Strony

21 kwietnia 2015

28. Here and now. You and me.

   rozdział z dedykacją dla wszystkich czytelniczek mojego bloga; w szczególności dla tych które są ze mną od dłuższego czasu lub nawet od samego początku; bez Was nie byłoby tej historii ❤


   Ze strachem wbiłam wzrok w tarczę zegara, przez kilka długich sekund wpatrując się w nią jak w najcenniejszą rzecz na świecie. Znów straciłam czas na wagę złota. Nie potrafiłam spiąć tyłka, pomimo iż jak najszybciej pragnęłam teleportować się w zupełnie inne miejsce. Gdybym była Hermioną Granger, tego typu błyskawiczny transport nie stanowiłby żadnego problemu.
   -Nie zdążę. - panikowałam szukając ładowarki do smartfona. -Dlaczego zawsze robię wszystko na ostatnią chwilę?
   -Nie spiesz się, polecisz później. - tato ze stoickim spokojem siedział przy stole i popijał kawę. Energicznie pokręciłam głową.
   -Muszę tam dotrzeć najpóźniej w południe! Na wieczór klub zaplanował Wigilię, więc jeśli wsiądę w następny samolot, nie ma sensu, abym w ogóle próbowała.
   -Dziecko, co on z Tobą zrobił... - westchnęła moja niezawodna rodzicielka, na co sparaliżowałam ją jednym spojrzeniem. Znów się myliła.
   -On ze mną? Raczej co ja zrobiłam z nim. Wygląda jak wrak Titanica i czuję się zobowiązana to zmienić. Mój wyjazd był tak głupi, że głupszy pomysł zwyczajnie nie istnieje.
   -Wybaczy Ci. - mama puściła do mnie oczko.
   -Nie mam tej pewności. Wmawiam sobie, że mnie nienawidzi.
   -Skarbie, nie bądź niemądra. Czy Ty przestałaś go kochać, bo nie zabrał Cię na mecz? Zapomnij o tym, co Ci zrobił, a spójrz na to, co dał Ci do tej pory i co jeszcze możesz od niego otrzymać. To dopiero początek tej miłości. Może spaliliście na starcie, ale meta może zaskoczyć Was obojga. Zaufaj mi.
   -Twoja matka dobrze prawi. - wtrącił ojciec, tym razem przegryzając bagietkę czosnkową. Od kiedy cechują się taką troską i nadwrażliwością? -Nikt nie urodził się ideałem. Zaakceptuj jego wady, a wtedy dostrzeżesz także zalety. Cierpliwości.
   -Podrzucicie mnie na lotnisko? - spytałam narzucając na plecy ulubiony zimowy płaszcz. -Błagam. Jakoś Wam to wynagrodzę.
   Rodzice spojrzeli po sobie wzruszając ramionami. Nie musiałam ponawiać prośby. Może nie poświęcali nam zbyt wiele czasu, ale zawsze wraz z Robertem mogliśmy liczyć na ich wsparcie w ekstremalnych sytuacjach.


<Marco>
   -Stary, uspokój się, zostało Ci ładnych parę godzin. - pocieszał mnie Marcel. -Zdążysz jeszcze skoczyć do centrum, jeśli nie znajdziesz odpowiedniej koszuli, ale trzymam za Ciebie kciuki. Pamiętaj, że Twoje włosy będą Cię jeszcze potrzebować. 
   -Nie denerwuj mnie. - warknąłem wynurzając głowę z szafy. -Może jeszcze raz przejrzymy garderobę, co?
   Nie czekając na odpowiedź wparowałem do mojej prywatnej cząstki raju i zacząłem, półka po półce kartkować każdy poziom. Fornell rozsiadł się w ustawionej naprzeciwko lustra sofie, jak zawsze gotowy do pomocy.
   -Odezwała się? - jego gadanie nadszarpnęło moje nerwy już jakąś godzinę temu, ale teraz przesadził. Kurde, pytał o nią przez cały grudzień, jakby nie wiedział, że jest pierwszą osobą (nawet przed Mario!), do której dzwonię z każdym newsem!
