05 marca 2015

20. I'm a king of the world and you're a queen by my side

   Gorąca i długa kąpiel była następnego ranka podstawową rzeczą, bez której nie funkcjonowałabym jak część społeczeństwa ludzkiego. Wczorajszy bankiet dostarczył mi tylu emocji, iż po powrocie do mieszkania wykrzesałam siły jedynie na rutynowy prysznic. Ułożenie się w głębokiej wannie będzie dla mnie najlepszym relaksem.
   Leżąc już po szyję w bąbelkach o uwodzicielskim zapachu orientalnej roślinności zamknęłam oczy, dzięki czemu niczym na pstryknięcie palca przywołałam żywe i do tej pory wywołujące przyjemne dreszcze słowa Marco. Po raz pierwszy od początku naszej znajomości widziałam w jego tęczówkach o bliżej nieokreślonej barwie tak ogromny zastrzyk pożądania, do którego dodatkowo otwarcie się przyznał. Jedną zwykłą sukienką sprawiłam, że stracił nad sobą panowanie, jednym muśnięciem mięśnia czworogłowego uda dał się sprowokować do najbardziej erotycznego monologu, jaki kiedykolwiek usłyszałam z ust mężczyzny. O ile wyboru kiecki dokonałam w zupełnej nieświadomości, o tyle oddziaływanie na jego ciało potraktowałam jako największą przyjemność minionej doby. Jezu, Marco Reus przeze mnie zwątpił w swoją męskość, a ja, prowadząc jego Astona Martina, myślałam głównie o tym, by zatrzymać się na najbliższym poboczu i oddać mu się choćby na masce tego demona prędkości. Chyba zupełnie postradałam rozum.
   Olewając stan ogłupienia, wyobrażałam sobie nasze rozgrzane ciała jako jedność, gdy drzwi do łazienki otworzyły się, chwilę później z impetem uderzając o ścianę. Właściciel posiadłości oparł się o framugę i z szelmowskim wyszczerzem założył ręce na piersi, przenosząc ciężar na prawą stopę. Być może nie wyglądałoby to jednoznacznie, gdyby moja bielizna nie znajdowała się w pokoju obok, a on założyłby coś poza bokserkami Pumy, które swoją drogą cudownie podkreślały jego jędrne pośladki. Matko, posiadał tak zabójcze pośladki, a ja dopiero teraz to zauważyłam! Choć w ogóle nie powinnam.
   -Cholera. - przeklął, wykrzywiając dolną wargę. -Zawsze wpadam w najmniej odpowiednim momencie.
   -I sam się o to prosiłeś. Przed pójściem do łóżka dwa razy przypominałam Ci, że rano wezmę kąpiel.
   -Sorry, zapomniałem.
   -O tym, że Twoja sypialnia jest od niedawna połączona z prywatną łazienką też? - uniosłam brwi w kąśliwym uśmiechu. -Problemy z pamięcią w tak młodym wieku to poważne schorzenie, drogi kawalerze.
   -Nie dogryzaj mi. - uciął, złapany na gorącym uczynku. -Trochę zaspałem, a niedługo mam trening, tylko znów szukam swojego Hugo i pomyślałem, że posiałem go tutaj. Mogę? - spytał, wskazując obszerną półkę pod lustrem, którą zapewne zamierzał przejrzeć.
   -Skoro musisz...
   Uważnie sprawdzałam, czy puszysta piana, otaczająca moją sylwetkę szczelnie wypełnia całą wannę, zdążywszy się przekonać, co w apodyktycznych sytuacjach wyprawia Reus. Podniosłam głowę i zauważyłam, że z zainteresowaniem przygląda mi się poprzez zawieszone przed nim szkło.
   -Rozpraszasz mnie. - usprawiedliwiał się, kontynuując 'poszukiwania'. -Pokazałbym Ci, jak bardzo, ale spóźniłbym się wtedy na stadion.
   -To tylko Twoja wina, bo nie powinno Cię tutaj być. - odparowałam, unosząc dłonie, by poprawić związane w ciasnego koka włosy. Nie przypuszczałam, że popełniłam błąd. Blondas przysiadł na krawędzi swojego jacuzzi na wysokości mojej klatki piersiowej i zanurzył dłoń w niepojęcie ciepłej wodzie. Kilka sekund później poczułam jego dotyk w okolicy biodra, a fakt, że był prawie nagi, doprowadzał mnie do ekstazy.
