Miałam już plan. Na załatwienie wymaganych formalności i dopięcie szczegółów dostałam jakieś półtorej tygodnia, co zmusiło mnie do błyskawicznego działania. Większość punktów na mojej liście nie należała do łatwych zadań - cóż, w zasadzie wszystkie stały na wysokim poziomie, nie mogłam zatem przesunąć w czasie żadnego z nich. Postawiona w sytuacji bez wyjścia rozpoczęłam żmudne przygotowania.
Nazajutrz po pożegnaniu Marco pojechałam do rodziców, zaskakując ich nagłą wizytą. Przy obiedzie opowiedziałam im o swoich planach na najbliższą przyszłość, na które zareagowali z entuzjazmem, bo opracowywali właśnie program kolejnej podróży. Ja także odetchnęłam z ulgą - blondas nieświadomie wybawił mnie od następnego, rodzinnego pobytu z dala od Europy. Rodzice, wiedząc iż spędzę trochę czasu z Lewym, nie widzieli co do tego przeciwwskazań.
Zaintrygował ich za to inny epizod z mojego życia, którego nie potrafili zrozumieć i korzystając z mojej obecności, zapragnęli to wyjaśnić. Tato podał mi gazetę i polecił, abym dokładnie ją przejrzała. Przewróciłam zaledwie kilka stron, gdy zrozumiałam, dlaczego moi stwórcy w milczeniu stoją nad moją głową.
-Kochanie. - ojciec delikatnie oparł dłoń o moje ramię, gdy wpatrywałam się tępo w jeden punkt przed sobą. -Nie mamy pojęcia, co o tym myśleć. Czy coś się stało?
-Nie. - odpowiedziałam spokojnie. -Po prostu mój dobry znajomy przyjechał w odwiedziny. Wczoraj wrócił do domu.
-Wiemy, kim on jest. Nie musisz go przed nami ukrywać, ale byliśmy przekonani, że spędzasz ten czas z Semirem, nie z kolegami Roberta.
-Mamo, ja i Semir nie jesteśmy już razem. - wycedziłam stanowczo, czego od razu pożałowałam. Spojrzeli na mnie zszokowani, a w moim gardle pojawiła się wielka gula, uniemożliwiająca wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa. Przełknęłam głośno ślinę, próbując zgubić pytający wzrok rodziców. Nie wychodziło mi zbyt dobrze - doganiali mnie w każdym zaułku.
Opowiedziałam im wszystko, może oszczędziłam paru przykrych szczegółów, ale nie ukrywałam faktów. Dowiedzieliby się, jeśli nie dziś, to za tydzień lub miesiąc, jeśli nie ode mnie, to od Roberta któremu Marco przekazał już wieści. Moja rodzicielka popłakała się tak samo, jak i ja, była nawet zmuszona zażyć tabletki uspokajające, tata natomiast w ciszy mocno przytulał mnie do siebie. Nie potrafiłam odgadnąć, o czym myśli, lecz miałam pewność, że nie rzuci się na Štilicia z pięściami. To nie w jego stylu.
-Nie polecimy do Sao Paulo. - zawyrokował. -Zostaniemy przy Tobie i założymy sprawę w sądzie. On musi za to odpowiedzieć.
-Nie.
-Dlaczego? Córeczko, on chciał zrobić Ci krzywdę! Wyobrażasz sobie, jak to mogło się skończyć?
-Wszystko jest już dobrze. Poza tym, nie zbierzemy wystarczającej ilości dowodów, a Marco to nasz jedyny świadek. Nie wracajmy do tego.
-Nie zgadzam się. - architekt nadal uparcie się bronił. -Reus znalazł się wtedy w mieszkaniu Roberta dzięki jakiemuś cudownemu przypadkowi i uratował Ci życie. A gdyby siedział w domu przed telewizorem, z piwem w ręku? W klubie także powinni mieć świadomość tego, co się stało.
-Tato, proszę. Chcę o tym zapomnieć.
Przebywająca od jakiegoś czasu w kuchni mama wróciła do salonu, po czym położyła głowę na przedramieniu męża. Przyglądała się jego wzburzonej twarzy z opanowaniem, lecz wyraźnym smutkiem wymalowanym w oczach.
-Krzysztof, ona ma rację. Najwyższy czas zauważyć, że nasza córka jest dorosła i sama podejmuje za siebie decyzje, pozwólmy jej na to. Chce jechać do Roberta? Dobrze. Chce pomieszkać w Dortmundzie? Dobrze. To już nie ta mała dziewczynka, która ciągnęła nas do każdej witryny sklepowej i siadała na chodniku z kapryśną miną, gdy nie dostała lizaka. To kobieta, mój drogi i musimy pogodzić się z faktem, że systematycznie układa sobie życie.
Obserwowałam ją z niemałym zaskoczeniem, ale i wzruszeniem, gdy ocierała mokre od łez policzki, łkając jeszcze cicho. Ojciec obejmował ją i z czułością pocałował w czubek głowy. Nie przerywałam im. Oboje właśnie przygotowywali się do wręczenia mi biletu-klucza, który otworzy moje okno na świat.
-Wpadniesz jeszcze do nas przed wylotem? - zapytał tato, a przez jego usta przemknął lekki uśmiech. Odwzajemniłam go nieświadomie.
-Jasne. Zawsze będę wracać tam, gdzie jest mój dom.
Moja cierpliwość balansowała na granicy przepaści, gdy wreszcie łaskawie wygospodarował kilka minut, by wcisnąć zieloną słuchawkę na ekranie swojego iPhone'a. Powinnam zrównać go z ziemią za kosmiczny czas oczekiwania, ale zaraz pospieszył z wyjaśnieniami.
-Nie wściekaj się. Mario suszy mi głowę, bo Ann jest w Berlinie na jakimś pokazie i zmusił mnie, żebyśmy po treningu pograli u mnie na konsoli. Walił w drzwi i molestował dzwonek, dopóki nie wpuściłem go do środka. Teraz szuka FIFY, więc mam chwilę czasu. O co chodzi?
Zanim złożyłam wyjaśnienia, roześmiałam się na głos, gdyż mimowolnie odtworzyłam sobie ten obraz w myślach. Karłowaty Götze, rozzłoszczony jak hiszpański byk na arenie, wykorzystuje siłę swoich mięśni, by katować przyjaciela przed progiem jego mieszkania. Ubolewałam, że nie mogłam zrobić mu zdjęcia.
-Dzwonię w sprawie bankietu, na który mnie zaprosiłeś. Nie posiadam nic odpowiedniego, co mogłabym założyć na taką okazję.
-Lena, nie osłabiaj mnie. - westchnął do głośnika. -Wiesz, co Ci powiem? Nie obchodzi mnie to. Zostało Ci siedem dni, bo w przyszły poniedziałek widzę Cię w Niemczech.
-Bardzo mi pomogłeś, dziękuję.
-Pożycz garnitur od Lewego. Na pewno zostawił coś w garderobie.
-Reus, do cholery! Przestań się nabijać.
-Wybacz. Znawca kobiecej mody raczej ze mnie kiepski, ale ta biała sukienka, która wisi u Ciebie na krześle, naprawdę mi się podobała.
-Marco... To jest szlafrok. - wykrztusiłam, zdezorientowana jego poważnym tonem głosu. Po chwili parsknął jednak śmiechem.
-Wiem! Próbuję Ci przez to powiedzieć, że niezależnie, w co się ubierzesz, i tak będziesz wyglądała pięknie. Mówią, że ładnemu we wszystkim ładnie. - uderzyłam się w czoło, bo oczami wyobraźni widziałam oryginalny wyszczerz, jaki z pewnością zdobił teraz jego twarz. Jednocześnie poczułam się doceniona. Dawno żaden mężczyzna nie podarował mi w prezencie takiego komplementu.
-Sądzę, że dziś niestety się nie dogadamy. - podsumowałam rozbawiona. -Obecność Mario nie wpływa na Twój mózg kojąco.
-Powinnaś się przyzwyczaić. Götze jest nienormalny i choć wszyscy walczymy, nie dajemy sobie z nim rady.