   -Nie. - burknąłem, wyciągając z regału na pozór dopiero co zakupione cacko. Jako pierwsza wpadła mi w dłonie po irytującym zapytaniu przyjaciela, więc straciwszy ochotę na dalsze outfitowe podboje zdecydowałem, że po prostu założę coś, czego do tej pory nawet nie rozpakowałem. -Myślę, że ta się nada.
   Marcel obrzucił wzrokiem moją zdobycz i uniósł oba kciuki w górę. Z wielką ulgą zgasiłem światło i opuściłem pomieszczenie.
   -Woody, sądzę, że powinieneś...
   -O niej zapomnieć, wiem. Ale jak, do cholery, kiedy ciągle poruszasz jej temat?! - nienaturalnie podniosłem głos, mrużąc powieki. Chłopak w rewanżu przewrócił nonszalancko oczami.
   -Kurwa, nie wrzeszcz na mnie, debilu. Staram się jakoś Ci pomóc, ale do Ciebie nic nie dociera! Zakochałeś się w puszczalskiej szmacie i teraz przez nią cierpisz! Uważałem, że jest inna, ale teraz, gdybym mógł...
   -Zamilcz. - syknąłem, bez wahania zaciskając pięści na materiale jego koszulki. Z trudem powstrzymałem się od obłożenia nimi jego twarzy. -I nigdy więcej nie waż się obrażać jej w mojej obecności, rozumiesz?
   -Marco, sorry. - jęknął dysząc ciężko po tym, jak pod moim naciskiem zderzył się z najbliższą ścianą. -Ale nie widzisz, co się dzieje? Nasza przyjaźń podupada przez dziewczynę! Przypuszczałem, że to możliwe tylko przy bezczelnym podrywie...
   -Masz dowód, że braterska ugoda to nie wszystko. Ja nie ubliżam Giulii, więc jeśli nie zaakceptujesz Leny, zmusisz mnie do dokonania wyboru. Nie oczekuj, że postawię na Ciebie.
   -Reus, znamy się tyle lat...
   -Nie obchodzi mnie to, Fornell. Być może jestem głupi, ale przez całe życie uczę się na własnych błędach. Lena stała się...
   Dokończenie zdania uniemożliwił mi dzwonek do drzwi. Marcel spojrzał na mnie niepewnie, ale niewzruszony jedynie wypuściłem powietrze z ust.
   -To prawdopodobnie Götze. - oświadczyłem znudzony. -Wyświadczysz mi ogromną przysługę, jeśli z łaski swojej otworzysz i poprosisz, aby poczekał, a ja pójdę wziąć prysznic i nażelować włosy.
   -W porządku. - odpowiedział entuzjastycznie. Obdarzając go lekko kpiącym uśmiechem poszedłem do łazienki w korytarzu, bo czasami jestem zbyt leniwy, by zamknąć się w swojej kilka metrów dalej. Preparaty do swojej czupryny trzymałem zazwyczaj u siebie, więc spodziewałem się, że i tak będę musiał złożyć tam wizytę, łudziłem się jednak, że coś z podręcznego asortymentu przypadnie mi do gustu.
   Zdążyłem ściągnąć koszulkę i rozpiąć pasek spodni, gdy usłyszałem krzyk Marcela, nawołujący mnie do powrotu. Przewróciłem oczami i uchyliłem drzwi.
   -Czy to pilne? - zagadałem, oparty o ścianę. Nadal wierzyłem, że cofnięcie się do salonu nie będzie konieczne.
   -Urwałbyś mi głowę, gdybym powiedział, że nie.
   -W takim razie idę. - zrezygnowany założyłem t-shirt i pokonałem kilka stopni. Przeczesałem jeszcze ręką włosy, pozostawiając je w nieładzie. -Co znów jest tak szalenie... Znaczące.