   -Kurwa. - był potężnie pociągający nawet, kiedy używał wulgaryzmów. -Nadal nie wierzę, że zgodziłem się na ten chory układ. Wczoraj nie miałem tak śmiertelnej ochoty na seks z Tobą, jak teraz. Prawdopodobnie dlatego, że byłaś ubrana w coś więcej, niż jedynie... Nic.
   Jego palce dociekliwie badały moją skórę brzucha, a później żeber i popiersia. Zafascynowana nie zorientowałam się, gdy osobiście przyciągnęłam go bliżej siebie, dzięki czemu mogłam kontrolować jego ruchy. Ścisnęłam nadgarstek chłopaka, kiedy niespodziewanie bez zaproszenia wpakował się do strefy moich piersi.
   -Na zbyt wiele sobie pozwalasz Reus. - syknęłam, przygryzając wargę. -Przerażasz mnie coraz częściej i bardziej.
   -Po prostu boję się, że przystałem na coś, co na dłuższą metę mnie przerośnie. Nie zrozum mnie źle, nie chodzi jedynie o to, żeby Cię zaliczyć, dobrze wiesz, co do Ciebie czuję. Robisz ze mną co chcesz i nie opieram się, bo nie umiem. Cieszę się, że tego nie wykorzystujesz.
   -Przecież widziałeś mnie już nago. - kolejne wyznanie pokazało słabość, którą z pewnością pragnął ukryć, ujęłam więc jego dłoń w celu dodania mu otuchy. -Czego jeszcze oczekujesz?
   -Właśnie tego, o czym mówię. Mój brak samokontroli względem Ciebie nie jest wynikiem wyłącznie popędu seksualnego - gdybym musiał zaspokoić się w ten sposób, złożyłbym wizytę w jednym z nocnych klubów i przepieprzył pierwszą panienkę, która wpadnie mi w ręce. Zapewne zerwałabyś wtedy wszystkie nasze kontakty.
   -Nie zrobiłbyś tego, nie jesteś taki.
   -Gdybym Cię nie poznał, takie posunięcie wchodziłoby w grę. Nie patrz tak na mnie, nie mam pojęcia, jakbym postępował. - zaśmiał się gorzko. -Na szczęście nie muszę się tym martwić, bo stanęłaś mi na drodze, dzięki czemu siedzisz sobie teraz w mojej wannie i wpędzasz w poczucie winy.
   -Przepraszam. - wymamrotałam, kompletnie zbita z tropu. Dotarło do mnie, jak wielką tajemnicą są uczucia Marco.
   -Nie przejmuj się. - puścił do mnie oczko. -Wytrzymam to. Kocham Cię, Lena i jeśli na kimś lub czymś mi zależy, nawet głupiutki Götze mnie nie zatrzyma. Pamiętam, jak go nosiło, gdy walczył o serce Ann i gówno mnie obchodzi, co myśli. To naprawdę nieistotne. - westchnął, wyswobodziwszy rękę z mojego uścisku. -Czas mnie goni. Zobaczymy się popołudniu. - pochylił się, by pocałować mnie w czoło, co spontanicznie wykorzystałam i ujęłam jego twarz w dłonie. Spoglądał na mnie zdziwiony.
   -Potrzebuję tylko kilku tygodni. - szepnęłam poważnie. -To stanowczo nie potrwa długo. Proszę Cię, Marco. Nie wyciągaj pochopnych wniosków tylko dlatego, że Cię dystansuję.
   -Spokojnie, Mała. - zwracał się do mnie tymi słowami tak cyklicznie, że przestawały mi przeszkadzać. -Ufam Ci. Wszystko będzie dobrze.
   Musnął wierzch mojej dłoni i wyszedł, pozostawiając mnie z kolejnym zestawem zagadek do rozwiązania.


   -Łap! - na kanapę obok mnie z hukiem spadła sterta kolorowego papieru. -Zgodnie z obietnicą.