-Więc nie będę Wam już przeszkadzać.
-Zadzwoń, jak coś znajdziesz. Albo jutro. Albo najlepiej dziś wieczorem, napisz chociaż sms-a, że nie zamierzasz więcej wychodzić, żebym mógł spać spokojnie.
-W porządku. Marco...
-Tak?
-Tęsknię za Tobą. Źle się tutaj czuję, kiedy jestem sama. Byłam w piątek u rodziców, ale to nie to samo... Odkąd wyjechałeś, każdej nocy boję się, że on tu wróci, że znajdzie mnie gdzieś w mieście, że zabraknie mi siły, aby go odepchnąć...
-Lena, nie. - przerwał mi z ledwo dosłyszalnym wyrzutem, który jednak wyłapałam. -Nie zabijaj mnie, błagam Cię. Masz stuprocentową pewność, że gdyby Klopp nie trenował Borussii, za dwie godziny pojawiłbym się u Ciebie z powrotem, lecz jeśli znów zwieję, ześle mnie do rezerw, a tego nie przeżyję. Przyleć do Dortmundu kiedy tylko zapragniesz, ale nie proś mnie o coś, czego nie mogę zrobić, ponieważ boli mnie to bardziej, niż Ciebie. Przepraszam.
-To ja Cię przepraszam. Uznałam, że warto, byś wiedział.
-Spokojnie, Mała. Jestem bardziej spostrzegawczy, niż sądzisz.
Mała? Piętnaście centymetrów w różnicy wzrostu to dużo, ale żeby od razu, 'Mała'?
-Do zobaczenia niedługo.
-Do zobaczenia. Pamiętaj, żeby się do mnie odezwać, przyjadę po Ciebie z Lewym. Kiedy już tutaj dotrzesz, będziesz bezpieczna.
-I tego właśnie potrzebuję.
Znalezienie odpowiedniego stroju zajęło mi trzy dni. Przebiegłam wzdłuż i wszerz wszystkie poznańskie galerie, nie potrafiąc zdecydować się na konkretną sukienkę. Mama i tato po namowach ostatecznie wylecieli do Brazylii, byłam więc zdana jedynie na własne wyczucie gustu. No, może nie do końca, ale trzymałam się planu, jak Bobek i Mario, gdy nie zamierzali wspominać mi o Ann-Kathrin przed moim pierwszym wyjazdem do Dortmundu.
Konfrontację z nią zostawiłam na sam koniec. Jak gdyby nigdy nic, zadzwoniłam z prośbą o spotkanie pod pretekstem wymiany najświeższych nowinek i plotek. Zasugerowałam, iż przyjadę do jej mieszkania, bo bardzo zależało mi, aby ta rozmowa odbyła się na osobności. Niczego nieświadoma, przyjęła moją propozycję bez wahania.
Kilka godzin później przywitała mnie w drzwiach, na co z wymuszonym i przerażająco sztucznym uśmiechem podałam jej butelkę naszego ulubionego, czerwonego wina. Coraz ciężej przychodziło mi zachowywanie pozorów normalności, aczkolwiek paradoksalnie podbudowana pochwałą ex-chłopaka odnośnie mojego aktorstwa, dzielnie trwałam w postanowieniu.
-Co Cię do mnie sprowadza? - zapytała, wypełniając kieliszki krwisto-czerwonym trunkiem. Nawet nie przyszło mi do głowy, by go degustować - posłuży mi do innego celu, prowadziłam przecież auto. Miała na sobie ulubioną spódniczkę, co mnie jeszcze bardziej podbudowało.
-Coś bardzo, bardzo ważnego. - od razu przechodząc do rzeczy, z torby oznakowanej logiem sklepu wyjęłam niedawno upolowaną w Starym Browarze zdobycz. -Jak ją ocenisz?
-Łał, Lena... - prawie wyrwała mi sukienkę z ręki, chcąc ją obejrzeć. -Jest przepiękna! Zawsze wiedziałam, że masz oko do cudownych kiecek i udowadniasz mi to z każdą kolejną. Zakochałam się w niej już teraz!