   Mój najlepszy pobratymiec pogardliwie lustrował wpatrzoną w niego ze zmarszczonymi brwiami Polkę. Nie ukrywał, że przestał darzyć ją sympatią, a ona naturalnie nie rozumiała, co go ugryzło. Po chwili dotarło do niej, że Fornell otrzymywał informacje z pierwszej ręki, dlatego speszona odwróciła głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Widziałem teraz dokładnie wzbierające w jej tęczówkach łzy, lecz nie umiałem zrobić nic, by temu zapobiec. Zdecydowanie nie była osobą, którą zamierzałem dziś zobaczyć, przecież do końca roku został grubo ponad tydzień... Ale jej wizyta uwolniła mnie w końcu z szatańskich kajdan i cieszyła jak niczyja inna. Zdawała sobie z tego sprawę tak dobrze, jak Marcel.
   -Marco, będę się zbierał. - kumpel w odpowiednim momencie sprowadził mnie na ziemię. -Nie chcę... No wiesz. Powinniście pogadać sami. Baw się dobrze dziś wieczorem, zadzwonię w weekend. A... I ogarnij swoje jeansy. - uśmiechnął się cwaniacko i wyszedł, z impetem zamykając drzwi.
   Zerknąłem na Lenę, wyraźnie rozbawioną jego uwagą, więc szybko poprawiłem pasek i zaprosiłem ją do środka. Uderzył mnie fakt, że jej jedyny bagaż stanowiła dość obszerna torebka, którą już kojarzyłem. Nie planowała stałego comeback'u. Ale czy to było teraz ważne?
   -Napijesz się czegoś? - spytałem, gdy zajęła swoje stałe miejsce na kanapie. Jej nogę wciąż zdobił stabilizator, ale wydawała się stać na drodze do pełni zdrowia. Zadała sobie mnóstwo trudu przyjeżdżając tutaj sama, lecz z drugiej strony, w ogóle nie musiała wyjeżdżać.
   -Odpuść sobie. - odparła enigmatycznie, po czym pociągnęła moją rękę dając do zrozumienia, że mam usiąść obok niej. -Musimy poważnie porozmawiać.
   -Wiem. Cieszę się, że doszłaś do takiego wniosku. 
   -Marco, strasznie Cię przepraszam. - wybełkotała przyciskając opuszki palców do wilgotnych policzków. -Nie rozumiem, dlaczego tak podle postąpiłam. Nie mam pojęcia, dlaczego Cię zostawiłam, ale czułam, że nasza platoniczna relacja mnie przerasta.
   -Nawet sobie nie wyobrażasz, ile nocy w ciągu tego miesiąca spędziłem na rozważaniu wycieczki do Polski.
   -Nie tłumacz mi tego, błagam. Mam świadomość konsekwencji tej decyzji, uzmysłowiłam sobie, że cierpiałeś nie tylko przeze mnie, ale i przez Roberta. Zauważyłam, że też oberwałam. - uśmiechnęła się słabo. -Twoi znajomi mnie nienawidzą, prawda? 
   -Skłamię, jeśli powiem, że nie, ale totalnie mnie to nie interesuje. Jestem dorosły, prowadzę własne życie i liczę, że bliscy pogodzą się z moimi wyborami. Marcel wścieka się na Ciebie, bo sądzi, że zmieniłaś zdanie.
   -Nie, Marco. Potrzebowałam tylko czasu, by zorientować się, czego naprawdę chcę. Na początku snułam przypuszczenia, że przeżyję bez Ciebie tydzień, nawet miesiąc. Szybko stało się dla mnie jasne, że nigdy wcześniej tak bardzo się nie pomyliłam. Proszę, nie myśl, że to, co powiedziałam przed Twoim wylotem do Madrytu było szczere. Długo nie mogłam pogodzić się z tym, że mogę Ci zaufać. Semir... Bałam się.
   -Dręczył Cię w Poznaniu?
   -Nie. Mało tego, gdy zadzwoniłam do Karola, dowiedziałam się, że Štilić nie przedłużył kontraktu z Lechem. Przenosi się do Lwowa.
   -Żartujesz? - spojrzałem na nią niemało zaskoczony, lecz rozbawiona zaprzeczyła. Nie ukrywałem, że odetchnąłem z ulgą. -Dał Ci spokój... Teraz nie musisz już uciekać i będziesz bezpieczna we własnym mieście. 
   -Zgadza się. Ale...
