18 lutego 2015

17. You promised he won't come back...

<Marco>
   Obserwując siostrzeńca, który właśnie siedział na moich kolanach, ponieważ stanowiły najlepszy tor wyścigowy dla jego aut, dochodziłem do wniosku, że gdy wraz z partnerką zdecydujemy się na dzieci, będę musiał poddać się terapii wzmacniającej psychikę. Nico był wprawdzie jednym z najspokojniejszych malców, jakich znałem, ale zadawał zaskakująco skomplikowane pytania.
   -Wujku? - przewróciłem oczami przygotowując się do odbicia kolejnej piłeczki. -Czy Ty też będziesz kiedyś kochał jakąś panią tak, jak tata kocha mamę?
   -Nie wiem. - uśmiechnąłem się i puściłem do chłopca oczko. -Takich rzeczy nie można zaplanować. Jak kiedyś poznasz fajną dziewczynę i ją polubisz, dopiero wtedy zobaczysz, czy ją pokochasz czy nie.
   -A Ty kochasz Caro?
   -Jeszcze niedawno tak było. Ale widzisz, o taki związek trzeba dbać, bo kobieta potrzebuje, abyś spędzał z nią dużo czasu.
   -Spędzałeś mało czasu z Carolin?
   Westchnąłem. Rozstaliśmy się prawie rok temu, a Mały wciąż o nią pyta, prawdopodobnie dlatego, że bardzo ją lubił. Chcąc ukryć zakłopotanie i rozżalenie, zmierzwiłem włosy siostrzeńca.
   -Można tak powiedzieć. Z Tobą też widuję się bardzo rzadko, bo jestem piłkarzem i nie przebywam w domu tak często, jakbym chciał.
   -Ale ja i tak się cieszę, kiedy przychodzisz, bo lubię grać z Tobą w piłkę. - Nico spojrzał na mnie zielonymi tęczówkami, które odziedziczył do Yvonne, nie miałem co do tego żadnych wątpliwości.
   -Wiem. A Ty powinieneś wiedzieć, że Cię bardzo kocham, bo jesteś najgrzeczniejszym chłopcem na świecie. - ucałowałem czubek jego głowy, na co roześmiał się głośno. Z kuchni dochodziły czyjeś głosy, zapewne siostra z mężem sprzątali po obiedzie. -Kochanie, pójdę pomóc mamie, dobrze? A później pójdziemy do ogrodu kopać piłkę. Będziesz strzelał mi gole.
   -Okej! - brzdąc zeskoczył z moich nóg i pobiegł na poszukiwania futbolówki, ale po chwili poczułem, że ciągnie mnie za rękaw. -Wujku? Powiesz mi, jak znajdziesz sobie dziewczynę, prawda?
   Teraz to ja się zaśmiałem. Przykucnąłem przy nim i połaskotałem na wysokości żeber.
   -Jasne, że tak. Dowiesz się jako pierwszy.
   -Super! Ja też Ci powiem. - przytulił się do mnie, a moment później już na dobre zniknął w swoim pokoju. Wstałem i przeczesałem włosy dłonią, zamyśliwszy się na chwilę. Nico był tylko kilkuletnim dzieckiem, lecz jego ciekawość zazwyczaj trafiała w dziesiątkę, gdy wypytywał o moje uczucia. To także jedna z cech, która wyróżniała Yvonne. Gdyby w przyszłości ona i jej syn wpadli na głupi pomysł, by nie przyznawać się do łączących ich więzi, nigdy im nie wyjdzie. Pasują do siebie jak klucz do zamka.
   Odwróciłem głowę i napotkałem wzrok mamy malca, lustrujący mnie przenikliwie. Uśmiechnąłem się do niej i usiedliśmy razem na sofie, jak poprosiła.
   -Nawet Twój chrześniak widzi, że się zmieniłeś. - uświadomiła mi. -Miał rację, co nie? Jest ktoś w Twoim życiu?
   -Nie umiem Ci tego wytłumaczyć, a przynajmniej nie normalnym językiem. Dość zawiła sytuacja.
   -Marco, znam Cię od zawsze i doskonale zdaję sobie sprawę, kiedy cierpisz. Nie pakuj się w to, jeśli ona Cię rani.
   -Mylisz się. - pokręciłem głową zastanawiając się, jak logicznie wytłumaczyć siostrze swoje położenie. -To ja w pewnym sensie zadałem jej ból. Przespaliśmy się ze sobą, choć ona miała faceta. Pozwoliłem jej na to. Dowiedział się w ubiegłym tygodniu i próbował ją zgwałcić. Nie lubił mnie od samego początku, mało tego, zerwali z mojego powodu. To karygodne.