-Ciesze się, że Tobie także się podoba. Przeznaczę ją na wyjątkową okazję, więc musi prezentować się zjawiskowo.
-Planujesz jakąś imprezę? - zapytała aż kipiąc ciekawością. Uśmiechnęłam się tak naturalnie, jak tylko potrafiłam. Ostatni akt mojego przedstawienia właśnie wystartował.
-Tak. W zasadzie jestem już pewna udziału. - włączyłam tryb nadmiernej ekscytacji, co nie sprawiło mi problemu, bo naprawdę cieszyłam się na tą uroczystość. -Marco poprosił mnie o dotrzymanie mu towarzystwa w trakcie bankietu klubowego otwierającego nowy sezon Bundesligi, który odbędzie się w przyszłym tygodniu. Zgodziłam się! Dostałam oficjalne zaproszenie z własnym nazwiskiem w środku!
-Żartujesz? - aż pisnęła z zachwytu, podnosząc się z kanapy, by objąć moją szyję. -Wspaniała wiadomość! Ty cholerna szczęściaro!
-Już nie mogę się doczekać! Bobek pewnie zmieni profesję, gdy znów zobaczy mnie u boku swojego kolegi z drużyny. Zabawne, prawda?
-Daj spokój. - żachnęła się, a ja z trudem powstrzymałam grymas. -Rozumie, że jesteś z Semirem i że go kochasz. Właśnie, a co on na to? Przecież na samo wspomnienie Reusa dostaje chorobliwego ataku zazdrości.
-No cóż... - opuściłam głowę. Faktycznie, aktorstwo nie stanowiło dla mnie dużego problemu. -On o niczym nie wie.
-Co? Dlaczego? Jak mogłaś mu nie powiedzieć?
-Poczekam, aż Ty to zrobisz. - bezczelnie wbijałam wzrok w zszokowaną dziewczynę, powoli pakując przywieziony ze sobą zakup. Dopiero po skończonej czynności ponownie zabrałam głos. -Dlaczego mi to zrobiłaś, Kaja? Zwierzyłam Ci się z nocy spędzonej z Marco, bo Ci najzwyczajniej w świecie ufałam, a Ty to wykorzystałaś i przy pierwszej okazji poleciałaś do Semira z jasnym dowodem mojej winy! Jaka byłam głupia i naiwna myśląc, że się przyjaźnimy...
-To nie tak. - szepnęła po dłuższym momencie milczenia. Nie tego się spodziewała. Idiotka, miała nadzieję, że blond włosy nie pozwolą mi dotrzeć do prawdy? -Pokazałam mu te zdjęcia i nagranie, bo było mi szkoda takiego fajnego faceta. Dążył do tego, byście tworzyli normalny, szczęśliwy związek, a Ty zraniłaś go w najbardziej okropny sposób. On Cię kochał.
-Serio? - zadrwiłam, czując rosnąca adrenalinę. -I ta wielka miłość pchnęła go do próby gwałtu?
-Słucham?
-Nadal dziękuję Marco, że tamtego dnia wymyślił sobie wizytę w Polsce. Z przyjemnością patrzyłam, jak jego pięść ląduje na twarzy Štilicia.
-Och. Być może Semir chciał tylko... Sprawdzić, czy... Jesteśmy tak samo dobre w łóżku. No, ale Reus chyba nie narzekał, co nie?
Zmarszczyłam brwi i otworzyłam szeroko usta. Tak bardzo skoncentrowałam się na jej słowach, że aż nie wierzyłam, jakoby padły z jej strony.
-Możesz powtórzyć, co powiedziałaś?
-Pamiętasz nasze pożegnanie na lotnisku w maju? Oboje się spóźniliśmy... Wmówiłam Ci wtedy, że imprezowałam dzień wcześniej, ale Semir widział, że coś podejrzewasz, bo nie odpowiadaliśmy na Twoje połączenia i wiadomości... W taksówce ustaliliśmy wspólna wersję. W rzeczywistości jechaliśmy z jego mieszkania, bo zostałam u niego na noc.