   -Ale co?
   -Nie chcę tam zostać. Wielkopolska nie jest moim miejscem na ziemi. Musiało minąć dwadzieścia lat, żeby to wreszcie do mnie dotarło.
   -Co zamierzasz? - żołądek podskoczył mi do gardła na samą myśl, że mogłaby przeprowadzić się jeszcze dalej. Istniało niewiele czynników łamiących moją psychikę, lecz jej nieobecność rozbiłaby mnie jak kula wpadająca w zbiór ułożonych kręgli.
   -Głuptasie. - zachichotała, ostatecznie rozstrajając moją fryzurę. -Mój brat mieszka w Dortmundzie. Rozpoczęłam tutaj studia. Cholera, muszę upewnić się, czy moje nazwisko nadal figuruje na liście studentów... Cóż, załatwię to w nowym roku. Wymieniać dalej? - odmówiłem, czując opadające napięcie. -Ach, zapomniałabym o najważniejszym. O Tobie.
   Wpatrywaliśmy się w siebie od kilku minut, zacząłem nawet wierzyć, iż wszystko wróci do normy, aczkolwiek twarz Leny ponownie spoważniała, po czym dziewczyna wzięła głęboki wdech i westchnęła przeciągle. Ujęła moją dłoń i przeciągając ją na swoje kolano otuliła palcami. Eksplozja moich nerwów nadchodziła wielkimi krokami.
   -Denerwujesz się? - szepnęła zakładając włosy za ucho. Prychnąłem.
   -Dlaczego się dziwisz? - spytałem z wyrzutem. -Nadal nie mam stuprocentowej pewności, co sprowadza Cię do mojego mieszkania i czym mnie za moment zbombardujesz. Jak mogę być opanowany?
   -Spokojnie. - pogładziła moją rękę. -Zastanawiam się... Mogę? - wbiła wzrok w moje uda, bez konkretniejszych wyjaśnień. Rozłożyłem bezradnie ramiona, na co wdrapała się na kolana, umiejętnie unikając ponownego połączenia naszych źrenic.
   -Lena, błagam. Doprowadzasz mnie do szaleństwa.
   -Przepraszam.
   -O co Ci chodzi? Wyrzuć to z siebie i nie denerwuj mnie rebusami.
   -Ten miesiąc naprawdę sporo mnie nauczył. Sama zaserwowałam sobie ciężką lekcję, próbę przetrwania, ale zdałam ją. Po pierwsze, pojęłam w końcu, że na niektóre sprawy należy patrzeć sercem, nie oczami. Po drugie, najtrudniejsze wybory trzeba brać na własną odpowiedzialność. Po trzecie: istnieją przypadki szczęścia i miłości, które wymagają szczególnej opieki. I nie wpadniesz na to, dopóki nie przyznasz się przed sobą, że po globie chodzi ktoś, bez kogo nie umiesz żyć. Wszystkie te obserwacje sprowadzają się do jasnej, przejrzystej puenty: kocham Cię, Marco. - wyszeptała, niemalże nie poruszając ustami, ale człowiek zawsze słyszy to, co chce usłyszeć. -Rozumiesz, ogarnąłeś? Powiedz coś, do cholery.
   -Powtórz to jeszcze raz. - zażądałem stanowczo, unosząc jej podbródek, domagając się, by obrzuciła wzrokiem moją twarz. Potrzebowałem tego.
   -Jesteś nienormalny. - zadrżała uśmiechając się delikatnie. -Kocham Cię, Marco James'ie Reus. I żałuję, że byłam zbyt głupia...
   -Ciii... To mi wystarczy. - zapewniłem wtulając dłoń w jej rozpalony policzek. Zacisnęła palce wokół mojego nadgarstka.
   -Ale mnie nie. - mruknęła gdzieś nad uchem. -Pragnę Cię, Woody. Tu i teraz. Jeśli masz jakieś...
   -Nie mam. Tu i teraz. Ty i ja.