   -Jesteś niepoważny! - krzyknęłam, śmiejąc się z przeczytanych nagłówków. Rozłożył bezradnie ramiona.
   -No co? Kupiłem wszystkie, tak, jak chciałaś.
   -Dziękuję, wariacie. - cmoknęłam go w policzek, gdy usiadł obok i otworzył puszkę z piwem. Spojrzałam na niego wilkiem.
   -Bezalkoholowe. - rzucił na obronę, po czym zajrzał przez moją rękę do gazety, którą aktualnie przeglądałam. -Wiesz, przejrzałem już kilka i uprzedzam, że się zawiedziesz. Jestem tutaj bogiem. Jestem królem świata, a Ty królową u mego boku. Zajebisty prestiż, nie sądzisz?
   -Marco, przestań. - usiłowałam nie wybuchnąć śmiechem, widząc jego dumną minę. -Najpierw zboczony, potem egoistyczny. Masz jeszcze jakąś twarz?
   -Sama zobacz. - oburzony, że ktoś odważył się zanegować jego pozycję w Dortmundzie, zabrał jeden z brukowców, otworzył na żądanej stronie i położył na moich kolanach. -Tutaj napisali, że mam seksowną dziewczynę, która jest jedną z najpiękniejszych WAGs w BVB, a nawet w niemieckiej reprezentacji i że będę miał dla kogo strzelać bramki. Rozwodzili się też nad Waszą piosenką, dotarli nawet do informacji, że chodziłaś z Semirem. Powinnaś tryskać dumą.
   -Za tydzień w tym samym źródle przeczytasz, że wywodzę się z rodziny arabskiego szejka, a Ty jesteś moim alfonsem. - oboje parsknęliśmy histerycznym śmiechem. -A tak na serio, zrobiłeś to specjalnie?
   -Nie rozumiem. - zmarszczył brwi.
   -Dobrze wiedziałeś, że przy wejściu natkniemy się na tych wszystkich ludzi.
   -Zgadza się. Przeszkadzało Ci to?
   -Nie... O dziwo nie. Zastanawiam się jedynie... Boże, Marco. Jak ja teraz pokażę się na ulicy?!
   -Wyluzuj, Maleńka. -moja nagła panika wprawiła go w rozbawienie. Objął mnie ramieniem, na co mimowolnie zadrżałam. -To przejdzie, ucichnie. Lepiej, żeby uznali Cię za moją partnerkę niż kochankę, co? Poza tym, może niedługo...
   -Tak, Marco. - mrugnęłam zalotnie. -Nie musisz kończyć.
   -Mogę zadać Ci jedno, małe pytanie? - odbił się plecami od kanapy i usiadł bokiem, lustrując mnie z zaciekawieniem. Ciche jękniecie odebrał jako pozwolenie. -Wpadniesz jutro na mecz? Wiem wiem, nie kręci Cię to, ale jeśli nieoficjalnie należysz już do grona WAGs, sprawiłabyś mi ogromną przyjemność swoją obecnością.
   -Marco... Przepraszam, chyba zostanę w domu.
   -Nie daj się prosić. To pierwsze spotkanie w sezonie! Mówiłaś kiedyś, że w Poznaniu zaliczałaś pierwsze i ostatnie.
   -Semir mnie namawiał.
   -A teraz ja grzecznie Cię zapraszam. - nie dawał za wygraną. -Lena, błagam, zgódź się. Nie chcę zostać sam, gdy wszystkie dziewczyny będą czekały na moich kumpli i w pojedynkę walczyć z Twoim bratem. Nie rań mnie.
   -Wybacz. - szepnęłam, wtulając się w jego obojczyk. -Wyjście na stadion nie napawa mnie entuzjazmem, ale w ramach zadośćuczynienia obiecuję, że zmobilizuję się na którąś z następnych kolejek.
   -Ech... Okej. - wyraźnie zrezygnowany przyłożył wargi do mojej skroni. -Trzymam Cię za słowo.


<Marco>
   -Marco? - usłyszałem za sobą, dochodząc do drzwi prowadzących na parking. -Masz chwilę? Chciałbym z Tobą porozmawiać.
