-Przestań mi dokuczać, Woody! - zastanawiałam się, jak długo będzie bawiła mnie jego ksywa, co blondynowi w ogóle nie przeszkadzało. Ubóstwiał ją. Nie zrozumiem tego do niechybnej śmierci, chyba że jakimś cudem przeniknę do jego mózgu i przekonam się, czym zafascynował go Woody Woodpeacker - postać dzięcioła z kreskówki, stworzona w latach 40. ubiegłego wieku. Ciekawiło mnie, czy Marcel i Robin odgrywają role jego przyjaciół. Być może jeden to mors Wally, a drugi myszołów Buzz? Przy ich nielogicznym myśleniu to całkiem trafne przypuszczenie.
-On ma rację, Lena. - prowadzący swe Audi Bobek zerknął na mnie przez lusterko. -Ostatnio bez przerwy pakujesz się w kłopoty. Nie chcemy któregoś pięknego dnia odebrać Cię ze szpitala w czarnym, plastikowym worku i patrzeć, jak przewożą Twoje ciało do zimnej kostnicy. Nie przyszedłbym na Twój pogrzeb, bo wylądowałbym w psychiatryku z zaburzeniami i depresją.
-Wielkie dzięki za podniesienie na duchu. - warknęłam oschle, odwracając się twarzą do szyby. -I wiesz co? Już dawno powinni Cię tam zamknąć.
Moją drwinę skwitowali oczywiście gromkim śmiechem, więc postanowiłam nie brać udziału w ich przesłuchaniu, dopóki nie znajdziemy się w domu. Znów zdecydowałam o pozostaniu w mieszkaniu Marco, nie ulegając namowom na przeprowadzenie się do Roberta, a już tym bardziej na powrót do Polski. Czułam się bezpieczna w tych czterech ścianach i nie zamierzałam zamieniać ich na żadne inne.
Lewy zjadł u nas obiad, po czym wrócił do siebie, powierzając mnie opiece Reusa. Pomógł mi dostać się do kanapy, gdyż odmówiłam, kiedy nalegał, abym położyła się do łóżka, a sam rozsiadł się obok i odpalił konsolę. Marszcząc nos obserwowałam, jak po raz kolejny z zamiłowaniem rozważa ustawienie Barcelony, by zastosować je w potyczce, którą za chwilę rozegra. Miałam ochotę walnąć go gipsem prosto w tą cholernie idealną klatkę piersiową, ukrytą pod zbędną koszulką, lecz moje dobre serce nie odważyło się na tak brutalny krok.
-Myślałam, że będziesz trajkotał o wczorajszym meczu. W wywiadzie powiedziałeś, że jesteś zadowolony z występu.
-Znów oglądałaś? - zerknął na mnie przelotnie. -Może Ty jesteś chora? Nie masz przypadkiem gorączki?
-Tak, białą, bo wciąż się ze mnie naigrywasz. - gdyby moja noga była dysponowana, zapewne wędrowałabym już do swojego pokoju. Pozostawało mi jedynie wbicie wzroku we własne kolana.
-Źle to odbierasz.
-Nie istnieje inna wersja. Grasz mi w ten sposób na nerwach.
-Doceniam Twoje zaangażowanie. - ujął mój podbródek, zmuszając do wymieszania naszych spojrzeń. -Lubię, kiedy śledzisz rozgrywki Borussii i chwalisz moje akcje. Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo mnie podbudowujesz. Nie nabijam się, jestem zwyczajnie zaskoczony, że kobieta, która całe życie broni się przed futbolem nagle przyjmuje bilety na każdy pojedynek, a wyjazdowe podpatruje w telewizji. I pokrzepia mnie fakt, że to wyłącznie moja wina. Sama przyznałaś.
-Wiesz... Jeśli nie mogę mieć Cię w domu, wspieram Twoją pasję. To podstawowy błąd, który popełniałam przy Semirze i nie chcę Cię stracić dlatego, że go powieliłam. Żałuję, że nie mogę iść w tą sobotę na Signal Iduna Park.
-Och, Mała. - wziął mnie w ramiona i pocałował w czoło. -Sezon nie osiągnął jeszcze półmetka, a Ty z gipsem pomęczysz się zaledwie dwa tygodnie. Dasz radę. Szczęście, że nie doszło do złamania.