   Odsunęła mnie od siebie. Zmarszczyłem czoło, jednak po chwili zrozumiałem jej postępowanie. Jej usta zbliżyły się do moich i już po sekundzie stanowiły jedną całość. Niewinny z początku pocałunek natychmiast zamienił się w falę namiętności. Przyciągnąłem ją do siebie, upajając się przy tym smakiem jej warg, które teraz sprawiały mi większą przyjemność, niż kiedykolwiek wcześniej. Miałem świadomość, że już jest tylko moja, że należymy do siebie nawzajem z własnej chęci i to okazało się najskuteczniejszym lekarstwem na ból, niosło najlepsze ukojenie, dawało satysfakcję, pewność siebie i gwarantowało, że możemy być naprawdę szczęśliwi.
   Nie prowokowała, czekała na mój krok, lecz nie zamierzałem się spieszyć. Położyłem dłonie na jej talii i wsunąwszy je pod koszulkę, pozbawiłem dziewczynę delikatnego materiału. Pieściłem ustami jej szyję, jednocześnie docierając do zapięcia jej jeansów. Gdy znalazły swoje miejsce gdzieś za kanapą, niespodziewanie zacisnęła pięści na moim t-shircie, jednym pewnym ruchem rozrywając go na połowy. Zszokowany spojrzałem jej w oczy.
   -Wybacz. - syknęła, flegmatycznie drażniąc palcami każdy pojedynczy mięsień mojego torsu. -Nie chciałam.
   -Później się zrewanżuję. - odparowałem łapiąc ją za pośladki i przeniosłem do sypialni, kiedy oplotła nogami moje biodra. Wplotła mi dłoń we włosy, drugą sprawnie rozpinając spodnie, jakby jeszcze nigdy w życiu nie robiła nic prostszego. Wbijając paznokcie w moje ramiona usiłowała przekonać mnie, iż zaraz stracę kontrolę. Pewnie miała rację, bo po krótkim momencie resztki naszej garderoby w istnym nieładzie spoczywały poza granicami łóżka. Była idealna, może nie dla każdego i nie w każdym calu, lecz w moich źrenicach rysowała się jako uosobienie najdoskonalszego piękna, bez cienia skazy i jakiegokolwiek błędu. Bo była po prostu moja.
   -Marco, błagam... Przestań. - jęknęła, gdy od niechcenia wytyczałem sobie krętą ścieżkę po jej napiętym udzie. -Zrób to w końcu, do cholery. Nie oszczędzaj się, proszę.
   Zniecierpliwiona nieznacznie wygięła ciało odchylając głowę do tyłu, gdy wszedłem w nią ostrożnym, ale zdecydowanym ruchem. Zamknęła oczy, na co pochyliłem się, podparty na rękach na wysokości jej szyi, by czule musnąć jej usta.
   -Nie oszczędzam siebie, tylko Ciebie. - powiedziałem, wykonując filigranowe pchnięcie. -Nie jesteś na to gotowa, zaufaj mi. Poza tym, musisz uważać na stopę.
   -Kocham Cię. - rzuciła niedbale, bez opamiętania wpijając się w moje wargi. Jej ciepły oddech na podniebieniu, wprowadzający mnie w stan obłędu, dawał więcej rozkoszy niż wszystkie bramki tego sezonu razem wzięte.
   -Wiem, Mała. - szepnąłem rozluźniając jej zaciśnięty na pościeli nadgarstek. -Jesteś tutaj, widzę Cię, czuję i słyszę. Może zwariowałem, ale jesteś najdroższą i najcenniejszą używką, jaką zdobyłem. I nie mam zamiaru leczyć się z tego uzależnienia.
   Wydała z siebie cichy pomruk, na co roześmiałem się nad jej uchem. Wypowiedziane przez nią w miłosnym upojeniu moje imię przeszyło całe moje ciało, wywołując dzikie dreszcze. Myślałem, że nie mogę mieć jej jeszcze bliżej, że złamaliśmy już wszystkie granice namiętności i partnerstwa, aczkolwiek to jedno jedyne słowo, które padło z jej ust uświadomiło mi, że nasza miłość nigdy nie osiągnie najwyższego poziomu, nigdy nie sprawi, że będziemy mieli dość, bo Lena stanowiła wyzwanie. Nawet, jeśli dostanę od niej wszystko, nie przestanę oczekiwać więcej. I właśnie to tak gorączkowo mnie podniecało.