Siedziałam na kanapie, usiłując przyswoić sobie każdy wyraz, który z trudem trafiał do mojego mózgu. To, do czego właśnie przyznała się Kaja, nie miało prawa być prawdą. Obserwowałam ją beznamiętnie i nie wytrzymałam dopiero, gdy zaśmiała mi się prosto w twarz, puentując, że uciekanie od seksu z Bośniakiem wprost do łóżka Niemca jedynie dolało oliwy do ognia i pokazało, czym naprawdę kieruję się w życiu. Wystarczyła chwila, bym pojęła, że moje wykroczenie spowodowało rozpad naszego związku tylko dlatego, że wcześniejszy błąd Semira nie ujrzał światła dziennego.
-Jesteś zwykłą suką. - warknęłam, zaciskając pięści na widok jej rozbawienia. Podeszłam i uderzyłam ją w twarz. -Przez cały miesiąc obwiniałam się o zdradę, a Wy zabawialiście się i spiskowaliście za moimi plecami!
-Nie udawałam świętej dziewicy, a niegrzeczni chłopcy lubią dziewczynki, które od razu przechodzą do rzeczy. Nic dziwnego, że chciał Cię zgwałcić.
Chwyciłam swój kieliszek z winem i zgodnie z planem chlusnęłam nim na opiętą spódniczkę Kai. Odsunęła się wściekle, na co spontanicznie złapałam za naczynie należące do niej, którego zawartość parę sekund później ściekała z jej twarzy. Puste szkło w furii upuściłam, by rozbiło się w drobny mak na podłodze.
-Jesteście siebie warci. - syknęłam do nieco wystraszonej moim napadem dziewczyny. -Teraz możecie się pieprzyć gdzie chcecie i kiedy chcecie. Zapewne znudzisz go tak samo, jak ja, gdy szybkie numerki przestaną mu wystarczać.
Dłużej z nią nie dyskutowałam. Zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z mieszkania, kierując się wprost do swojego auta, jednocześnie powstrzymując spazmatyczny płacz, którym za nim w świecie nie pragnęłam się teraz zanosić.
Leżałam w łóżku, próbując zasnąć. Dwie minuty wcześniej poprzez obiecanego sms-a poinformowałam blondwłosego przyjaciela, że położyłam się w sypialni, wyczerpana minionym dniem. Dzwonił, ale mój aktualny stan nie sprzyjał jakimkolwiek rozmowom. Marco nie zrozumiałby nic z bełkotu przeplatanego wylewanymi łzami.
Problemów ze snem nie powodowało obce pomieszczenie w opuszczonym mieszkaniu Bobka, gdyż zdążyłam już przywyknąć do przebywania tutaj. Całą winę bez wątpienia dźwigały na barkach słowa Kai, które usłyszałam popołudniu. Wciąż błądziły w mojej głowie, nie potrafiłam o nich zapomnieć i wyłącznie przez nie płakałam. Niestety, skutki i rezultaty niedawnego zajścia pojmowałam w ślamazarnym tempie, co bolało mnie jeszcze bardziej. Nie miałam pomysłu, jak pogodzić się z upokarzającą porażką. Może gdybym mogła cofnąć czas, postąpiłabym zupełnie inaczej, może oddałabym swoją cnotę Semirowi... Poczułam się jak słabo widzący i jeszcze niesłyszący noworodek, który zginie bez swoich opiekunów.
Podniosłam głowę, gdy po raz czwarty z rzędu do moich uszu dobiegł dźwięk otrzymanej wiadomości. Reus. Martwił się, bo nie odbierałam telefonu. Wiedziałam już, że nic przed nim nie ukryję, gdy się spotkamy, lecz obecnie bałam się, że zaraz wzniesie alarm i wykręci numer Lewego, by powiedzieć mu, iż nie daję znaku życia. Wzięłam się więc w garść i odpisałam, prosząc o wyrozumiałość ze względu na zły dzień i przysięgając jednocześnie, że wyjaśnię mu swoje zachowanie. Jednym, krótkim 'dobranoc' dał mi do zrozumienia, że nie będzie dłużej mnie męczył.