   -Jasne, trenerze. - cofnąłem się o kilka metrów, a Klopp gestem ręki nakazał, bym wszedł do jego gabinetu. Dawno tam nie zawitałem, w zasadzie tylko raz, gdy składałem podpis na kontrakcie. Sprawa, którą miał do mnie siedzący naprzeciwko mężczyzna po czterdziestce, musiała zatem stanowić jego utrapienie.
   -Zaznaczę na początku, iż odpowiadanie na moje pytania nie jest Twoim obowiązkiem, aczkolwiek wierzę, że ufasz mi na tyle mocno, by podzielić się ze mną tą wiedzą.
   -Proszę przejść do rzeczy. - rzuciłem uprzejmie na zachętę, przypuszczając, w jaki temat uderzy. Zdawałem sobie sprawę, że moja forma nie uszła uwadze selekcjonera, w końcu nie każdy piłkarz ma okazję poszczycić się bramką otwierającą sezon już w jedenastej minucie i asystą przy golu najbliższego przyjaciela.
   -Wybacz moją wścibskość, ale zadziwia mnie Twoje nastawienie, Marco. Czy dziewczyna, z którą bawiłeś się w czwartek, ma z nim coś wspólnego?
   -W pewnym sensie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. -To siostra Roberta Lewandowskiego. Od niespełna tygodnia mieszka w Dortmundzie.
   -Mniemam, że zatrzymała się u Ciebie. - wysoko uniósł lewą brew.
   -No... Tak. - przyznałem zmieszany, uśmiechając się pod nosem. -To źle?
   -Skąd Ci to przyszło do głowy? - fuknął ze zdziwieniem. -Masz pełne prawo żyć tak, jak Ci wygodnie.
   -Rozumiem.
   -Czytałem dzisiejszą prasę, Marco. - nerwowo bawił się leżącym przed nim zszywaczem do papieru. -Mam głęboką nadzieję, że nie pakujesz się w kolejny związek, który zniszczy Cię psychicznie.
   -Trenerze, Lena nie jest moją dziewczyną.
   -Nieistotne. Potrzebujemy Cię jako nienagannego zawodnika i świetnego człowieka. Nie wybaczę sobie, jeśli po raz kolejny przeżyjesz miłosne rozczarowanie.
   -Uważam, że nie ma powodów do obaw. - warknąłem rozdrażniony. Szanowałem Kloppa jak ojca, lecz moje życie prywatne było tylko moje. -Proszę się nie martwić. Skończyłem dwadzieścia trzy lata, co czyni mnie w pełni dorosłym mężczyzną. Rozgraniczam pracę i przyjemność oraz dobro i zło.
   -Nie gniewaj się. - opiekun BVB uśmiechał się, wpatrzony w blat biurka. -Staram się dbać o podopiecznych i doskonale wiem, że czasami przesadzam, ale jesteś ważną częścią zespołu. Z powodu tej dziewczyny na pół tygodnia zwiałeś z moich treningów! Nie pozwolę, by jakakolwiek kobieta poróżniła naszą ekipę, niezależnie od tego, czy jest siostrą, żoną czy matką Twojego kolegi. To mój obowiązek.
   -To wszystko, co chciał mi pan przekazać? - syknąłem, podnosząc się z fotela. Nie czułem się urażony, ale słowa, które wypowiedział padły w nieodpowiednim miejscu i czasie. Uderzały bezpośrednio w osobę, którą kochałem bez pamięci, a której selekcjoner w ogóle nie znał.
   -Tak, wracaj do domu. - obdarzył mnie przyjaznym spojrzeniem. -Marco? Przepraszam. Jeśli ją kochasz, życzę Ci szczęścia i powodzenia.
   -Dziękuję. - mruknąłem szczerze i opuściłem pomieszczenie.
   Szedłem przez plac, który jeszcze pół godziny temu zastawiały auta chłopaków z drużyny, jak debil z bananem na twarzy. Fakt, bezpodstawna opinia Jürgena trochę mnie rozjuszyła, aczkolwiek nie zepsuła mi humoru doszczętnie. Myślałem już jedynie o tym, że w mieszkaniu czeka Lena i wprost paliło mnie, żeby usiąść z nią nawet na podłodze przy lampce wina i opowiedzieć o dzisiejszej batalii. Dawno nie odczuwałem takiego zadowolenia ze swojej dyspozycji, dlatego zupełnie nie przewidziałem, że dzisiejszego wieczora wydarzy się coś, co bynajmniej zabierze mi całą radość życia.