   -Ale nie zmusiłeś jej do niczego.
   -Nigdy bym tego nie zrobił. Powtarzała, że chciała...
   -Więc w czym widzisz problem? - rozłożyła pytająco ręce. -Braciszku, nie jesteś debilem, nie chodzisz do łóżka z kobietami, do których nic nie czujesz. Kochałeś się z Caro, bo byliście razem i oboje pragnęliście bliskości. Kochałeś się z tą dziewczyną, bo z pewnością też nie jest Ci obojętna.
   -Chyba masz rację. - wzruszyłem ramionami. -Ale nie przekonałaś mnie do końca.
   -Postaram się. - z radosnym uśmiechem położyła rękę na moim ramieniu. -Zależy Ci na niej i nie zaprzeczaj, bo przede mną tego nie ukryjesz. Pomyśl, może ona też dała Ci jakiś znak, sygnał, że zwróciłeś na siebie jej uwagę? Może podarowała Ci w prezencie coś, czego nawet nie pamiętasz lub nie masz o tym pojęcia? No?
   Jej prośba nie wymagała głębokich rozważań, nie zmuszała nawet do chwilowego wahania. Świetnie wiedziałem, co i kiedy dostałem od Leny. Tamtej nocy obdarzyła mnie czymś, co bezustannie próbował wyrwać jej Štilić, a ona zostawiła to u mnie, nie wykazując nawet krzty żalu. Jedną z najcenniejszych rzeczy, którą kobieta posiada jedynie do pewnego wieku, a gdy już ją straci, nie ma szans na jej odzyskanie.


<Lena>
   "Pamiętaj, że gdy cierpisz, czujemy się tak, jak byśmy cierpieli za Ciebie. Znajdź tam swoje szczęście, kochanie."
   Ostatnie przed opuszczeniem domu rodziców słowa dźwięcznie wybrzmiewały w mojej głowie. Troszczyli się o mnie po raz pierwszy od dawna, wreszcie odkładając swoje zawodowe obowiązki na bok. Nawet nie rozmawiali o kolejnych celach podróży, po prostu spędzali ze mną czas, jednak ich ostatnia przemiana nie zmieni mojej decyzji - pojadę do Dortmundu nie tylko dlatego, że Marco wystrzeliłby mnie w kosmos, gdybym się nie pojawiła. Również dlatego, że potrzebuję odpoczynku.
   Przechadzając się jeszcze po galerii w pobliżu Ławicy, ze znudzeniem oglądając witryny sklepowe, nie zauważyłam, że ktoś się do mnie zbliżył. Adrian wystraszył mnie na tyle mocno, że aż pisnęłam, gdy niespodziewanie klepnął mnie w ramię. Towarzyszył mu Karol Linetty, który omal nie poskładał się ze śmiechu oraz urocza nieznajoma, lustrująca mnie spod przymkniętych powiek. Zdegustowana jej nieprzyjemnym spojrzeniem, odwróciłam wzrok.
   -Nie chcę jeszcze umierać, Reiss. - fuknęłam, zamachnąwszy się nad jego głową. Prychnął w kpiącym uśmieszku.
   -A ja nie wybieram się na Twój pogrzeb, Lewandowska. - podszedł do brunetki o średniej długości włosach i objął ją w pasie. -Lena, poznaj proszę moją dziewczynę. To jest Gabi, a to Lena, siostra Roberta.
   -Kojarzę. - odezwała się, ściskając moją dłoń. Patrzyła na mnie już nieco przychylniej, lecz nadal z chłodem, który dopiero ustępował. -Miło mi.
   Dyskretnie zerknęłam na Adriana. Przypatrywał mi się niepewnie, lecz słowa były zbędne, zrozumiałam jego przekaz. Oboje myśleliśmy o incydencie sprzed kilku tygodni, do którego przyznał się Gabrysi, by z czystym sumieniem móc powiedzieć, że ją kocha. Jednocześnie mieliśmy nadzieję, iż teraz sprawa stopniowo wygaśnie i stanie się zwyczajną częścią przeszłości, niewartą rozpamiętywania.
   -A Ty gdzie uciekasz? - zapytał Karol, wymownie wskazując na podręczną torbę, którą przewiesiłam przez ramię. Jedyne, na co było mnie stać, to nieszczery uśmiech, mówiący: "O co Ci chodzi, to tylko następna wycieczka."
   -Lecę do Dortmundu na specjalną prośbę. A raczej zaproszenie.