-Nie wspominaj o tym. - dźgnęłam go w żebro, przez co jęknął przeciągle.
-Jak sobie życzysz. Zagrasz ze mną? - z uniesionymi brwiami wskazał leżącego nieopodal pada. Popatrzyłam na niego chwiejnie, przygryzając wargę.
-I tak przegram.
-Pamiętasz, co mi niedawno powiedziałaś? Że bardzo krytycznie się oceniam, bo nie można wiecznie funkcjonować na najwyższych obrotach. Może to mój kolejny słabszy dzień?
-Okej. - zgodziłam się z cwanym uśmiechem. -Spróbujemy.
Rozbierałam się w przedpokoju po powrocie z badań kontrolnych, Marco natomiast w tempie błyskawicy pomknął do kuchni przygotować kolację. Bardziej niż kontuzjowana noga bolało mnie to, że nie jestem w stanie mu pomóc. Pracował teraz za nas oboje, dodatkowo stawiając się na treningach. Wyręczał mnie w prostych czynnościach domowych, które do tej pory wykonywałam sama, towarzyszył mi na diagnozach i cierpliwie znosił narzekanie. Apodyktycznie zabraniał poruszania się bez konieczności, pretensjonalnie zarzucając nadwyrężanie kostki. Doprowadzał mnie do rozstroju, ale zdawałam sobie sprawę, że chce jedynie zadbać o moje zdrowie. Nie miałam prawa się przeciwstawiać.
-Jutro muszę zostawić Cię z Marcelem. - oświadczył podając mi szklankę soku jabłkowego. -Mecz sam się nie rozegra. Szczęśliwie bijemy się o trzy punkty w Dortmundzie, więc będę z powrotem po kilku godzinach.
-Marcel zabije mnie śmiechem. - mruknęłam, na co Woody sam zachichotał. -Zaproś go z Giulią, wtedy się opanuje.
-Okej. - automatycznie zaczął wklepywać treść wiadomości do przyjaciela. -Oszczędzę Ci towarzystwa Robina. W ostatnich czasach staje się niebezpieczny, gdy o Tobie wspominam.
-Powinnam go unikać?
-Nie bój się, nie skrzywdzi Cię. Odbija mu, kiedy się zadurzy w dziewczynie. Jemu też kilka razy nie wyszło i strasznie to przeżywa.
-Może z nim porozmawiam, co? Nie chcę Was poróżnić.
-Odpuść sobie, przejdzie mu. Wie, że straciłem dla Ciebie głowę i przestrzega żelaznej zasady naszej przyjaźni: nie pożądaj żony bliźniego swego.
-Marco, błagam. - objęłam rękoma brzuch, wybuchając śmiechem. -Tak daleko nie zabrnęliśmy.
-To tylko prowizoryczne stwierdzenie. - szczerząc się od ucha do ucha, sprostował swoją wypowiedź. -Ale potrafię to sobie wyobrazić, wiesz?
Świdrował mnie wzrokiem, na co oblałam się rumieńcem. Ech, Marco James'ie Reus, idź do diabła z tą swoją nieskazitelną urodą.
-Widzimy się w środę popołudniu. - braterskim uściskiem pożegnał dwójkę przyjaciół, po czym podszedł do mnie i zatopił usta w moich włosach. -Wiesz, że w tym samym dniu zamienią Ci gips na stabilizator?
-Nie mogę się doczekać. - odparłam entuzjastycznie, ponownie zaciągając się Reusowym Hugo Bossem. Najlepszym na świecie.
Drugi mecz z rzędu w Lidze Mistrzów BVB rozgrywała poza obszarem kraju, tym razem w Manchesterze. Marco przydzielił mi na ten czas dwóch aniołów stróżów - Fornella z Robinem, któremu ten epizod szalenie odpowiadał. Marcel był jednak doskonale zorientowany w jego uczuciach, więc zyskałam stuprocentową pewność, że nie spotkają nas żadne przykrości. Jednocześnie nosiłam się z odrzuceniem rady piłkarza i przeprowadzenia z Kaulem szczerej, otwartej rozmowy, nawet w obecności chłopaka Giulii, w końcu emocje, jakimi żyli nie były dla żadnego z nich tajemnicą.
Oglądaliśmy końcową część powtórki półfinałowego meczu Euro 2012. Robin po ostatnim gwizdku natychmiast wyłączył odbiornik, kładąc pilota na stole. Zwęszyłam swoją szansę, bo Marcel wyszedł na balkon zadzwonić do ukochanej. Nie było zatem chwili do stracenia.
