Podobno najlepsze są decyzje podjęte spontanicznie. Nie masz czasu, by rozmyślać nad ich słusznością, po prostu działasz pod wpływem impulsu, nie zastanawiasz się, czy możesz ich później żałować, wychodzisz raczej z założenia, że będą mile wspominane. Do nagłych czynów popychają głupie porywy serca, które biorą wtedy górę nad mądrością rozumu. Dwa organy ludzkie, toczące ze sobą nieustanną walkę, z których ten szybszy zawsze dobiega do mety przed rozsądniejszym, bo wybiera trasę najkrótszą, a nie najbezpieczniejszą.
Po powrocie na jacht Semir maglował temat mojego wyjścia dobre dwie godziny. Dopytywał, gdzie poszłam, co robiłam, z kim, czy kogoś spotkałam. O ile z odpowiedzią na pierwsze pytanie nie miałam większego problemu, o tyle następne powodowały zawroty głowy. Wytłumaczenie: "spacerowałam po plaży, po czym życzliwy Hiszpan zapytał, czy się zgubiłam i odprowadził mnie na miejsce" było zdecydowanie bardziej trafne niż: "siedziałam pod palmą i całowałam się z Reusem". Przy takim wyznaniu Semir zamknąłby mnie na dolnym pokładzie i zbombardował jacht, żebym razem z nim poszła na dno.
Sprzedanie Bośniakowi kłamstwa okazało się najprostszym zadaniem, bowiem nie potrafiłam zapomnieć o incydencie z Niemcem, w pamięci ciągle wracając do tamtego wieczora. Chłopak nie ułatwiał mi życia, bo straciliśmy kontakt, nie spotkaliśmy się już w mieście ani w dyskotece, co doprowadzało mnie do obłędu. Czułam obowiązek wyjaśnienia sytuacji, lecz blondas uparcie nie odbierał komórki i nie odpowiadał na wiadomości. Ukrycie rozkojarzenia przed ukochanym przychodziło mi z ogromnym trudem, lecz więcej nie poruszaliśmy tego tematu. Aż do dnia naszego powrotu z urlopu.
Od piętnastu minut siedzieliśmy w samolocie do Polski. Nerwowo spoglądałam na wyświetlacz smartfona, oczekując pojawienia się ikony oznajmującej nieodebrane połączenie lub wiadomość. Zaraz po wylądowaniu na Ławicy byłam gotowa wsiąść w szybowiec z zaplanowanym lotem do Dortmundu, gdyż przez ostatni tydzień brak odzewu ze strony Marco burzył moją egzystencję.
-Lena, co się dzieje? - pomocnik Lecha patrzył na mnie z uwagą, jedynie na sekundę przenosząc wzrok na gadżet, który trzymałam w dłoniach. -Nie wmówisz mi, że sprawdzasz godzinę, bo co dziesięć sekund zbyt wiele się nie zmieni.
Wymusiłam przepraszający uśmiech i schowałam aparat do kieszeni szortów. Potrzebowałam teraz kolejnej, mocnej ściemy, której szukałam w suficie samolotu.
-Liczę na ważny telefon. - burknęłam w końcu.
-Od kogo?
-Od Lewego. Nie wiem, kiedy wyjechał i czy w ogóle żyje, od dwóch tygodni nie mam z nim żadnego kontaktu.
-Może pojedziesz do niego?
-Co? - potrząsnęłam głową, starając się, by zasłyszane słowa dotarły do mózgu, na co Štilić zareagował śmiechem. -Wysyłasz mnie do Niemiec?
-A dlaczego nie? Ufam Ci. Poza tym, muszę wrócić do Bośni po swoje rzeczy. Dopiero wtedy zacznę normalnie funkcjonować w Poznaniu. Nie będzie mnie trzy dni, więc co chcesz robić?
-No wiesz... Dzięki za pozwolenie. - odparowałam sarkastycznie, w głębi czując ogromną ulgę i coś na wzór młodzieńczej radości. Robert był jedną z przyczyn, dla której zamierzałam w najbliższym czasie odwiedzić naszych zachodnich sąsiadów, lecz nie spodziewałam się, że będę mogła to uczynić bez wcześniejszej kłótni z Semirem. Wyłożył mi bilet na tacy, więc musiałam go przyjąć i wykorzystać.
-Daj spokój. Ale pamiętaj...
-Jasne. - przerwałam mu, wiedząc, na jaki temat przygotował kazanie. -Żadnego Reusa.