   -Interesujące. - uniósł brwi, na co pokazałam mu język. -Szalenie interesujące.
   -Nie dociekaj, bo niczego ze mnie nie wyciągniesz.
   -Po prostu sądziłem, że Štilić namówi Cię na jakiś mecz. Nie przyszłaś na otwarcie sezonu, choć na treningu zapewniałaś, że zobaczymy się na stadionie.
   -Semir i ja nie jesteśmy już razem.
   Wbiłam wzrok w podłogę, zderzywszy się z ogarniającym chłopaków zszokowaniem. Nawet Gabi nie potrafiła tego pojąć, czego w ogóle nie ukrywała. Uciążliwe milczenie przeciągało się niemiłosiernie i nie miałam pomysłu, jak z niego wybrnąć.
   -Dlaczego? - zapytał w końcu Adi, nadal trzymając się za głowę. -Jak?
   -To długa historia. Przestaliśmy się dogadywać, nie pasowaliśmy do siebie, rozstanie było kwestią czasu.
   -Nie wierzę Ci. To przez niego wyjeżdżasz, prawda?
   -Nie drąż tego tematu. Wyjeżdżam, bo dostałam zaproszenie na klubowy bankiet i przyjęłam je. - powiedziałam twardo, po czym spojrzałam na zegarek. -Na mnie już czas, nie mogę spóźnić się na samolot.
   -Możemy Cię odprowadzić?
   -Dzięki, przyjechałam autem, rodzice obiecali, że odbiorą je później z lotniska. - wykręcałam się, lecz znajomi nie dawali za wygraną.
   -Daj spokój! Po co ich fatygujesz, pojedziemy z Tobą i wracając odstawimy Twój samochód. Nie protestuj, przecież jesteśmy na miejscu.
   Skapitulowałam. Stojąc na przegranej pozycji, wykonałam telefon informacyjny do mamy i wszyscy skierowaliśmy się do wyjścia z centrum handlowego.


   Siedzący obok mnie Karol zawzięcie wymieniał z kimś sms-y, odkąd tylko zajęliśmy miejsca w moim Audi. Poirytowana szarpnęłam przy ruszaniu ze świateł, nie spodziewając się, że telefon wypadnie mu z rąk. Spojrzał na mnie jak młody gniewny, na co zaśmiałam się krótko, ale głośno.
   -Jesteś fatalnym kierowcą, Lewandowska. - rzucił nieświadomy celowego zagrania Adrian. Zwracanie się do mnie po nazwisku zostało mu od naszego pierwszego spotkania.
   -Przypomnij mi, kto opowiadał o stłuczce zaledwie tydzień po odbiorze prawka, gdy poszliśmy na piwo po treningu. - odgryzłam się złośliwie. Młody piłkarz nie szukał już riposty, a Gabi wpatrywała się w niego podejrzliwie. Mało mówiła, lecz rozumiałam, że trzyma mnie na dystans, w końcu całowałam się z jej chłopakiem na publicznej imprezie.
   Linetty oderwał się od komórki, gdy ta po raz kolejny wylądowała pod jego stopami, co spowodowało moje gwałtowne hamowanie na lotniskowym parkingu. Cmoknął z dezaprobatą, schował ją do kieszeni i bez słowa wyszedł na zewnątrz, by wyjąć z bagażnika moją walizkę. Wymieniłam z pozostałymi głupkowate wzruszenie ramionami i roześmialiśmy się pod okiem zabijającego nas wzrokiem lechity, który siedząc już w terminalu usiłował nie zaglądać w wyświetlacz smartfona. Powodowało to niekontrolowane ataki śmiechu naszej trójki i jednocześnie narastającą złość Karola.
   Wyciągnęłam się na niewygodnym krześle i uniosłam głowę ku tablicy przylotów i odlotów. Westchnęłam z niezadowoleniem spostrzegłszy, jak dużo czasu pozostało do mojego lotu. Nie uszło to uwadze moich namolnych towarzyszy płci męskiej.
   -Aż tak bardzo spieszysz się do kraju, w którym każdy wyraz brzmi jak rozkaz na rozstrzelanie? - zażartował Adi, na co zmarszczyłam czoło.
   -Jeszcze jeden tego typu tekst i będziesz zbierał swoje zęby z taśmy bagażowej. - palnęłam, a on zarechotał histerycznie. Pokręciłam głową ze współczuciem i podniosłam się z miejsca. -Idę po kawę. Chcecie?
   -Ja poproszę. - odparła nieśmiało Gabrysia, uśmiechając się do mnie. Cofnęło mnie ze zdziwienia, czego nie dałam po sobie poznać, za to obiecałam, że dostarczę jej napój za kilka minut.
   Idąc w kierunku kawiarni zdecydowałam się na wejście do toalety, dopóki dysponowałam odpowiednią ilością czasu. Przy okazji poprawiłam makijaż i przeczesałam włosy, rozdając uśmiechy mijającym mnie dziewczynom. Nie umiałam odgadnąć, dlaczego to robią - od Euro minęło już parę miesięcy, z Semirem nie pokazywałam się publicznie od jakiegoś okresu... Może były zapalonymi fankami Reusa i doskonale wiedziały, że niedawno przebywał w Polsce pod moją opieką? Nie chciałam nawet przypuszczać, że się nie mylę.
   Zajęta szukaniem portfela w torebce nie usłyszałam, że ktoś podąża moim śladem. Po chwili złapał mnie za nadgarstek i zaciągnął w znajdującą się nieopodal, ciemną wnękę. Przeklinałam projektantów budynku, zachodząc jednocześnie w głowę, co skłoniło ich do stworzenia tego czarnego jak noc kąta.
   Do końca łudziłam się, iż tajemniczy osobnik chce tylko dyskretnie porozmawiać na osobności, lecz przeraziłam się, gdy siłą zmusił mnie do oparcia się o ścianę. Resztki nadziei straciłam, gdy zsunął kaptur bluzy, którą założył pomimo panującego upału, by ukryć swoją tożsamość. W ułamku sekundy zdałam sobie sprawę, że nie mam szans. Reusa nie było, a moje najgorsze obawy brnęły właśnie ku drzwiom rzeczywistości.
   -Co Ty tutaj robisz? - warknęłam pilnując, aby nie podnieść głosu. Westchnął, wypuszczając powietrze z ust wprost na moją twarz.
   -Och, kotku. - mruczał podstępnie. -Jeszcze na to nie wpadłaś?
   -Zostaw mnie. - zamierzałam go wyminąć, ale jednym ruchem ręki zablokował moją drogę do zbawienia.
   -Dokąd lecisz? Do niego? Do niego, tak?!
   -Skąd do cholery o tym wiesz?! - krzyknęłam zdenerwowana. Nie musiał nic mówić, bo moment później sama odpowiedziałam sobie na zadane pytanie. -Karol...
   -Milcz. W czym ten idiota jest lepszy ode mnie? W łóżku?
   -Już Ci to tłumaczyłam, Štilić.
   -Nie miałaś racji. To większy egoista, niż ja. Wykorzystał romantyczną atmosferę i zaciągnął Cię do łóżka, bo doskonale wiedział, że oddasz mu się po kilku miłych i czułych słówkach. Jesteś tak naiwna i dziecinna... Dlaczego przede mną grałaś niedostępną, a jemu pozwoliłaś na seks przy dobrze zorganizowanym spotkaniu?
   -Twoje aktorstwo nie stoi jednak na tak niskim poziomie. Idealnie ukrywałeś przede mną fakt, że pieprzyłeś się z Kają. Do dziś uważam się za kretynkę - jak mogłam się wtedy nie domyślić...
   -To również było jednorazowe. - zrezygnował z agresji, zaskoczony moim szerokim zakresem wiedzy odnośnie jego współżycia. Ośmieliło mnie to, dlatego zaśmiałam się sarkastycznie.
   -Wiem. Co nie zmienia faktu, że potraktowałeś mnie jak dziwkę, bo popełniłam błąd, którego Ty dopuściłeś się znacznie wcześniej.
   -Zasłużyłaś na to.
   -Marco trafił w dziesiątkę, zamykasz swój świat na czubku własnego nosa. Powtórzę Ci to, co wygarnęłam już Kai. Oboje jesteście siebie warci, a teraz możesz posuwać ją o każdej porze dnia i nocy. Powodzenia.
   -Lena, ja Cię kocham, nie rozumiesz tego?! - Bośniak wbił palce w moje ramiona, zadając mi tym samym niemały ból. -Wróć do mnie, błagam.
   -Puść mnie i odejdź, bo pogrążasz się coraz bardziej. Jadę do Dortmundu i nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego, jasne?
   Odsunął się na odległość kilku kroków, nie spuszczając ze mnie wzroku. Podejrzewałam, iż za jego zachowaniem czai się coś dziwnego, lecz skoro spełnił moją prośbę, postanowiłam się usunąć. Zetknęłam stopy z posadzką zaledwie kilka razy, kiedy poczułam silne uderzenie. Chłód płytek rozlewał się po moim policzku, a dłonie Semira wsunęły się w tylne kieszenie moich szortów. Naparł kolanem na plecy, po czym nad głową zobaczyłam jego twarz, wyrażającą niepohamowaną wściekłość i nienawiść.