-Nienawidzę tego spotkania. - bąknął brunet, wygładzając ciemne jeansy. -Niemcy uchodzili za jednego z faworytów, a Włosi nas skompromitowali. To straszne.
-Uwierz, przyglądanie się temu z wysokości trybun stanowiło większą udrękę.
-Skąd miałaś bilet? Od brata?
-Nie, dostałam od Marco. Zadzwonił do mnie dzień wcześniej i powiedział, że muszę obowiązkowo stawić się w Warszawie. - westchnęłam na wspomnienie jego wycia niszczącego moje uszy.
-Niemożliwe! - roześmiał się Robin, idąc do kuchni po świeże owoce. Zauważyłam, iż chyba przewyższa Reusa o kilka centymetrów. Boże, ratuj. -Olał najlepszych kumpli, żeby zyskać sympatię dziewczyny, w której się zakochał. Będę wypominał mu to do końca życia.
-Prawdę mówiąc, chciałabym z Tobą pogadać na jego temat. - zaczęłam z wahaniem, zachęcając go, by usiadł. -Prosił, żebym odpuściła, ale jest głupi, jeśli myślał, że go posłucham.
-Wygadał się w mojej sprawie, tak? - znacznie ułatwił mi zadanie, w zasadzie wykonał je za mnie. -Przepraszam Cię Lena, nie wybierałem. Jesteś naprawdę... Atrakcyjną i pociągającą kobietą, nie da się ukryć, ale Marco mnie wyprzedził i uszanuję to. Nie zawracaj sobie głowy. Być może Cię nie uświadomił, ale...
-Cholera, czuję się jak przedmiot dobijania targu. - zażartowałam. Zmarszczył czoło nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Dlaczego?
-W miłości nie obowiązuje coś takiego jak pierwszeństwo, Robin. Gdybym pokochała Ciebie, Reus nie miałby nic do powiedzenia. Tak, jak wspomniałeś - to nie my wybieramy, to serce przypisuje nam partnera.
-Nie odwzajemniłbym Twoich uczuć nawet, gdybym pragnął tego najbardziej na świecie. Nie poderwałbym Cię wiedząc, co on do Ciebie czuje.
-No tak, Wasz dziki pakt. - przypomniałam sobie. -To jak błędne koło. Poświęcasz się dla kogoś, kto nie może dać Ci nic w zamian.
-Nie zostałem z Tobą za karę. - wytknął chłopak, przygryzając soczyste jabłko. -Polubiłem Cię, Marcel także. Woody to cholerny szczęściarz z dobrym gustem. Kochasz go, prawda?
-Widzisz... - odetchnęłam, by choć trochę uspokoić szalejący w mojej piersi mięsień. Sama już jakiś okres zadaję sobie to pytanie. -Nie potrafię Ci odpowiedzieć. Jestem przekonana, że przyjaźń nas nie usatysfakcjonuje, bo ta znajomość niemal od początku zmierza w innym kierunku. Nie mam natomiast pewności, że mogę naprawdę mu zaufać. Mój ex bardzo mnie zranił i przezornie obawiam się, że Marco prędzej czy później postąpi tak samo. Przecież jest tyle lasek, które...
-Ale jego nie interesuje żadna inna poza Tobą, rozumiesz? - Fornell stał w przejściu łączącym salon z tarasem i od nie wiadomo jak długiej chwili przysłuchiwał się naszej rozmowie. -Lena, drugiego takiego nie znajdziesz. Osobiście zazdroszczę mu każdej pozytywnej cechy charakteru, bo podziwiam go za to, że będąc rozpoznawalnym piłkarzem dochował wierności Caro. Ja bym tak nie umiał.
-Jesteś okropny! - syknęłam w jadowitym półuśmiechu. -Co na to Twoja dziewczyna?
-Spokojnie, nie zdradzam jej. Woody mógłby pieprzyć się z każdą, którą sobie wybierze, bo popularność i twarz to dla osoby z zewnątrz jego dwa największe atuty. A on chce Ciebie. Tylko Ciebie. - położył akcent na pierwsze słowo. -Znam go znacznie dłużej, słyszę, z jaką pasją opowiada o Tobie każdego dnia i nie mam wątpliwości, że kocha Cię tak, jak chciałby kochać każdy facet. Żałuję, że nie potrafię darzyć taką miłością mojej kobiety. Zrzekłbym się wiele, gdyby istniał sposób na nauczenie się tej trudnej sztuki.
-Nie jestem w stanie złożyć Wam żadnej obietnicy. - szepnęłam, zawstydzona wykładem najlepszego przyjaciela blondasa. Po raz kolejny czułam się winna temu, że trzymam rzeczywiste odzwierciedlenie kreskówkowego bohatera w niepewności. -Ale zapewniam... Przysięgam, że nie wyrządzę mu krzywdy. Nie zasłużył na to.
-Uszczęśliwiasz go non stop, do cholery. - warknął Marcel, marszcząc czoło. -Cierpliwie znosi fakt, że każesz mu czekać, lecz wszyscy widzimy, jak strasznie go to męczy, więc zgódź się w końcu na ten przeklęty związek! Przecież oboje o tym myślicie.
-Stary, wyluzuj. - Robin wstał i poklepał kumpla po ramieniu. Przy nim Fornell wyglądał jak uczniowie Hogwartu przy Hagridzie.
-Sorry. - bąknął niedbale, lokując się na parapecie. -Ale błagam, zróbcie coś z tym, bo chcę mieć normalnego Reusa z powrotem. Takiego, z którym można wyjść na piwo, wyśmiać puste dziewuchy, siłować się na rękę i przejrzeć katalog z propozycjami nowych tatuaży. Kurwa, brakuje mi tego.
Zlustrowałam ich beznamiętnie, wolno wypuszczając powietrze z ust. Ten niewiele ode mnie wyższy brunet nie mylił się. Koniec z eksperymentami i odkładaniem podjęcia decyzji na później. Później już nadeszło. Czas zacząć działać.
Wino wypite w samotności traci smak. Cisza wypełniająca mieszkanie boleśnie kłuje małżowinę uszną. Melodie wygrywane na jakimkolwiek instrumencie wydają się głuche, gdy nie ma kogoś, kto je skomentuje. Człowiek to gatunek niestworzony do życia w pojedynkę. Potrzebuje rodziny lub chociaż drugiej żywej duszy obok siebie. To wystarczy.
Marco leżał na podłodze, gdy szarpałam struny swojej gitary, delektując się krwisto czerwonym alkoholem. Co kilka sekund przerywał moje brzdąkanie głupią docinką dotyczącą talentu muzycznego, którego rzekomo nie posiadałam. W kontekście ciągłych podróży służbowych nawet drwiny padające z jego ust stawały się swoistą przyjemnością.
-Sam coś zagraj! - prychnęłam aktorsko zbulwersowana, gdy oświadczył, że kupi dla mnie śpiewnik z nutami, bym przynajmniej przyswoiła chwyty. -Właśnie, to nie jest taki głupi pomysł. Pochwalisz się swoimi opanowanymi podstawami.
-W porządku. - ku mojemu zdziwieniu bez zbędnych wykrętów udał się po swój sprzęt. No tak, leworęczni wymagają specjalnie wyprofilowanego ustrojstwa. Ponownie zasiadł na dywanie, układając gitarę w dłoniach. -Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ją trzymałem!
-Dasz radę. Tylko proszę, nie wyskakuj mi tutaj z "Here without you", bo nie mam ochoty na seks z ranną kostką. Zabiłabym Cię, gdybyś o niej zapomniał.
Reus wybuchnął śmiechem, po czym skupił się na moment i zaproponował pierwsze takty jakiejś piosenki. Zamknęłam oczy wsłuchując się w płynną melodię. Cholera, skurczybyk grał całkiem dobrze jak na 'hobby w wolnej chwili', mocniej frustrowało mnie jednak to, że nie rozpoznałam owego kawałka. Tak sądziłam. Zacisnęłam bowiem silnie powieki i tytuł sam wpadł mi do głowy. Popatrzyłam na Niemca, najpierw przerażona, później mile zaskoczona. Zatrzymał rękę nad górną struną, rezygnując z kolejnego ruchu.
-Coś mi nie wyszło, prawda? To polska piosenka, więc... - zamilkł, gdy przytknęłam palec do ust i poprosiłam, by kontynuował.