   -Maleńka, powinniśmy się zbierać. - oświadczyłem leniwie, napawając się jej dotykiem w okolicy lewego biodra. -Naprawdę muszę jechać na to spotkanie.
   -Pojadę z Tobą.
   -Poważnie?
   -Oczywiście. - podniosła się opierając łokieć na moim brzuchu. -Dlaczego nie? Chyba, że to typowo męskie posiedzenie.
   -Skąd, chłopaki wpadają z partnerkami.
   -Więc w czym widzisz problem? - poruszyła brwiami, a w odpowiedzi zaśmiałem się, kręcąc głową.
   -Nie boisz się Lewego?
   -Marco! - krzyknęła, zanosząc się śmiechem. -Powinnam trząść się ze strachu na myśl o własnym bracie? Nie osłabiaj mnie.
   -Po prostu spytałem. - burknąłem uszczypliwie, wywróciwszy aktorsko oczami. Przesunęła się wyżej i złożyła wargi na mojej skroni.
   -Robert nie ma nic do tego, co robię ze swoim życiem. Bardziej martwi mnie teraz osoba Mario i Marcela. Wątpię, aby nadal tak entuzjastycznie podchodzili do kwestii naszego związku.
   -Ja to załatwię. - zadeklarowałem, pokrzepiająco obejmując ją ramieniem. Jednym demonicznym spojrzeniem skrytykowała ten pomysł.
   -Nie możesz za mnie walczyć o zaufanie Marcela. Ja nawaliłam i ja sama to odkręcę, nie wtrącaj się.
   -W porządku, mam inną propozycję. Pogadam dziś z Mario. Sądzę, że będzie zadowolony, bo swatał mnie z Tobą już w maju. - pokazała mi język, po raz kolejny powodując bałagan w moich włosach. -A Fornell... Cóż, tydzień chyba Ci wystarczy na doprowadzenie go do porządku, prawda?
   -Nie rozumiem, o czym mówisz. - zmarszczyła czoło, na co paradnie poruszyłem brwiami. Wlepiała we mnie błękitne tęczówki, doszukując się ukrytego podtekstu.
   -Widzisz, na święta ewentualnie Cię wypuszczę, ale w drugi dzień Bożego Narodzenia musisz tutaj wrócić już popołudniu. Wieczorem wylatujemy na wakacje w ramach Sylwestra. Do Dubaju.
   -Co?! Jakie ewentualnie? - odniosłem wrażenie, że zakrztusi się własnymi słowami. -Na wakacje? Do Dubaju..? Cholera... Reus!
   -To znaczy, że się zgadzasz? W zasadzie... Nie pozostało Ci nic innego. Marcel jedzie z Giulią, a ja zabieram Ciebie. Robin jakoś to zniesie, może poderwie jakąś atrakcyjną...
   -Och zamknij się, nie mów już więcej. - przerwała, wtulając się w mój obojczyk. -Jesteś popieprzony, ale to chyba jedna z cech, za którą Cię kocham.
   -Spróbuj sobie wyobrazić, co czuję, kiedy to słyszę. - zatopiłem usta w blond lokach i zakręciłem je na palcach. -I błagam, nie zostawiaj mnie już nigdy, nie chcę znów żyć poza własnym ciałem.
   -Obiecuję. - pocałowała mnie z taką czułością, iż momentalnie jej uwierzyłem. -Zdążyłeś się przekonać, że dotrzymuję obietnic. A teraz naprawdę musimy wziąć się w garść, bo wybiła siedemnasta, a my nadal leżymy w łóżku. I po raz kolejny się spóźnimy. Przez Ciebie!


------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Zgodnie z obietnicą :) Dziękuję za każdy komentarz ♡
Cóż... Dłużej już nie potrafiłam! :) Miałam w planach napisanie jeszcze jednego rozdziału tego 'niebycia' razem, aby mieć równe 30 części, ale nie znalazłam na niego dobrego pomysłu... A wciskanie czegoś na siłę mijało się z celem.