   Zdążyłem otworzyć pilotem drzwi auta i gdy łapałem za klamkę, zobaczyłem przed maską Götze i Roberta. Podrażnili mnie samym tym, że opierali się o nią rękoma. Śmieli naruszyć przestrzeń mojego ukochanego samochodu, którego nikomu nigdy nie udostępniałem. Lena nie była świadoma, jak ciężką decyzję podjąłem, gdy oddałem jej w czwartek kluczyki i pierwszeństwo na miejscu kierowcy.
   -Czego? - ryknąłem, bezmyślnie celując w ich łokcie butelką wody mineralnej. -Nie przyjechałem Rolls-Royce'm, nie dam rady Was podwieźć.
   -Och Marco, mój najdroższy, najcudowniejszy przyjacielu. - zawył z kąśliwym uśmieszkiem Mario. -Nie ma takiej potrzeby.
   -Chcemy tylko spytać, jak minęła Ci rozmowa z Kloppem. - wtórował mu Lewy. Zmarszczyłem czoło.
   -Skąd wiecie, że gadaliśmy?
   -Widzieliśmy, jak Cię zatrzymał. Maglował Cię w temacie mojej siostry?
   -Może. - burknąłem, rzucając torbę na siedzenie pasażera. -Przykro mi, ale raczej nic Wam do tego.
   -Nie spinaj się, geniuszu. - klubowa 'dziesiątka' klepnęła moje ramię. -Powiedz nam, przecież nikomu Cię nie sprzedamy.
   -Proponuję, żebyście zajęli się swoim życiem.
   -O co Cię nagabywał? Czy ze sobą sypiacie? Czy dobrze Ci z nią w łóżku?
   -Jesteś popierdolony, Götze! - wrzasnąłem wściekle, na co zaczął się śmiać. -Odejdź, dopóki jeszcze nad sobą panuję.
   -Marco, ogarnij się. - nakazał Polak. -Bo w takiej sytuacji boję się zostawić z Tobą Lenę. Nie zamierzaliśmy Ci dowalić.
   -Więc chyba Wam nie wyszło. - zripostowałem oschle. -Jeśli tylko sobie zażyczysz, przywiozę ją do Ciebie nawet za godzinę.
   -Ona nie...
   -W takim razie daj jej święty spokój, do cholery. Zdoła zdecydować sama za siebie, nie podlega konieczności, byś ją wyręczał.
   -Matko, blondasku, Ty buntowniku! - niższy brunet szalenie działał mi na nerwy. -Jesteś nieokrzesanym, niewyżytym ogierem. Na miejscu tej biednej dziewczyny...
   -Kurwa mać! - z trudem powstrzymałem się, by nie podnieść na niego ręki. -Koszmarnie żałuję, że akurat dziś wsiadłem do Astona, bo gdyby posiadał większy bagażnik, bez skrupułów wrzuciłbym do niego Was obojga, wywiózł do lasu i z przyjemnością patrzył, jak głodne, dzikie zwierzę rozrywa Wasze puste mózgi na strzępy. Podziwiam Wasze partnerki, bo ja nie wytrzymałbym z kimś tak tępym, jak Wy.
   Ruszyłem z piskiem opon, próbując powstrzymać apogeum złości, które kumulowało się w moich dłoniach, uniemożliwiając poprawne prowadzenie auta. W tym, że Götze jest chory na umyśle, orientowałem się już od dawna, jednak nie wziąłem nawet pod uwagę, że Lewandowski zezwoli na docinanie jego krewnej. Coraz mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że nie powinienem dłużej im ufać i prosić o rady w problemach dotyczących dotarcia do sedna wybranki mojego serca.


<Lena>
   Po wiadomości od Bobka z wielką gulą w gardle oczekiwałam powrotu Reusa do mieszkania. Podobno silnie go nosiło, był zły jak osa i sypał przekleństwami niczym z rękawa. Nic więcej nie zdradził, pozostawało mi zatem wierzyć, że uda się przeprowadzić z piłkarzem normalną, mało emocjonującą pogawędkę.