Po kolejnej bezsennej godzinie poszłam w końcu do kuchni po tabletki mające uśmierzyć mój ból. Zajęłam miejsce w fotelu, drżącymi rękoma obejmując szklankę z wodą mineralną. Brakowało mi już sił na wylewanie łez. Myślałam o tym, by znaleźć się już w zachodnich Niemczech, wpaść w ramiona brata, jego narzeczonej oraz Marco i stopniowo zapominać, że w moim życiu był ktoś taki, jak Semir Štilić - Bośniak grający na pozycji ofensywnego pomocnika w Lechu Poznań, w którym zakochałam się najwyraźniej tylko po to, by w odpowiednim momencie mógł zrównać mnie z ziemią.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po wczorajszej liczbie wyświetleń domyślam się, że czekałyście, więc wrzucam wcześniej :) I jednocześnie z dumą informuję, że jesteśmy już w połowie opowiadania. Pierwsza część liczy 29 rozdziałów + prolog oraz epilog, a w tym tygodniu zaczęłam pisać drugą. Mam nadzieję, że nie możecie doczekać się tak samo, jak ja :)
Pozdrawiam, do następnego ♡
Rozdział cudowny.:) a Kaja? co za bezczelna i podła osoba, brak na nią słów. Teraz Lena może wyjechać do Niemiec i oczekiwać bankietu. Dobrze że policzyła się z 'przyjaciółka'.Czekam na kolejny,nie każ nam długo czekać bo ciekawość mnie zżera co będzie dalej. Buziaki ;***
OdpowiedzUsuńNo rozdział tradycyjnie cudowny! :D Rozczuliło mnie, gdy Lena powiedziała Marco, że za nim tęskni :))) Niech jak najszybciej leci do Dortmundu, bo ahh... :D Cóż .. Kaja pokazała swoje prawdziwe oblicze. Mam nadzieję, że zniknie z życia Leny raz na zawsze. To już połowa.. woow :pp Szybko mija, ale piszesz genialnie, więc nie przestawaj!!! :D Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! :D Pozdrawiam ;* - Karu ;d
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział ;) Czekam na następny ;) Pozdraiwm Julia Reus i zapraszam do siebie droga-do-milowci.blogspot.com
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział!
OdpowiedzUsuńKaja to suka. Dalej nie mogę zrozumieć dlaczego to zrobiła niby swojej "najlepszej przyjaciółce". Bije brawo dla Leny za to co zrobiła!
A to jak dziewczyna żaliła się Reusowi jest urocze. Wyznała, że jest dla niej ważny i mam nadzieje, że w końcu nadejdzie taki dzieeń (rozdział), gdzie oboje wyzjana sobie miłość, bo Marco ją kocha, ale ostatnnio coraz bardziej zastanawiam się co tak na prawdę czuje Lena...
Do następnego kochana! <3
Buziaki :*
Rozdział wspaniały, cudowny,genialny!:D A ich rozmowa przez telefon przecudowna. Kiedy się możemy spodziewać nowego? Czekam :D Pozdrawiam serdecznie D.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńEchh... Jutro? W czwartek? Zależy od tego, czy nabiorę ochoty, żeby potrzymać Was jeszcze w niepewności :p
Również pozdrawiam :)
Bardzo mi się podoba mam nadzieję że niedługo dodasz kolejny ;) i czm Reus jeszcze nie powiedziała Lenie że nie ma dziewczyny ?
OdpowiedzUsuńMiałam zaległości, ale już nadrobione :) To co zrobił Semir było straszne... Dobrze, że Marco przyleciał w samą porę... A Kaja... Na nią to mi szkoda słów... Ona się nazywa przyjaciółką Leny? Chyba jej się troszkę znaczenie tego słowa pomyliło... Lena się pogubiła dlatego spędziła noc z Marco i obwiniała się o to cały czas, podczas gdy Semir kilka miesięcy wcześniej zdradzał ją z Kają...
OdpowiedzUsuńRozdział super! :)
Czekam na kolejny :)
Buziaki ;**