8 komentarzy = następny. Będzie w całości dotyczył pobytu bohaterów w Dubaju. Przygotowuję się też powoli do rozpoczęcia publikacji drugiej odsłony opowiadania, co do którego podam informację po epilogu. Więc cierpliwości :)
Do usłyszenia!

10 komentarzy:

  1. No w końcu! <3 uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam tego bloga *_* I miałaś rację, że nie zrobiłaś kolejnego rozdziału 'niebycia' razem ;) ciekawe co się będzie działo w Dubaju :) pozdrawiam i czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. NARESZCIE!! W KOŃCU!! O MATKO BOSKO :D :D :D Warto było czekać tyle na ten moment :)))) Po prostu rozpływałam się :D Cieszę się, że w końcu Lena wyznała mu prawdę, wróciła, są razem ... o jejku.. no cudownie :D Nie wiem co mam więcej napisać, bo z tego wszystkiego brakuje mi słów, hahah :D :PP
    No rozdział znakomity, świetny i wspaniały, ale to już było dawno wiadome :D
    O rety :D No naprawdę, słów mi brakuje i chcę coś więcej napisać, ale mam blokadę :p
    Czekam z niecierpliwością cholerną na następny rozdział, a z tego jestem max szczęśliwa :D I nawet zapomniałam już prawie, że jutro jadę do chirurga :pp
    Do następnego rozdziału kochana ;*
    Pozdrawiam Cię gorąco ;* - Karu ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah uwielbiam Cię :D
      Cieszę się, że podoba Ci się ten rozdział - mnie osobiście też, bo nie miałam żadnego problemu, żeby go napisać i ogólnie poszło szybko i gładko :)
      Mam nadzieję, że z tym chirurgiem to nic poważnego! Ja za to jak pomyślę o piątku, mam ochotę zasnąć i zaspać na zajęcia... Ale pewnie mi się nie uda :p
      lg <3

      Usuń
  3. Cudowny, świetny, wspaniały rozdział :)
    Cieszę się, że Lena w końcu wyznała swoje uczucia i są razem. Jestem bardzo ciekawa co wydarzy się w Dubaju i jak inni zareagują na ten związek. Nie wiem co mogę jeszcze nspisać, więc napiszę, że czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam ~C&B :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, fajnie że znów są razem. Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale... Lena i Marco wcześniej nie byli razem jako para. Więc albo ja źle Cię zrozumiałam albo czegoś nie doczytałaś :)
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  5. Taaaaaaaaak !!!! Wreszcie sie doczekałam i sa razem xD
    Rozdział cudowny <3 Już nie mogę doczekać się kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń
  6. no nie wierzę, tyle miłości w jednym rozdziale!
    Wspominałam już, że cię kocham? Nie wierzę, że tak wciągnęłam się w opowiadanie o piłkarzu, biorąc pod uwagę to że piłki nożnej nie oglądam!
    No cóż, mam nadzieję że teraz wszystko będzie dobrze a znajomi Marco nie będą długo źli na Lenę.
    czekam na następny, uwielbiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah też Cię kocham! :D
      Cóż, Rojsu jest takim wybrykiem natury, że wręcz wyjątkiem od reguły i potrafi zainteresować swoją osobą kompletnie nic nie robiąc :p Przynajmniej moim zdaniem, choć ostatnio ściąga na siebie same skandale :/
      Pozdrawiam ♡

      Usuń
  7. Nie muszę chyba sie powtarzać jak bardzo uwielbiam to opowiadanie? XD
    Rozdział wyszedł Ci świetnie i szkoda, że nie widziałaś mojego zacieszuj jak przeczytałam, że Lena jedzie do Reusa ;)
    Świetnie opisałaś to wszystko zaczynając od ich rozmowy, a kończąc na upojnych chwilach ;)
    Jestem ciekawa jak reszta zareaguje na ich oficjalny związek, a Robert na powrót siostry. Oczywiście mam nadzieję, że będą to pozytywne reakcje :) Inaczej być nie może :D
    Czekam na kolejny!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń