormony buzują jak wrzątek i zaraz wybuchną niczym gorąca lawa we wnętrzu rozpalonego wulkanu.
   -Przez kosmicznie długi czas. Kochałem ją, do cholery. - warknął, przeczesując włosy otwartą dłonią. -W zasadzie nawet nie pogodziłem się z tym, ze odeszła. Zarywałem noce, zamykałem się w domu, doszło nawet do tego, że opuściłem kilka treningów w Mönchengladbach. Słyszałem o zainteresowaniu BVB i wtedy podjąłem decyzję, że pora na zmiany, bo nie mogę dłużej tam tkwić. Wspierali mnie kumple z klubu, będę im wdzięczny do końca życia, choćby za to, iż zaakceptowali moje przenosiny. Bolało, ale wracałem do rodziców, do sióstr, do Nico i to podtrzymywało mnie na duchu. Wiesz... Caro też szybko się pocieszyła.
   -To znaczy?
   -Trzy miesiące po zerwaniu, kiedy ja jeszcze zalewałem się łzami... Kurwa, płakałem wtedy przez nią po raz pierwszy, odkąd skończyłem szesnaście lat, wyobrażasz to sobie? - zerknął na mnie, jednak nie byłam w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Nigdy przedtem tak otwarcie nie opowiadał o swoich uczuciach. -A ona już się z kimś spotykała... Kojarzyłem tego gościa, zaprosiła go na swoje urodziny. Paradoksalnie zachowałem się wtedy tak samo, jak Ty: nawaliłem się do utraty świadomości z tą różnicą, że byłem z Marcelem, więc on załatwił transport do domu. Lecząc kaca nie wychodziłem z łóżka przez cztery dni.
   -Dlaczego mi o tym mówisz? - szepnęłam. Podniósł wzrok, obserwując mnie z niepasującą do niego powagą.
   -Bo spytałaś. - przez jego usta przemknął cień uśmiechu. -I usiłuję Ci uświadomić, że doskonale wiem, co czujesz. To trudne, zapomnieć o kimś, na kim kończył się i zaczynał cały Twój świat, o Twojej pierwszej miłości. Ale ludzie przychodzą i znikają szybciej, niż przypuszczasz, dopiero wtedy dając Ci znać, że nic dla nich nie znaczyłeś, bo miłość to przecież wieczne przywiązanie, obowiązek bycia ze sobą przez całą dobę, siedem dni w tygodniu. Przynajmniej taką definicję przyjęła Caro.
   -To błędna logika. Odrobina prywatności jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
   -No właśnie! - blondyn ożywiał się z każdą minutą dostrzegając, że łapiemy nic porozumienia. -Z tym, że ja nie potrzebowałem prywatności, a wyrozumiałości. Pojęłaś, do czego piję? Proszę, powiedz, że ogarnęłaś. Inaczej moja miłość do Ciebie straci sens, o ile w ogóle go zyskała.
   -Marco, mój były też zawodowo gra w piłkę. Przywykłam do jego nieobecności na co dzień, dzięki czemu doceniałam każdą godzinę, którą spędzaliśmy razem.
   -I wakacje.
   -I urlop zimowy...
   -I każdy przeklęty dzień zaraz po meczu, będący nagrodą i regeneracją. Cholera, jesteś aniołem. Moim prywatnym kawałkiem raju. Chodź do mnie, Maleńka. - wyciągnął rękę i przyciągnął mnie do siebie, gdy ją ujęłam, szczelnie okrywając ramionami. Jego ciało pachniało orzeźwiającą świeżą cytryną. -Wiesz, czasami nie trzeba wiele wymagać, aby wiele otrzymać.
   -Marco, bredzisz. - zażartowałam chowając twarz w jego rozgrzany tors. Słyszałam dokładnie przyspieszone bicie jego serca.
   -Nie. Może padam ze zmęczenia, ale zachowałem trzeźwość umysłu. W maju uważałem, że przyjechałaś tu w najgorszym z możliwych momentów. Przyszedł wrzesień i doszedłem do wniosku, że dotarłaś w samą porę. Matko, dziewczyno, kocham Cię do szaleństwa, tak mocno, że to uczucie wprost powala mnie na łopatki i osłabia na tyle, że nie mam siły się podnieść. Ale lubię je i głęboko wierzę, że kiedyś zrozumiesz, dlaczego.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Cóż... Odnośnie kilku ostatnich spotkań Borussii miałabym parę zdań do powiedzenia, ale nie potrafię dobrać odpowiednich słów. Po prostu mam nadzieję, że jutro wszystko wróci do normy.

Szkoda też, że spadła liczba komentarzy. Na zachętę powiem Wam, że następny rozdział jest w czołówce moich ulubionych, bo... Okej, wytłumaczę się za tydzień :) Teraz po prostu zostawiam Was z kolejnym i liczę choćby na krótkie opinie.
Pozdrawiam ❤

6 komentarzy:

  1. Rozdział przewspaniały! Marco i Lena sa genialni, i te slowa Marco na końcu rozdziału awww *.* czekam na next ( i nie mogę się doczekać, tym bardziej że napisałas że kolejny należy do ulubionych...co się tam wydarzy?) czekam, czekam pozdrawim serdecznie:) D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepszy! Kiedy ta Lena w końcu zapomni o przeszłości i zacznie z Reusem nowy rozdział? No czekam na to.
    Do następnego kochana xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział!
    Bardzo mnie wciągnął, a te dialogi pomiędzy Marco a Leną są świetne.
    W sumie możliwe, że się powtarzam, ale podoba mi się taka relacja i nie jest jakoś szczególnie śpieszno mi to takiego oficjalnego związku, bo te ich rozmowy, zachowania są takie urocze :3
    No to jesteśmy w tym samym punkcie! Ty czekasz u mnie na 35, a ja u Ciebie na 23 haha :D
    A co do meczy, to czwartek byłam w okropnym stanie :/ Tak strasznie było mi przykro, ale cóż.... trudno wygrać jak na cały mecz strzały można bylo policzyć na palcach jednej ręki :(
    W każdym bądź razie czekam na następny rozdział i pozdrawia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki właśnie efekt chciałam osiągnąć - czasami oboje zachowują się jak para, ale nie są razem, dlatego muszą istnieć jakieś granice i mam nadzieję, że są choć trochę widoczne :)
      Wrzuć 35. najpóźniej w przyszłym tygodniu, to rozkaz :p
      Co do meczu, przeżyłam ciężki szok już na początku - byłam zmuszona znaleźć transmisję w internecie i gdy spojrzałam w ekran, BVB przegrywała już 0:1... A potem było tylko gorzej. Wierzę głęboko, że forma nie spadła po raz kolejny i jutro chłopaki udowodnią swoją siłę ♡

      Usuń
  4. Uwielbiam rozmowy Marco i Leny :D Słowa tak pięknie są dobrane, tak łatwo trafiają do człowieka, że aż się rozpływam :D Widać, że Lena ma bardzo dobry i duży wpływ na Marco, bo wystarczy taka rozmowa, a z niego całe złe emocje spływają :)))) Pięknie to wygląda, no i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D
    Mecze Borussii wiadomo jak wyglądały i co się wydarzyło, ale chłopaki odrodzą się :))))) Teraz skupienie na Bundeslidze, to na pewno ugrają wiele :D
    Pozdrawiam i do następnego ;) - Karu ;d

    OdpowiedzUsuń
  5. Te dialogi! <3 Te słowa które na końcu wypowiadał Marco są takie mądre, że aż niewiarygodne że nie piszesz zawodowo!
    Lena powinna zapomnieć o Semirze bo to naprawdę jest drań, choć rozumiem że to wcale nie takie proste. Liczę jednak na to, że ułoży sobie życie z Marco, to naprawdę przyzwoita partia dla Niej:)
    Czekam na nn! <3

    OdpowiedzUsuń