-Niemożliwe! - krzyknęłam zbliżając się do ekranu notebook'a. Przy tak istotnej wiadomości wypadało sprawdzić, czy aby na pewno dobrze widzę wszystkie litery i wyrazy w otrzymanym mailu. -Jednak możliwe... Boże, to się dzieje naprawdę!
Drzwi frontowe otworzyły się, zwiastując powrót Reusa z treningu. Z prędkością światła wpadłam do sypialni i zamieniłam piżamę na wygodny, szary dres, po czym przeskoczyłam przez oparcie kanapy, znalazłszy się z powrotem przy moim elektronicznym mózgu. Miałam powody do radości, ba, nawet do zorganizowania grubej imprezy.
-Źle się czujesz? - blondas wgapiał się we mnie litościwie, energicznie przeczesując czuprynę. Zbombardowałam go wzrokiem, podejmując natychmiastową decyzję o wyładowaniu na nim nadmiaru energii. Odwrócił się, zawzięcie szukając czegoś w szufladzie, na co wzięłam niewielki rozbieg i wpakowałam się wprost na plecy piłkarza, oplatając kończynami jego ciało. Jęknął spłoszony, ale spokojnie przeszedł do salonu, gdzie postawił mnie na podłodze, kurczowo ściskając za ramiona.
-Źle się czujesz. - stwierdził jednoznacznie, na co tylko wywróciłam oczami i podsunęłam mu pod nos małe urządzenie. Zmarszczył czoło. -Co Ty mi pokazujesz?
-Marco, faktycznie jesteś tak głupi czy słono Ci za to płacą? - fuknęłam wyrywając sprzęt z jego dłoni. -To odpowiedź z uczelni. Dostałam się na studia do szkoły muzycznej!
Sekunda po sekundzie obserwowałam, jak krew odpływa z jego twarzy, czyniąc ją trupio bladą. Przeżyłam historyczną chwilę, w której przekonałam się, że oblicze Niemca może być równie bielutkie, jak samotnie spadający z nieba płatek śniegu. Sądziłam, iż przy jego karnacji nie istnieje nic jaśniejszego.
-Fajnie. - bąknął jedynie i oddalił się tam, skąd oboje przyszliśmy.
-Myślałam, że wykażesz więcej entuzjazmu.
-Cieszę się, wiem, że w ten sposób spełnisz swoje marzenia, ale jednocześnie dajesz mi do zrozumienia, że wracasz do Poznania.
Patrzyłam jak męczy się z ekspresem do kawy zachodząc w głowę, czy wybuchnąć spazmatycznym śmiechem czy może nieokiełznanym płaczem. Niezależnie od własnej woli połączyłam oba zjawiska - popłakałam się ze śmiechu.
-Zarobiłbyś miliony na swoim ciemniactwie, Reus. - nadął się, gdy ubawiona ścierałam z policzków łzy. -Złożyłam dokumenty na uniwersytet w Dortmundzie i z tejże uczelni odpisali. Cały tekst sklecili po niemiecku, nie zauważyłeś czy przez brak inteligencji zapomniałeś, jak wygląda Twój ojczysty język?
-Daj mi to. - porwał z kuchennego stołu torturowanego od rana notebook'a, wnikliwie śledząc treść. Szczerzył się pod nosem, szydząc z siebie samego. -Przyznaję Ci rację, jestem bałwanem.
-Och, Marco. - pisnęłam, opierając się o jego bok. -Jesteś po prostu małym dzieciątkiem w ciele dorosłego człowieka. Takim, jak Nico.
Wzruszył ramionami, nie ripostując mojej tezy. Odetchnęłam głęboko, dając skonanym mięśniom brzucha odsapnąć i rozpoczęłam przygotowywanie drugiego śniadania.
-Trzeba to opić. - oświadczył uroczyście, pochłonięty wyborem składu na swój wirtualny mecz Barcelony z Realem. -Najlepiej jeszcze dziś. Ale możesz mieć pewność, że będę Cię pilnował.
-Dzięki, tatuśku. - mruknęłam przyglądając się jego poczynaniom. Odkąd otrzymał najnowszą wersję FIFY, pochłaniała większość jego wolnego czasu. -Już o tym myślałam. Planuję zaprosić Lewego, Mario i Kevina na kolację, oczywiście z osobami towarzyszącymi. Z Twoimi kumplami uczcimy to na osobności.
-Powiedz, że żartujesz. - zaabsorbowałam go na tyle, że porzucił na moment telewizor i obdarzył mnie mętnym spojrzeniem.
-Dlaczego? Robin będzie mógł odhaczyć sobie randkę ze mną.
-Jesteś nienormalna. - powiedział ze śmiechem. -Rozebrałby Cię wzrokiem, wiem to.
-Też mi nowość! - żachnęłam się na znikome prychnięcie Reusa. -Naprawdę nie rozumiem, czego od nich oczekujesz. Są zabawni, śmieszni, niepowtarzalni i infantylni. Zupełnie, jak Ty. Oj, przestań mnie już atakować i zajmij się tą swoją Primera Division, bo jeszcze obierzesz złą taktykę i przegrasz.
-Odczep się, Maleńka, trenuję wielką Barcę i nikt mi nie podskoczy. Sam kiedyś zagram na Camp Nou i wszyscy będą skandować moje nazwisko, a po meczu zniosą mnie na rękach i...
-Tak, tak. Chyba na noszach. - machnęłam ręką, deklasując jego niezawodne poczucie wartości. -Idę zadzwonić do chłopaków, żeby zaklepali sobie dzisiejszy wieczór.
-Czekaj! - ryknął Marco, podrywając się z kanapy. Cofnęłam się i stanęłam obok niego. -Udziel mi dobrej rady: Villa czy Alexis? A może Messi i Pedro? Pomóż mi, nie mogę się zdecydować.
-Messi i Reus. - palnęłam z kąśliwym uśmieszkiem. -Ten drugi to straszny farciarz, więc albo wygrasz 1:0 albo przegrasz 0:5.
Pokochałam dokuczanie Woody'emu (omal nie spadłam ze schodów, gdy pochwalił się, że odziedziczył pseudonim po postaci z kreskówki, bo rzekomo wykonują identyczne ruchy głową). Przeraźliwie pełna radości obserwowałam teraz, jak zaciska ręce na kierownicy, miażdżąc ją palcami, usiłując na mnie nie spoglądać. Sarkastycznie specjalnie dla niego założyłam czerwoną, prostą sukienkę, której materiał kończył się na udach, koronkowym rękawem maskował za to całą długość rąk. Pogoda nadal dopisywała, więc nie mogłam odmówić pokusie doprowadzania go do furii.
-Słyszałaś o tym, że Marcel zerwał z Aniką? - zagadnął enigmatycznie, wychylając się w oczekiwaniu na zielone światło.
-Słyszałam.
-Podobno oboje próbują już szczęścia w nowych związkach. Ciekawe, dlaczego Klopp nie wyskoczył do nich z pretensjami o ambitne podboje miłosne. Nie doszły mnie słuchy, jakoby posiadali specjalne przywileje.
-Bo Ty stanowisz o sile jego zespołu. - zagrałam starą kartą, delikatnie gładząc dolną kończynę chłopaka. -Weź czasem pod uwagę jego troskę.
-Lena, do cholery. - warknął, gwałtownie hamując. -Znów to robisz. Musisz? Kiedyś pożałujesz, nie ręczę za siebie.
-Jezu, Marco. Trochę cierpliwości i samokontroli, dasz radę. Wierzę w Ciebie.
-Nienawidzę Cię. - stęknął, po czym ścisnął moją niesforną dłoń. -Nienawidzę i jednocześnie kocham. Wykańczasz mnie.
-Może właśnie taki obrałam cel? - uniosłam wysoko brew, na co westchnął głęboko, nie odpowiadając. Ulitowałam się nad nim i odsunęłam się, pozwalając mu spokojnie prowadzić.
Do lokalu wpadliśmy mijając w drzwiach Mario oraz Ann-Kathrin. Zajęliśmy swoje miejsca, z uśmiechem na twarzy odebrałam gratulacje, po czym dostaliśmy zamówione wcześniej danie. Marco otworzył butelkę szampana, umiejętnie rozlewając go do kieliszków. Nie mam pojęcia, gdzie nabrał takiej wprawy, ale mało mnie to interesowało. Nie zamierzałam po raz kolejny siadać za kołkiem jego auta, bo Rolls-Royce jest uparty i nie oddaje władzy tak lekko, jak Aston.
-Nie do wiary. - zachwycał się Bobek. - Moja głupiutka siostrzyczka jako studentka niemieckiej uczelni. To brzmi jak przyjaźń BVB i Schalke.
-Abstrakcyjnie? - wtórował mu Götze. -Popieram. Nie ma nic bardziej żmudnego od prób pogodzenia tych klubów.
-Nie licz na to ani teraz, ani w najbliższej przyszłości, ani nigdy. - do rozmowy włączył się Kevin, najbardziej zagorzały wróg lokalnej drużyny, jakiego poznałam. -Mają swoje popaprane miasto i lepiej, żeby nie przekraczali jego granic.
Panowie szybko zawiązali wątek o odwiecznym sporze drużyn, żwawo dyskutując o jego historii. Wszystkie wzruszyłyśmy ramionami i podjadając słodkie przekąski, wymieniałyśmy poglądy na temat modowych nowości, gdzie jako modelka brylowała Ann-Kathrin. Anka z przejęciem opowiadała o swoim karate, a my z Niną uczestniczyłyśmy w całym przedsięwzięciu jako czynne słuchaczki. Wkrótce towarzyszki zmusiły mnie jednak do wywodu o przygodzie z muzyką, więc w kontekście nadchodzących studiów przedstawiłam im krótką historię.
Do wspólnej pogawędki dobrnęliśmy zobowiązani do obrony Mario przed napaścią Keva, dotyczącą bawarskiego pochodzenia dortmundzkiej 'dziesiątki'. Napięta, aczkolwiek pełna żartów konwersacja doprowadzała do niekontrolowanych napadów śmiechu, co przyciągało uwagę ciekawskich gości restauracji. Chłopcy zapozowali do kilku zdjęć, wypatrzeni przez wiernych fanów Borussii.
Ciągle czułam na sobie przeszywające spojrzenie Reusa, pomimo iż całe spotkanie przesiedzieliśmy ramię w ramię. Niejednokrotnie trącał stopą moją nogę lub zakleszczał dłoń na moim kolanie. Niesamowitym wyczynem było odpieranie oraz ignorowanie jego nachalności przy doskonałej świadomości, iż właśnie wprowadził w życie kolejny rewanż za przedbankietowe podjudzanie. Robert i Anna odpuścili swoje docinki, mając dostateczną wiedzę o uczuciach blondasa, z kolei Mario darował sobie marudzenie, będąc w odwrotnej sytuacji. Nie mógł nawet snuć podejrzeń, że od czasu do czasu sypiam w łóżku Reusa, wtulona w jego pierś, że poddaję się jego pieszczotom, że akceptuję jego odważne posunięcia. Prawdopodobnie nikt nie poinformował go choćby o tym, że mieszkanie, w którym przebywam, nie należy do mojego brata, a jest własnością jego najlepszego przyjaciela.
-Powinniśmy się zbierać. - mruknął niechętnie Marco, lustrując reakcję towarzystwa. -Jutro kolejny trening.
-Niestety, ale masz rację. - przyznała Nina, uśmiechając się szeroko. -Po udanym końcu dnia Kevin walecznie opiera się wstawaniu z łóżka wcześnie rano.
Dopóki nie wsiedli do auta, słuchaliśmy argumentów Großkreutza obalających tezę jego ukochanej, a jeszcze długo po wyjeździe z parkingu wyrażał swoje racje, nie dając dziewczynie dojść do słowa.
Marco za to milczał. W słabym, lecz podejrzanym uśmieszku prowadził swój wóz, dość często zmieniając kanały radiowe. Pocierał przy tym moją łydkę lub mięsień czworogłowy, doskonale zdając sobie sprawę, że rozprowadza tym samym przyjemne dreszcze na mojej skórze. Nie zaskoczył mnie, gdy wsunął rękę pod i tak za krótką sukienkę, kreśląc nietypowe wzory na maleńkim kawałku cery. Wyciągałam już ramię, by powtórnie go rozproszyć, gdy niespodziewanie wcisnął gwałtownie hamulec, zatrzymując samochód na wyludnionym parkingu.
-Co Ty robisz? - zapytałam zszokowana, nie otrzymując nawet słowa wyjaśnienia. Wyjął kluczyki ze stacyjki, otworzył drzwi i przesiadł się na tylne siedzenie.
-Nic. - zbliżył twarz do mojego ucha na tyle, że czułam nieregularny oddech, wydobywający się z jego gardła. -Przesadziłaś. Nikt Ci nie mówił, do czego służy kanapa z tyłu auta?
-Marco! - nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, przeciągnął mnie na swoją stronę i uwięził między barkami, napierając dodatkowo ciałem na moje. W ciągu niespełna dziesięciu sekund wykonał kilka czynności naraz: jednym sprawnym ruchem pociągnął w dół zamek mojej kreacji, ściągając ją przez głowę i błyskawicznie pozbył się swojej koszuli. Objęłam go nogami w pasie przytrzymując blisko siebie, po czym niespiesznie przesunęłam palcami wzdłuż ognistego torsu blondyna, rozpinając ostatecznie skórzany pasek jego ciemnych jeansów. Pocałował mnie gładząc moje plecy aż po same pośladki, usuwając przy okazji ciążącą mu bieliznę, która przestała w tym momencie okrywać moją skórę. Bez skrępowania dotykał piersi, brzucha, ud. Pod wpływem jego ciepłego muśnięcia uniosłam biodra, co natychmiast wykorzystał, gdyż chwilę później czułam go w sobie. Złączył nasze usta pełnym namiętności i pożądania pocałunkiem zauważywszy, że mocniej zacisnęłam nadgarstki na obitym skórą fotelu jego Rolls-Royce'a.
-Wytrzymasz. - szepnął w odpowiedzi na zduszony jęk, spowodowany jego delikatnymi pchnięciami. -Przecież wiesz, że nie pozwolę Ci cierpieć. Nie ja. Nie zniósłbym myśli, że coś, co sprawia mi tyle przyjemności, Tobie przynosi choćby najmniejszy ból.
-Och, zamknij się, Marco. - syknęłam w ekstazie, wbijając paznokcie w jego ramiona. Roześmiał się cicho, przygryzając moją wargę. Wykonywał coraz pewniejsze ruchy, pozostając w pobliżu moich spęczniałych ust. Upojona erotycznymi doznaniami w zupełnie nietypowym miejscu spojrzałam w jego pociemniałe tęczówki. Płonęły. Zaskoczona cudownym, niecodziennym widokiem, zatopiłam dłonie w rozwichrzonych włosach tego narwańca.
Już nic się nie liczyło. Nic, oprócz jego obecności, szatańskiego apetytu na nowe doświadczenia i pieszczot, którymi nawzajem obdarzaliśmy swoje rozochocone ciała. Nie zwracałam uwagi na piekącą boleść wewnątrz, skupiałam się na potężnej fali dreszczy, na nieznanych mi dotąd zakamarkach miłości, które odkrywałam właśnie wspólnie z gwiazdą dortmundzkiego futbolu. Piłkarz niecierpliwie zaciskał dłonie na moich udach i pupie, serwując kolejne pocałunki, jakby każdy poprzedni nie był wystarczająco dobry. Niespodziewanie zatopił twarz w moim obojczyku i jęknął przeciągle, przygryzając wystającą kość. Trwaliśmy przez jakiś czas w bezruchu, wsłuchując się w swoje płytkie i urywane oddechy.
-Wszystko w porządku? - spytał zachrypniętym głosem, obejmując mój policzek. Z cwanym uśmieszkiem zapiął spodnie, po czym sięgnął na przednie siedzenie i podał mi majtki wraz ze stanikiem. -Maleńka, powiedz mi, co mam zrobić?
-Po prostu mnie kochaj, Marco. - wpiłam usta w wargi Reusa, uświadamiając sobie, że spłonęłam w ogniu jego pasji. -Powinniśmy wracać.
-Wiem. - zapewnił, ledwie wypowiadając słowa, gdy tylko uwolniłam go od pocałunku. -Mogę być Twój zawsze i wszędzie, rozumiesz? I cieszę się, że pozwoliłaś mi złożyć Ci gratulacje z okazji przyjęcia na studia na mój własny, prywatny sposób, zarezerwowany tylko dla Ciebie.
Zdradziecko uniósł brwi, po raz ostatni tego wieczora muskając wewnętrzną stronę moich ud i zasiadł za kierownicą, okrywając kurtką moje zdrętwiałe ramiona.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Okej. Nie mogłam się powstrzymać :)
Powinnam się wytłumaczyć, dlaczego uważam, że to jeden z moich ulubionych rozdziałów? Powinnam :)
Po pierwsze, planowałam TAKĄ SCENĘ od samego początku tego opowiadania i czerpałam niesamowitą radość z tego, że w końcu ją napisałam (choć oczywiście nie wygląda tak, jakbym chciała). Po drugie: pisząc, poświęciłam jej więcej czasu, niż całemu rozdziałowi. Po trzecie: zważając na wcześniejsze zaloty Reusa i sytuację, w której oboje się znaleźli uznałam, że pasuje do rozwoju wydarzeń. I po czwarte: chciałam w TYCH sprawach wprowadzić coś innego.
Odnośnie następnego rozdziału... Cóż, jeśli dobijecie do dwucyfrowej liczby komentarzy, mogę go wrzucić nawet w piątek. Wiem, że potraficie :))
I jeszcze jedno: naprawdę podobają Wam się dialogi między Marco i Leną? Przyznam szczerze, że nie zwracałam na to większej uwagi, oczywiście, chciałam, żeby ich rozmowy 'jakoś' wyglądały, ale zazwyczaj tworzyłam je mechanicznie. Obiecuję więc, że przyłożę do nich większą wagę :)
Wszystko, nie przedłużam, do usłyszenia ♡
Co za miła niepodzianka, mega się ucieszyłam jak zobaczyłam że już jest.:) A sam rozdział genialny, co już wiesz bo przecież każdy twój rozdział jest wyjątkowy. Co do dialogów między Marco i Lena to sa naprawdę świetne, i lubię czytać tę ich rozmowy. Czekam na next i mam nadzieję że dasz radę wstawić w piątek, bo ja już nie mogę się go doczekać. Pozdrawiam D. :D
OdpowiedzUsuńNo kurczaczki, szoku doznałam :D :D Niby na początku grzecznie, ładnie...później na świętowaniu jakieś zagrywki, no ale akcja w samochodzie... :D Jedno, wielkie łaaaaał :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Lena dostała się na uczelnię w Dortmundzie, ale od razu miałam przed oczami minę Marco :D Hahah, piękne :D
Podsumowując ... jestem pod wrażeniem :D Wyszło znakomicie i tak ... dialogi między tą dwójką są świetne :))))) Czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że dobijemy do dwucyfrowej liczby :pppp
Pozdrawiam ;)))) - Karu ;d
Mega ! Marco <3
OdpowiedzUsuńomg! jaki obrót akcji hahaha, Marco najlepszy ☺
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że scena w aucie mnie mega zaskoczyła :D Pozytywnie oczywiście :D Ale z tego Marco bad boy :D A jakby ich tak ktoś nakrył? :D Oj wtedy by było :D Super Ci wyszła ta sytuacja! :D I masz rację jest inna od wszystkich i to jest fajne :D
OdpowiedzUsuńDialogi między Marco i Leną są fajne :) Czasami na luzie, czasami ostrzejsze :) Wszystko jest git i według mnie nie potrzeba żadnych zmian :p
Rozdział super! :)
Czekam na kolejny :)
Przepraszam, że nie komentuje każdego rozdziału, ale nie zawsze mam czas :( Ale czytam wszystkie rozdziały! :)
Buziaki ;**
Takiego obrotu spraw to się nie spodziewałam, robi się jeszcze ciekawiej. :D a dialogi sa super, fajnie się je czyta.:) Czekam na ciąg dalszy, buziaki ;***
OdpowiedzUsuńWybacz za spóźnienie, ale ostatnio dni są dla mnie troszeczkę za krótkie, ale co do rozdziału..
OdpowiedzUsuńW końcu się go doczekałam i rozumiem juz dlaczego ci się podoba! Rozdziały, które ma się zaplanowane od samego początku wspomina i piszę się chyba najlepiej ;) Po za tym scena wyszła Ci niesamowicie. Masz talent do opisywania takich scen haha 50 shades of Marco :O XD
A co dialogów Marco i Leny są ciekawe i nawet nie musisz nad nimi szczególnie pracować, bo zawsze można przedobrzyć. Pisz tak jakbyś to ty rozmawiała z Reusem i jak wyobrażasz sobie te rozmowy.
A i na koniec: JESZCZE RAZ, WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! ♥
Buziaki i do następnego :))))
No w końcu! Scena w aucie no miodzio! Myślałam, że się już nie doczekam haha! ( nie no żartuję, żeby nie było, że jestem zboczona czy coś ahahahhahahaha :D)
OdpowiedzUsuńSzczerze to nie spodziewałam się, że co między nimi się wydarzy. A tu taka niespodzianka, naprawdę zaskoczenie!
Teraz mam nadzieję, będzie już tylko słodko i cukierkowo.
A dialogi świetne, zresztą nie raz już to pisałam!:)
Buziaki i zapraszam do siebie ;)
Boże jesteś wspaniała!! Kochana czekamy na następny!
OdpowiedzUsuńCiekawe jak teraz będą się przy sobie zachowywać :D