Obserwowałam go teraz dokładnie. Był mi tak cholernie potrzebny... Nie musiał nic mówić, nawet kiedy jedynie siedział i grał napawałam się jego obecnością. Bo przecież to było najważniejsze. Przed oczami wyświetlała mi się teraz historia naszej relacji. Pierwsze spotkanie na lotnisku, Gdańsk, Mistrzostwa Europy. Ibiza, pierwszy pocałunek, upojna noc w jego mieszkaniu i spowodowane tym incydentem zerwanie kontaktów. Wyswobodzenie mnie z bośniackiego piekła i erotyczne podteksty na bankiecie. Wsparcie udzielone mi po wyjściu na jaw zdrady Semira. Seks w samochodzie i pomoc w walce z zagipsowaną nogą. Już wiedziałam. Zakochałam się w urodzonym trzydziestego pierwszego maja tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego dziewiątego roku w Dortmundzie, perwersyjnym, bezczelnym, brutalnym, zboczonym i niepoprawnym blondynie, legitymującym się jako Marco James Reus. Ale... Nie potrafiłam mu tego wyznać.
-Marco. - wymamrotałam cicho, wyciągając do niego rękę. Gdy usiadł obok, wdrapałam się na jego kolana i przytuliłam wargi do wytatuowanego przedramienia. -Chcę jechać z Tobą na następny mecz. Nie mam zamiaru dłużej czekać na Ciebie tutaj, to mnie przerasta. Chcę być zawsze tam, gdzie Ty. Jak w tej piosence.
-Maleńka, teraz wypada na Dortmund. - szepnął kojąco, skręcając moje włosy na palcach. -Ale zobaczę, co da się zrobić. Obiecuję.
Przycisnął mnie do siebie, składając przelotny pocałunek w okolicy łopatki i z niemal niedosłyszalnym westchnieniem oparł brodę o czubek mojej głowy. To już był MÓJ Reus, lecz jeszcze nie miał o tym pojęcia.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak pewnie widać, zbliżamy się powoli do decydującej akcji/punktu kulminacyjnego. Do końca zostały 4 rozdziały oraz epilog. Tylko :)
Gramy dziś z B. Na ten mecz czeka się cały sezon ♡
Z racji zbliżających się świąt i mojej planowanej nieobecności na blogu, życzę Wam Wesołego Alleluja, smacznego jajka, radości i odpoczynku. Wszystkim fankom BVB natomiast zakwalifikowania się do europejskich pucharów!!
Schwarzgelbe Grüße ❤
Kurcze rozdział przecudowny...Lena wkońcu sobie uświadomiła że kocha Marco i teraz już tylko czekać na oficjalne uznanie ich para :)Jak zawsze czekam niecierpliwie na kolejny. Życzę ci również wesołych świat! :)
OdpowiedzUsuńPS Dzisiejszego meczu już nie mogę się doczekać, mam nadzieję że wygramy, Kloppo i drużyna dadzą radę :)
Jak zwykle szaleństwo! Czemu rozdziały nie mogą być codziennie ;(
OdpowiedzUsuńjesteś najlepsza i czekam na dalszy obrót akcji! Pozdrawiam i Wesołych Świat ☺
Ojeeeeej :D Słodki rozdział :D Cieszę się, że Marcel zaczął taki temat i wypowiedział słowa, które... wypowiedział :p Dzięki temu do Leny coś tam dotarło, a końcówka ... kiedy Marco grał na gitarze.. i później co powiedziała Lena... no coś pięknego :D Czekam z niecierpliwością na ten JEDEN, JEDYNY moment i mordka się sama cieszy, wiedząc, że już niedługo on nastąpi :D
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt Wielkanocnych i smacznego jajka! :D :D
Do następnego :))) Pozdrawiam ;) - Karu ;d
Wspaniały rozdział! No uwielbiam to opowiadanie ♥
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Lena w końcu przyznała, że jednak coś do niego czuję! :)
Co do momentu, gdzie Marco gra na gitarze... słodko :* Jestem ciekawa co dalej wymyślisz i co potoczy się dalej :))
Do następnego i całuję ♥
Ktoś tu jest geniuszem!! Dzięki tobie chyba zacznę oglądać piłkę nożną! :O
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie i pozdrawiam serdecznie :) x
Nie wiem, o kim mówisz! :D
UsuńAle football polecam, można bardzo szybko się wciągnąć ;)