   Nie upłynęło dużo czasu, gdy moje uszy zraniło przeraźliwe trzaśnięcie drzwiami wejściowymi. Później nastąpiło ciśnięcie pękiem kluczy na pobliską szafkę i rzut torby treningowej na podłogę. Przyglądałam się kipiącemu gniewem chłopakowi z bezpiecznej odległości, nie potrafiąc zmusić zdrętwiałego ciała do jakiegokolwiek ruchu. Zniknął na moment we własnej sypialni, by pojawić się z powrotem w salonie odzianym jedynie w dresowe szorty. Nie przejmował się ani swoim niekompletnym ubiorem ani moją obecnością ani zaawansowaną godziną wieczorną. Nie obdarzając mnie najmniejszym spojrzeniem, wszedł do kuchni, skąd po krótkiej chwili dobiegł dźwięk tłuczonego szkła. Wyjęty z szafy półmisek wypadł mu z dłoni, rozpadając się na posadzce w drobny mak.
   -Ja pierdolę! - syknął jadowicie, aż poczułam nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej. -Jebać to wszystko.
   -Pomogę Ci. - szepnęłam nieśmiało, pochylając się nad bałaganem. Ścisnął mój nadgarstek niczym opróżnioną puszkę po napoju energetycznym, sprawiając mi niemały ból.
   -Zostaw to. Nauczyłem się, że trzeba po sobie sprzątać.
   -Na litość Boską, Marco, co się stało?! Najpierw Lewy ostrzega mnie przed Twoją agresją, a następnie własnoręcznie demolujesz posiadłość. Po raz pierwszy się Ciebie boję, tak poważnie.
   Zastygł na parę sekund, po czym podniósł wzrok, wbijając go w moje wilgotne od napływających łez oczy. Testował mnie toksycznością swojej furii, ale nie poddałam się. Przegrany odwrócił głowę.
   -Idź do siebie, proszę. Chcę zostać sam.
   -Nie pozbędziesz się mnie. - zaoponowałam stanowczo, bez pośpiechu zbliżając się do blondasa. -Albo ze mną porozmawiasz albo spędzimy tutaj całą noc, aż nie opadniesz z emocji.
   Zaskoczony opornością, jaką mu zaserwowałam znów skierował na mnie swoją uwagę. Wyciągnęłam do niego rękę, ze stoickim spokojem czekając na jego reakcję. Przyjął zaoferowaną pomoc zdziwiony po raz kolejny, gdy zamiast salonowej sofy na miejsce konwersacji wybrałam jego łóżko. Ot spontaniczna decyzja.
   -Przełamałaś mnie. - mruknął pod nosem, bawiąc się gumką swoich spodni. Przyznaję, działało to na moje zmysły. -Jak Ty to robisz?
   -Nigdy się nie zastanawiałam. - wzruszyłam ramionami. -Powiesz mi w końcu, co Cię tak rozeźliło?
   -Twój szanowny braciszek i mój posrany przyjaciel. - prychnął kpiąco. -Lena, czy zakochując się w Tobie zgrzeszyłem w jakikolwiek sposób? Czy popełniłem gdzieś błąd? Przecież miłość nie wybiera, prawda?
   -Tak. - wykrztusiłam zdezorientowana. -Ale do czego pijesz?
   -Przy tych dwóch pajacach czuję się tak, jakbym nie miał prawa darzyć Cię takim uczuciem. Jakby było zakazane. A przecież niczym nie zawiniłem, do cholery. Czy ich proces myślenia naprawdę tak wolno pracuje?
   -Marco, oni nie mogą wpływać na to, co robisz po godzinach pracy, a już tymbardziej kontrolować Cię jak pięcioletnie dziecko. Niepotrzebnie zawracasz sobie nimi głowę.
   -Ich opinia jest dla mnie ważna, ale nienawidzę, gdy się nabijają. Zaakceptowałbym to, gdybym coś schrzanił, ale to tylko czysto ludzkie emocje, których nie pozbędę się na ich życzenie.