   -Możesz wyjechać nawet na drugi koniec świata. I tak Cię znajdę, ściągnę z powrotem i zrobię z Tobą, co tylko będę chciał. Słyszysz? Cokolwiek.
   Przestraszona do granic możliwości odwróciłam wzrok i oparłam czoło o zimną podłogę. Nie mogłam na niego patrzeć, nie musiałam widzieć, jakie czynności wykonuje. Chwila potwornego cierpienia zamieniła się w ogromną ulgę, gdy dwóch moich kolegów odciągnęło opętanego lechitę na bok, dając mi parę sekund na zebranie myśli. Karol, zaniepokojony moją przedłużającą się nieobecnością, spacerował po terminalu i zauważywszy, co się dzieje, wezwał na pomoc Adriana.
   -Wezwę policję i pójdę po ochronę. - równie spanikowana Gabrysia ocierała zapłakane oczy, na co jej chłopak przytulił ją do siebie i pocałował w czoło.
   -Nie rób tego, zajmą się nim w klubie. - poprosił spokojnym tonem. -Lena będzie mogła złożyć skargę, jeśli się zdecyduje.
   -Popatrzyłam na nią i nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechała się do mnie blado wraz z Adim, który znów poprzez jeden wyraz twarzy przeprosił mnie za to, że nie może być teraz bliżej. Nie miałam mu tego za złe.
   Linetty wrócił po paru minutach, roztrzęsiony, ale z pozytywnymi wiadomościami. Usiadł obok i objął mnie ramieniem.
   -Zadzwoniłem do Roberta. Będzie na Ciebie czekał w Dortmundzie. Nikomu nie powiemy, zrobisz, co uważasz za słuszne. Wybacz mi, Lena. Teraz już wszystko rozumiem...
   -To nie Twoja wina. - pokrzepiająco pogładziłam jego ramię. -To ja trafiłam na niewłaściwego mężczyznę.
   Obiecałeś, że nie wróci, Reus. Obiecałeś...


------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Ponieważ to ostatni epizod z Semirem w tej części opowiadania (gdyż możliwe, że w drugiej pojawi się na krótką chwilę), chciałabym dodać parę słów wyjaśnienia odnośnie jego postawy, jaką stworzyłam. Przepraszam wszystkich fanów Wisły i talentu Bośniaka, bo sama do nich należę :) Zrobiłam z niego chama i prostaka wyłącznie na potrzeby tej historii, prywatnie darzę go ogromnym szacunkiem, bo uważam, że jest spoko gościem :)
Jednocześnie zaznaczam, że poza małymi wyjątkami ten rozdział jest ostatnim, w którym Lena i Marco są 'osobno'.
Następny w niedzielę. Do usłyszenia ♡

5 komentarzy:

  1. Cieszę się, że ostatni raz Semir się tu pokaże. Wiadomo, że jest świetnym piłkarzem, ale tu po prostu coś mu na łeb pierdzielnęło i jest debilem :PPP Niech Lena już jak najszybciej znajdzie się w Dortmundzie przy Marco, bo ahh :// Nico na początku - no przecudny :D Nic Marco przed nim nie ukryje :pp
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością, a zapewne do niedzieli będzie mi się dłużyło ino, ino :D
    Pozdrawiam gorąco i do następnego :D :* - Karu ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że Semira już tu nie będzie, bo jego zachowanie było okropne. Czekam na moment jak Lena już będzie w Dortmundzie i co tam się wydarzy. Czekam z niecierpliwością na kolejny, też będzie mi się bardzo,bardzo dłużyc do niedzieli, bo uwielbiam ta historię. Pozdrawiam serdecznie D. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu Semir się doigrał... i bardzo dobrze, bo już tak się bałam o Lene. Jak dobrze, że wtedy byli chłopaki, bo mogłoby być nieciekawie :/
    A rozmowa z Nico rzeczywiście była urocza :* Mały jest taki świadomy tego wszystkiego, a rozmowa z siostrą mam nadzieję, że tylko pomogła :)
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! <3
    Buziaki i życzę dużo weeny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest prostu cudo ;) Bardzo mi się podoba ;)
    Marco i Lena w końcu ;) http://barcaismylife.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział . świetnie piszesz . I man nadzieje że oni wkońcu będą razem , bo ewidentnie ich do siebie ciągnie a i Nico świetny . Czekam na kolejny pozdrawiam marlena

    OdpowiedzUsuń