10 kwietnia 2015

26. I can't give up on you

   Ulokowana na obszernym parapecie pochylałam się, obserwując swoje stopy. Lewa wyglądała całkiem normalnie - pokryta jasnym materiałem jeansów, pospolita noga zwykłego człowieka. Prawa - identyczna od uda do łydki, niżej zaś chroniona szarym butem ortopedycznym, mającym za zadanie w dalszym ciągu chronić mój staw skokowy. O ile kość śródstopia zyskała już na sile, o tyle kostka pozostaje jeszcze pod opieką specjalisty. Po raz pierwszy przeklęłam dzień, w którym Nicklas staranował mnie doprowadzając do tej kontuzji.
   -Nawet nie zdążyłem podpisać się na gipsie. - marudził Reus, wycierając ręcznikiem mokre włosy. Niech go szlag za łażenie po mieszkaniu bez koszulki!
   -Ale pasował do większości ubrań, które zakładałam. A teraz? Ten stabilizator nie jest nawet modny.
   -Lena! - wgapiał się we mnie pobłażliwie, roześmiany od ucha do ucha. -Ma być bezpieczny, a nie urodziwy. Poza tym, spójrz na to z innej strony: z takim przyrządem możesz poruszać się bez kul.
   -To jedyny plus tej zmiany. Twoja nadopiekuńczość doprowadzała mnie już do szewskiej pasji.
   -I dzięki niej stajesz w końcu na nogi. - trafne spostrzeżenie. -Powinnaś mi dziękować, a Ty i tak wolisz narzekać.
   -Będę Ci dozgonnie wdzięczna. Pomyślę nad jakimś zadośćuczynieniem.
   -Wstąpienie w związek małżeński nadaje się doskonale. - znów wybuchnął śmiechem, gdy sparaliżowałam go wzrokiem. -Cierpliwości, niedługo też mogą wsadzić mnie w coś takiego na kilka tygodni. Futbol to tylko sport i zawsze trzeba brać pod uwagę tego typu urazy.
   -Nawet tak nie mów. - fuknęłam grożąc mu palcem.
   -Zaufaj mi. Pewnie niejednokrotnie przekonasz się, że miałem rację. - puścił oczko i wskazał na trzymany ręcznik. -Pójdę go odłożyć i rozważymy kilka opcji na spędzenie wieczoru. Mario zarzucił mi dziś na treningu, że przestałem go odwiedzać, a jego konsola aż prosi się o wspólny meczyk. Musimy temu zaradzić.
   Tylko nie zapomnij się ubrać, szanowny panie "mam fajny sześciopak, więc wszystko mi wolno i nic nie stoi na przeszkodzie, abym biegał po domu półnago".


   Jedno trzaśnięcie drzwiami i już orientujesz się, że coś poszło nie tak. Wychodząc zza rogu, omal nie wpadłam na Reusa. Nie budził grozy, ale prezentował jeden ze swych wyrazów twarzy z kolekcji mrożących krew w żyłach.
   -Wszystko w porządku? - spytałam mechanicznie, wchodząc za nim do jego sypialni. Podniósł leżącą pod łóżkiem butelkę wody i opróżnił ją do połowy, po czym pokręcił przecząco głową.
   -Nie wykorzystasz biletu na spotkanie w Amsterdamie. Dostałem go, ale jestem zmuszony wycofać rezerwację.
   -Żartujesz sobie, prawda?
   -Lena, dwudziestego listopada masz umówiony pierwszy zabieg rehabilitacyjny. Jesteś zobligowana do stawienia się w klinice. - wycedził, usilnie walcząc o zachowanie spokoju. -Nie zabiorę Cię nawet, jeśli wyrwiesz mi wszystkie włosy. Po prostu nie mogę. Przepraszam.
   Patrzyłam na niego powtarzając w duchu, że to nienajlepszy moment na płacz i histeryzowanie. Jednocześnie próbowałam przyjąć do wiadomości, że jego cholerne obowiązki i moja pieprzona kontuzja po raz kolejny rozdzielą nas na jakieś siedemdziesiąt dwie godziny. Teraz, gdy po dwudziestu latach zaczęłam w jakimś stopniu interesować się piłką nożną i poznałam nawet cały wachlarz piłkarskiego slangu, nadeszło coś, co obracało w pył moje plany. Nie ma opcji, żebym odpuściła. Nie ma.
   -Przełożymy tą wizytę. - stwierdziłam uroczyście, jakby jedno pstryknięcie palca mogło sprawić, iż moje życzenie zostanie spełnione. Nikły uśmiech przemknął przez usta blondasa.
   -Dobrze wiesz, jak ciężko znaleźć wolny termin w tym szpitalu. Szybciej UEFA wyznaczyłaby nową datę meczu z Ajaxem.
   -Więc odmówię i poczekam albo zadzwonię do innego specjalisty. 
   -Zapomnij. - zaoponował głosem nieznoszącym sprzeciwu. -Trafiłaś do jednego z najlepszych lekarzy w Niemczech, bo chcę, żebyś szybko wyleczyła ten staw i wróciła do pełnej sprawności fizycznej.
   -Raczej chcesz, żebym nie pojechała na te zawody. - zacisnęłam dłonie w pięści, by rozładować złość. Odrzucił pojemnik z cieczą i podszedł do mnie.
   -Zależy mi na tym i nie udawaj, że nie miałaś pojęcia, ale Twoje zdrowie jest dla mnie ważniejsze niż kolejny z rzędu rutynowy wyjazd. Dziwię się, że nie podzielasz mojej opinii.
   -Bo moim priorytetem było wspieranie Cię z trybun, nie z kanapy przed telewizorem! Mam dość takiego dopingu, chcę przeżyć coś innego. Nie pozwolisz mi na pierwszy mecz na obcym stadionie, bo skręciłam kostkę? Błagam, wszystko wróci do normy.
   -Rozumiem Twoje rozczarowanie, Mała. - z serdecznym uśmiechem usunął włosy z mojej twarzy i czule musnął okolice czoła. -Ale nie można lekceważyć żadnego uszkodzenia ciała. Jeśli włożyli Ci stopę w stabilizator oznacza to, że Twoje kości i więzadła nie są jeszcze w najlepszym stanie. Daj im odpocząć i następny obiekt podbijamy razem. Okej?
   -Ale Marco...
   -Nie, Lena. Podjąłem już ostateczną decyzję i nie dokonam zmian. Przykro mi.
   -Kurwa, nienawidzę Cię. - warknęłam, z trudem hamując chęć podniesienia na niego ręki. -Spieprzaj do tej Holandii i najlepiej w ogóle z niej nie wracaj.
   Zszokowany złapał mnie za nadgarstek, lecz uwolniłam go jednym szarpnięciem i opuściwszy pomieszczenie, zamknęłam się w swoim pokoju.


<Marco>
   Zapukałem do drzwi, ale nie wyraziła nawet znaku życia. Mając niewiele czasu w zapasie, klarownie nacisnąłem klamkę i przekroczyłem próg jej lokalu.
   Zwrócona w kierunku ściany, ze słuchawkami na uszach oglądała jakiś smętny melodramat w laptopie. Ostrożnie zacisnąłem rękę na jej ramieniu, aczkolwiek nie wywarło to na niej większego wrażenia. Prawdopodobnie spostrzegła mój cień na jasnej ścianie lub po prostu słyszała, że wpadłem bez zaproszenia.
   -Wychodzę. - oznajmiłem zsuwając sprzęt, który miała na głowie na jej kark. -Zobaczymy się za parę dni. Jak zawsze.
   -Może.
   -Lena, przestań się dąsać, do cholery. - niekontrolowanie uniosłem głos, ale młoda Polka i ten czynnik miała w poważaniu. -To moja praca, rozmawialiśmy już na ten temat i nie prowokuj kolejnej wojny. Proszę.
   -Wiesz - jęknęła nonszalancko, spoglądając mi prosto w oczy. -Czasami sądzę, że byłoby lepiej dla nas obojga, gdybyśmy w ogóle się nie poznali. Oszczędzilibyśmy bliskim oraz sobie niepotrzebnego cierpienia. Przyznaj, nie mam racji?
   Wpatrywaliśmy się w siebie, szukając własnych słabości. Przymknęła powieki i zmarszczyła czoło, lecz nie zamierzałem odpuścić, nie umiejąc uwierzyć, że powiedziała coś takiego. Dzieląc z nią mieszkanie utwierdzałem się w przekonaniu, że do siebie pasujemy. Od tej chwili nie byłem pewien niczego. Poza jednym.
   -Może jest w tym trochę prawdy. - przyznałem z goryczą. -Ale nie żałuję, bo mimo to nie potrafię z Ciebie zrezygnować.
   Zamknęła usta, nie spodziewając się tego typu riposty. Objąłem jej głowę i dotknąłem wargami chłodnej skroni, po czym wyszedłem, zostawiając ją samą.


   Nie potrafiłem się skupić. Mecz z Ajaxem nie wypadł najgorzej ani w moim wykonaniu, gdyż strzeliłem jedną z czterech bramek ani w wykonaniu całej drużyny, ponieważ zapewniliśmy sobie awans do dalszej fazy Ligi Mistrzów. Sam siebie pytałem, dlaczego nie opuszcza mnie dobry humor, ale odpowiedź miałem niczym wypisaną na dłoni: trzy punkty jechały do Dortmundu wraz z miejscem w szesnastce najlepszych zespołów Europy.
   Racząc się gadką Mario o jakiejś tam bieliźnianej sesji Ann-Kathrin rozmyślałem nad tym, czy Lena grzecznie udała się na rehabilitację z ukochaną Götze, która obiecała podrzucić ją do kliniki. Wciąż bolały mnie jej ostatnie słowa, wierzyłem jednak, że wyjaśnimy to zaraz po moim powrocie. Przez kilka sekund męczyła mnie myśl, że znów sięgnie po alkohol, ale nie miałem podstaw, by nie darzyć jej zaufaniem. Przysięgała, a ja to zaakceptowałem.
   Gorączkowałem się zbyt ślamazarną jazdą taksówkarza, przeklinając pod nosem rezygnację z pozostawienia Astona na lotnisku. Przywykłem do tego, że gdy najbardziej zależy mi na upływających minutach dokonuję błędnych wyborów, doprowadzających mnie potem do szaleństwa. Do jasnej cholery, Reus, naucz się w końcu funkcjonować jak pełnoletni obywatel. Wiek nie czyni z ciebie dorosłego ważniaka.
   Uderzyła mnie już od progu zalegająca w całym mieszkaniu ciemność. Rozświetlał ją wyłącznie jaskrawy ekran odbiornika telewizyjnego, emitujący teledyski na bliżej nieokreślonym kanale muzycznym. Mniemałem, że blondwłosa ofiara moich uczuć zasnęła na sofie lub wyszła w pośpiechu, zapominając o moim ściennym sześćdziesięciocalowcu. Poirytowany ograniczoną widocznością zapaliłem światło i przestałem na chwilę oddychać.
   Opierała się o boczną część kanapy, strzelając roztrzęsionym spojrzeniem centralnie w moje źrenice. Ja natomiast, robiąc jeszcze jeden krok w przód, potknąłbym się o jej walizkę, postawioną przy stoliku na klucze. Spakowaną walizkę. Scena niczym z horroru, brakowało jedynie krwi i trupów. Czułem jednak, jak ta wypełnia całe moje ciało, pragnąc wydostać się na zewnątrz, niczym po ugodzeniu nożem. All Inclusive. Gdzie jest reżyser?
   -Czy... Możesz mi to... Wyjaśnić? - wydusiłem, trącając stopą bagaż. W obliczu paniki zdecydowałem się nie wypowiadać choćby jednego wyrazu więcej.
   -Naturalnie, masz do tego prawo. - odetchnęła głęboko, ocierając samotną łzę wędrującą po jej policzku. -Wracam do Polski, Marco. Postanowiłam o tym wczoraj wieczorem. Nie myśl, że na moim planie zaważyła nasza kłótnia - ona ma w całym tym chaosie najmniejsze znaczenie. Bardzo Cię przepraszam za to, co powiedziałam, nie powinnam w ogóle użyć tych słów, bo były najbardziej ekstremalną ściemą ostatnich miesięcy. Jesteś najistotniejszym przełomem w moim życiu i nie jestem w stanie mu podołać. Nie wiem, czy mnie rozumiesz, ale wprost pogubiłam się w swoich uczuciach. Potrzebuję czasu, odpoczynku, mocnej głowy i silnego rozumu. Błagam, uszanuj to. Nie żegnam się w Tobą, nie mówię, że widzimy się po raz ostatni. Obiecuję, że skontaktuję się z Tobą jeszcze w tym roku. Większości obietnic dotrzymałam, więc uwierz mi jeszcze raz, a gwarantuję, że się nie zawiedziesz. Będę o Tobie pamiętała każdego dnia. Do widzenia, Marco.
   Wspięła się na palce, by rozpieścić moje usta swoimi wargami, po czym ujęła rączkę walizki i wyszła. Po prostu wyszła.


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Muszę Wam przyznać, że kocham ten rozdział! Może dlatego, że tylko ja jedna wiem, co się ostatecznie wydarzy :)
W związku z następnym: będzie to rozdział nieco inny, niż wszystkie dotychczasowe, m.in. dlatego, że został napisany w narracji trzecioosobowej: pierwsza część z perspektywy Marco, druga - z punktu widzenia Leny. Moje pytanie do Was: czy życzycie sobie, abym rozbiła go na dwie połowy czy wrzuciła w całości (tj. najpierw Marco, kilka dni później Lena)? Zaznaczam, że będą wtedy bardzo króciutkie i daję Wam wybór, bo sama nie wiem, co zrobić :)
I na koniec refleksja: czy nawet w Pucharze Niemiec Borussia musi w decydującej fazie rozgrywek mierzyć się z zespołem, z którym nie da się grać na zasadach fair play...?

Do usłyszenia :)

9 komentarzy:

  1. Jejku! Ten rozdział to mistrzostwo! Niesamowicie mi się podobał, a końcówka...
    Nie dochodzi na razie do mnie, że Lena... wyjeżdża. Ja już myślałam, że wszystko jest okej, że będzie dobrze... Aż normalnie smutno mi zrobiło :/
    Co do samej kłótni to powiem szczerze, że zdziwiłam się zachowaniem Leny, Nie sądziłam, że aż tak jej będzie zależało na meczu.
    Nie wierzę dalej, że wyjeżdża i zostawia Reusa. Przecież przeżywała, że nie może wytrzymac kilki dni, a na taki okres czasu da radę? Może rzeczywiście potrzebuje uporządkować sobie wszystko.
    Jestem ciekawa co takiego kombinujesz, a co do pytania, to jestem za tym by dodać wszystko na raz. Nie mam chyba potrzeby rozdrabniania się na dwie części :)
    Do następnego i buziaki <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Po przeczytaniu tego rozdziału wkurzyłam się.... i dodaję komentarz dopiero dzisiaj XD Dziwi mnie Lena, że wyjeżdża. Przecież mówiła, że Marco już jest jej, ale on o tym nie wie jeszcze i że go kocha, a teraz? ... no ja Cie pierdziele... dobry serial można by zrobić:D Mam nadzieję, że Marco jednak nie pozwoli jej wyjechać, a ona w końcu powie mu te dwa, magiczne słowa i zostanie... no i przestanie wyjeżdżać. Może snickersa musi zjeść? :pp Co do kolejnego rozdziału to nie rozdzielaj go, tylko dodaj w całości ;)
    Co do DFB Pokal - myślę, że ten sezon chce dać jakąś rozrywkę Borussii i nie pozwoli nudzić się piłkarzom jak i kibicom ;p Tylko cholera... po dzisiejszym meczu może być kiepsko. Niech wraca Marco, Hummels, Kampl i reszta do pełni sił, bo masakra :/
    Do następnego rozdziału ;* Pozdrawiam ;) -Karu ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak: Marco jej nie zatrzyma, bo gdyby to zrobił, nie powstałby następny rozdział :) A Lena pewnie Snickersa by nie zjadła, bo jak większość kobiet powiedziałaby, że jest na diecie :p
      Jeśli chodzi o Pokal, to dla mnie rozgrywki Borussii z B. już dawno przestały być piękne, choć w emocje obfitują, szkoda tylko, że głównie w negatywne... Ale masz rację, Dortmund bez czołowych zawodników jest nijaki i to mnie przeraża :(
      Również pozdrawiam ♡

      Usuń
  3. Co tu dużo mówic, rozdział poprostu wspaniały. :) ale tego że Lena wyjedzie to się nie spodziewałam, zaskoczyłas mnie ale zobaczymy jak to się wszystko dalej potoczy.Myślę że kolejnego rozdziału nie musisz dzielić :D
    Co do losowania DFB to miałam przeczucie że właśnie na klub z południa Niemiec trafimy, będzie ciężko, bo cały sezon taki jest ale mówi się że do 3 razy sztuka, już 2 razy mierzylismy się z nimi w tym sezonie, to może teraz się wkońcu uda i oby sędzia był sprawiedliwy, bo jak mi się przypomina finał poprzedniego pucharu to poprostu.... czekam na next i pozdrawiam D. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, w ogóle jak pomyślę o jakimkolwiek z ostatnich spotkań, które z nimi zagraliśmy, mam ochotę nie oglądać tego półfinału, bo mam wrażenie, że wiem, jaki będzie wynik... :/ W dodatku zadanie będzie podwójnie trudne, bo gramy na ich terenie... Mimo to wierzę, że chłopaki w końcu się zbiorą w sobie, bo dobrze wiedzą, że ten mecz trzeba wygrać ♡

      Usuń
  4. Kocham jak zawsze, ale troszkę mnie tu zaskoczyłaś tą całą dramą z Leną w roli głównej, mam nadzieję że zmądrzeje i dojdzie do tego że Marco ją naprawdę bardzo kocha i nie będzie wymyślać, przecież sama zdecydowała się na taki obrót spraw a w poprzednim rozdziale zdecydowała że kocha go i chce z nim być.
    Pozdrawiam! x

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej ! Jaka wyprowadzka?! Ona nie może się wyprowadzić no ... Teraz Marco się załamie :( Mam nadzieję ,że on ją jednak powstrzyma i nie wyjedzie..
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie http://nieryzygnujnigdyzmarzen.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O nie nie nie. Jak to ona wyjeżdża? Ona noe może przecież wyjechać , a Marco niech ruszy ten swój piękny tyłek i leci za nią ;d ;)
    Jejuu dodawaj szybko nastepny rozdział bo chyba nie wytrzymam ;);*
    Świetny rozdział ! Życzę Ci duużo dużo weny i obyś zawsze pisała tak cudowne rozdziały ;)

    Buziaczki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa i jeszcze sobie teraz tu zerknęlam czy może dodałaś, no ale jednak nie ;/ ale tak sobie pomyślałam o Marco teraz i jejuu jak on sie w takiej chwili może czuć ... ;c po raz drugi zostawia go dziewczyna mniej więcej przez to samo ;( no biedny, no ;/ będę chyba cały czas teraz o nim myślała aż nie dodasz kolejnego rozdziału. I niech on będzie w całości. Bo polowę pewnie zakonczyłabyś w jakimś ważnym momencie i znów czekałabym w nieświadomości kolejny tydzień ;d
      Noa teraz idę spać, dobranoc ;*

      Usuń