   -Daj sobie spokój. - brak koszulki sprawiał, że doskonale widziałam, jak mocno spina poszczególne mięśnie, czego nawet nie był świadomy. -Żaden inny człowiek na świecie nie zdaje sobie sprawy z irytującej postawy Roberta lepiej, niż ja, nawet sama Anna.
   -Za to szczytową upierdliwość Götze znamy jedynie Ann-Kathrin i ja. - roześmiał się delikatnie. -Szlag by to trafił, dobrali się jak para najgłupszych błaznów galaktyki.
   -Nie pozostaje nam nic innego, jak pogodzić się z ich szaloną odmiennością. - pogładziłam jego masywne, pokryte tatuażami ramię. -Natomiast teraz sądzę, że przyda Ci się odpoczynek i odprężenie. Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo jesteś poirytowany.
   -Zostaniesz ze mną? Chyba Ci wspominałem, że nie przesypiam nocy po rozegranym meczu.
   -Ale ja...
   -Nieważne. Wystarczy, że po prostu będziesz.
   Nie kwapiąc się, by uzyskać odpowiedź, przesunął się, zwalniając dla mnie miejsce. Westchnęłam cicho, kiedy szczelnie okrył mnie kołdrą i ułożyłam się na jego rozgrzanym torsie, z którego stopniowo schodziło powietrze. Poczułam miękkie wargi chłopaka w gęstwinie swoich włosów.
   -Dobranoc, Mała.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Wrzucam dziś, bo jutro kibicuję na Bułgarskiej, przez co mój piątkowy grafik nieco się napiął i mogłabym nie znaleźć czasu.
Nie mam nic do powiedzenia... Derby... Puchar Niemiec... Kolejna kontuzja Marco i wypowiedź Erdmanna... Brak słów.
Nie, jednak mam coś do powiedzenia. Dziękuję Wam za komentarze, wszystkim razem i każdej z osobna ♡ To dla mnie ogromna motywacja.
Schwarzgelbe Grüße ❤

5 komentarzy:

  1. Udanego kibicowania na Bułgarskiej!! :D Ja niestety się nie zjawię na razie :///
    Rozdział świetny, w ogóle to, jak ze sobą rozmawiają ... Marco taki rozkochany ... ojeej :D
    Lewy i Gotze też mnie wkurzyli i nie dziwię się, że Marco taki zdenerwowany, ale .... kobieta jest czasem lekarstwem na złość, co pięknie pokazałaś :))))))
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! :)))) Życzę weny :* Do następnego ;) -Karu ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wyobrażasz sobie jak kocham to opowiadanie! Z każdym rozdziałem rozwijasz się i jet tylko lepiej.!
    Uwielbiam Cię za to że stopniujesz powoli napięcie i wszystko biegnie swoim idealnie dobranym rytmem. Zupełnie tak jak w życiu, nic nie jest przesadzone i nazbyt nakolorowane.
    Na miejscu Reusa też bym się wkurzyła..no bo kurde w końcu jest dorosły i to On odpowiada za swoje życie. No ale cóż przyjaciele..potrafią człowieka od razu sprowadzić na ziemię.
    Jestem ciekawa co się wydarzy w następnym rozdziale więc oczekuję Go już teraz zaraz:)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jak obiecałam jestem!
    Mówiłam Ci już, ze świetny rozdział, ale powtórzę się: ŚWIETNY ROZDZIAŁ <3
    Niesamowicie mi się czytało tę notkę, z takim fajnym nastrojem.
    Reus nie ma łatwo. Przyjaciele nie za bardzo go rozumieją, a dodatkowo Lena... współczuje mu, bo on już nawet nie kryje sie z tym i otarcie mówi o uczuciach. Jestem ciekawa jak będzie w końcu z Lena.
    Czekam na kolejne rozdziały!
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę fajnie się czyta ten rozdział. Podoba mi się bardzo to, że jest w nim tyle emocji opisanych w mistrzowski sposób. Czytając można dokładnie poczuć gniew Marco. Naprawdę fajnie opisujesz poszczególne sytuacje :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny jak zawsze kochana! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział!
    Jesteś świetna, pisz dalej i sprawiaj nam tym przyjemność ♥
    Kochany, dziki Marco - cudownie ☺
    Pozdrawiam i czekam!

    OdpowiedzUsuń