-I to mi się podoba. - obdarzył mnie szerokim uśmiechem, po czym pocałował w czoło i przytulił do siebie.
-Cholera jasna, Lewandowski! - krzyknęłam, stając w progu apartamentu, do którego właśnie otworzył drzwi. -Mieszkasz tutaj dokładnie siedemnaście dni, trzynaście godzin, dziewiętnaście minut oraz dziesięć sekund i już wynająłeś takie mieszkanie?!
-Kupiłem, kochana siostrzyczko. - poprawił mnie, wyraźnie dumny ze swoich poczynań, po czym oprowadził po luksusowej posiadłości. Urządzone w nowoczesnym stylu pomieszczenia zachwycały elegancją i bogactwem znajdujących się w nich elementów, dopracowanych w najmniejszych szczegółach. Nie umiałam zdecydować, które jest najpiękniejsze: przestronny salon ze szklanymi ścianami i cudnym kominkiem, sypialnia w ciepłych kolorach i okazałym łożem małżeńskim czy też łazienka na piętrze, mieszcząca wannę z hydromasażem. Cały ten luksus przyprawiał o dreszcze.
-Nieźle sobie balujesz. - mruknęłam z przekąsem, na co Lewy po raz kolejny wyprężył się niczym najbardziej nadęty paw świata.
-Kto mi zabroni. - prychnął, spoglądając na zegarek zapięty na nadgarstku. -Mała, muszę się zbierać, za pół godziny mam trening. Czuj się jak w domu, zresztą, dobrze to wiesz.
-Trening..?
-No tak. Chcesz jechać ze mną? - z nadzieją, że się zgodzę, uniósł brwi.
-Zostanę. Może innym razem.
-Jeśli zdążysz zmienić zdanie, zabiorę Cię już jutro. Pa. - pocałował mnie w policzek i zniknął za drzwiami.
Jak powiedział, tak zrobiłam. Rozgościłam się w swoim tymczasowym pokoju, wyciągając z walizki najpotrzebniejsze rzeczy. Natknęłam się na bluzę Marco, będącą kolejnym powodem, dla którego tutaj jestem. Mam siedemdziesiąt dwie godziny, aby zwrócić mu jego własność, lecz na obecną chwilę spotkanie z nim budziło we mnie jedynie niepewność. Mogłabym oddać mu ją poprzez Lewego, lecz ten zabiłby jego i mnie, dowiedziawszy się o miłym geście jego kolegi z drużyny. Byłam jego młodszą siostrą i doskonale wiedziałam, że przesadnie się o mnie troszczy. Tą sprawę muszę załatwić sam na sam z Reusem.
Nie chcąc popaść w przygnębienie, lekkim krokiem powędrowałam do łazienki, by zanurzyć się w obiecująco wyglądającej wannie.
Siedziałam na miękkiej sofie, testując jakąś głupią gierkę zainstalowaną w notebook'u Roberta, gdy usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Właściciel lokalu lustrował mnie wzrokiem, wyrzucając ubrania ze swojej sportowej torby, nie spuszczał mnie z oczu nawet, kiedy przeszedł do kuchni, by wrócić stamtąd ze szklanką soku jabłkowego i kilkoma czekoladowymi batonikami w ręku. Zajął miejsce w fotelu obok, nie przerywając wykonywania irytującej czynności. Spodziewałam się, że wygłosi typową, ojcowską mowę dotyczącą użytkowania jego tabletu, lecz po kilku minutach ciszy zorientowałam się, że nawet nie zwrócił na to uwagi. Odłożyłam urządzenie na szklany stół i spojrzałam na znieruchomiałego braciszka.
-Marco o Ciebie pytał. - rzucił w końcu, przegryzając odpakowaną słodycz. Wbiło mnie w kanapę, lecz nie dałam po sobie poznać, jak bardzo zaszokował mnie swoim oświadczeniem. Obojętnie wzruszyłam ramionami.
-I co mu powiedziałeś?
-Że przyjedziesz jutro ze mną na stadion.
-Co?! Dlaczego?
-Bo chcę, żebyś poznała moją nową drużynę. Wiem, że nie przykładasz do tego wagi, ale bardzo mi na tym zależy. Kiedy przeniosłem się do Lecha, też poszłaś na pierwszy trening i musisz wiedzieć, że podniosło mnie to na duchu. Mam nadzieję, że tym razem także zrobisz wyjątek.
Patrzył na mnie maślanymi oczkami Roberta "Lewego" Lewandowskiego, a ja czułam, jak wzbiera we mnie litość. Westchnęłam ciężko, uderzając plecami o oparcie mebla, po czym założyłam ręce na piersi.
-Skoro nie dajesz mi wyboru...
-Dziękuję! - uradowany klasnął w dłonie i otworzył kolejnego batona, popijając go sokiem. -Ale to nie wszystko. Co z Reusem?
-Nie rozumiem.
-Czego od Ciebie chce?
-Nie mam pojęcia! Wygadałeś się, że Cię odwiedziłam, więc teraz truje Ci tyłek.
-Ale dlaczego akurat on? - piłkarz nie dawał za wygraną, na co znów uniosłam ramiona ku górze.
-Nie mnie powinieneś o to pytać.
-Nie udawaj, Lena, przecież widzę, że coś jest na rzeczy. Możesz mi o wszystkim powiedzieć, pamiętaj o tym.
-Skończ.
-Co jest między Wami?
-Nic, Robert! - podsumowałam zirytowana. -Jesteśmy dobrymi znajomymi i na tym kończy się moja odpowiedź na Twoje pytanie.
Poruszył znacząco brwiami, bym zrozumiała, że mi nie wierzy. Aktorsko wywróciłam oczami i nie chcąc mu pokazać, że trafił w czuły punkt, szybko ulotniłam się do swojego pokoju.
Nie odpuścił. Równo o 7:30 brutalnie zabrał mi kołdrę, twierdząc, że nie może się spóźnić, więc muszę już wstawać, aby zdążyć. Nie pomagały prośby, błagania, protesty. Wegetował na moim łóżku, dopóki nie podniosłam się do pozycji siedzącej i obrzuciwszy go wściekłym spojrzeniem, powędrowałam do łazienki.
Zająwszy jedno z miejsc na trybunie niecierpliwie wyczekiwałam pojawienia się chłopaków na murawie. Obserwowałam, jak kolejno wychodzą z tunelu łączącego boisko z drogą do szatni, czując coraz szybsze bicie serca. Lewy uśmiechnął się w moją stronę pokrzepiająco i pobiegł do Łukasza Piszczka, który dokuczał już Kubie Błaszczykowskiemu. Polskie trio w niemieckim klubie prezentowało się nadzwyczaj okazale, nawet w moich oczach - oczach niespełnionej wokalistki, która za nic w świecie nie planowała zainteresować się futbolem.
Wyszedł prawie na końcu, trącając swojego niższego przyjaciela w ramię. Oboje głośno zarechotali, czym ściągnęli na siebie surowy wzrok trenera, któremu po chwili również udzielił się dobry nastrój. Przywitał swoich zawodników i zarządził rozgrzewkowe okrążenia wokół boiska. Skuliłam się na swoim krzesełku, niestety, moja obecność nie uszła uwadze blond pomocnika. Nasze spojrzenia spotkały się po raz pierwszy od kilkunastu dni, lecz żadne z nas nie kryło ulgi tym spowodowanej. Cieszyłam się, że znowu widzę Reusa, a i on uśmiechał się do mnie w tym swoim oryginalnym, niepowtarzalnym stylu, który u większości nastolatek powodował palpitacje serca.
Zajęcia nie porwały mnie do tego stopnia, by śledzić ich przebieg, często zaglądałam więc w smartfon lub odruchowo ściskałam schowaną w torbie bluzę Marco. Nie byłam pewna, czy uda się zwrócić mu ją na stadionie, lecz na wszelki wypadek wzięłam ubranie ze sobą. Zdawałam sobie sprawę, że ciężko będzie znaleźć się sam na sam z jego właścicielem, ale musiałam spróbować. Niemiec osiągnął swój cel, sprowadził mnie do Dortmundu, zatem jeśli nie teraz, to kiedy?
Z zamyślenia wyrwał mnie ochrypnięty głos trenera Kloppa, który zakończył trening i pozwolił podopiecznym zejść do szatni. Siedziałam jeszcze moment na trybunie, nie wiedząc, dokąd pójść i ostatecznie postanowiłam poczekać na Lewego przy wyjściu dla piłkarzy. Kierowałam się już schodami na zewnątrz, gdy przysłał mi sms-a, w którym zapraszał na spotkanie śniadaniowe. Cholera. Chciałam tylko załatwić pilną sprawę, a przyjdzie mi zjeść posiłek z bandą rozgwiazdorzonych piłkarzy, co było ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam.
Przypuszczając, że nie mam wyjścia, dotarłam we wskazane przez Roberta miejsce, gdzie czekał już na mnie z Mario. Przywitaliśmy się i zabrali mnie do środka.
-Nie stresuj się. - pocieszał mnie Götze. -Nie będziesz jedyną kobietą w tym towarzystwie. Często jadamy tutaj po porannych treningach z partnerkami, bo w domu nie ma czasu na porządne, energetyczne żarełko.
-Ann też przyszła? - zapytałam pełna nadziei, lecz chłopak pokręcił przecząco głową.
-Wyjechała do rodziny, do Emmerich i wróci dopiero w niedzielę.
Tak więc ukochana Mario spędzała czas z najbliższymi, natomiast Anna Stachurska przebywała w Polsce na zajęciach karate. Zapowiada się cudowne przedpołudnie pod znakiem integracji z niemiecką elitą wyższą.
Społeczeństwo ściśle związane z Borussią Dortmund okazało się być naprawdę sympatyczną grupą. Dziewczyny zawodników przyjęły mnie jak swoją, pomimo iż byłam jedynie siostrą nowego gracza. Zdawały się stanowić osoby temperujące buzujący charakter swoich drugich połówek, dzięki czemu te walczyły z nieprzyjemnymi skutkami sławy i nie pozwoliły się jej omotać. Wywnioskowałam wówczas, że Ann-Kathrin spędza zdecydowanie zbyt mało czasu z Mario.
Wspólnie z Lewym, Łukaszem, Matsem oraz Cathy zanosiliśmy się śmiechem obserwując walkę, jaką przy szwedzkim bufecie o ostatnie sadzone jajko toczyli Kevin Großkreutz i Marcel Schmelzer. Przetarłam załzawione powieki i gdy je otworzyłam, ujrzałam skupione na sobie spojrzenie Reusa. Przyglądał mi się równie rozbawiony, co sprawiło, że poczułam się skrępowana i automatycznie zacisnęłam usta w cienką linię. Chciałam jak najszybciej opuścić pomieszczenie.
-Gdzie tutaj jest toaleta? - spytałam siedzącą obok Catherine. Po uzyskaniu pożądanej informacji wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi prowadzących na korytarz. Minutę później patrzyłam już na swe lustrzane odbicie, zastanawiając się, jak wybrnąć z zaistniałej sytuacji. Spędziłam miło czas w zabawnym towarzystwie, ale przerastała mnie obecność jednego z jego członków. Świdrujący wzrok blondyna sprawiał, że miałam ochotę uciec i zamknąć się w swoim pokoju, najlepiej tym poznańskim. Nie pojmowałam, co się ze mną dzieje i wątpiłam, że poznanie rozwiązania tej zagadki jest konieczne.
Przeczesałam włosy, poprawiłam makijaż i opuściłam pomieszczenie. Wykonałam zaledwie dwa kroki, gdy ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął do tyłu. Gdybym nie podejrzewała, kto mnie atakuje, może zaczęłabym krzyczeć, ale tutaj mógł to zrobić, jeden, jedyny człowiek, którym był właśnie on.
-Czego chcesz? - warknęłam z niezadowoleniem, wyrywając dłoń. Za wszelką cenę nie chciałam pozwolić prawdziwym uczuciom wypłynąć.
-Musimy porozmawiać, prawda?
-Prawda. Przywiozłam Ci coś. - rozpięłam torbę, z której wyjęłam szary materiał i podałam go mężczyźnie. Uśmiechnął się, lecz nie wyciągnął ręki, by oficjalnie odzyskać swoją własność.
-Jeszcze nie teraz. Myślałem, że wpadniesz do mnie do mieszkania.
-Chyba Cię pociąg przejechał. - prychnęłam, ponawiając próbę zwrotu bluzy. -Albo zabierzesz ją teraz albo widzisz ją po raz ostatni.
-Jakoś to przełknę.
-Twój wybór. - wrzuciłam przedmiot sporu z powrotem na jego miejsce i odwróciłam się, by odejść.
-Sądziłem, że Ty także zadręczasz się tym incydentem i jesteś tu po to, by go wytłumaczyć, w końcu nie raz do mnie wydzwaniałaś.
Zatrzymałam się ze stopą w powietrzu i spojrzałam na niego przez ramię. Stał w rękoma włożonymi w spodnie i tryumfująco poruszał brwiami.
-Dlaczego nie odbierałeś? - nadal zwrócona w kierunku jadalni słyszałam, że podchodzi bliżej.
-Chcesz o tym dyskutować w stadionowym holu? Nie całowałem się z Tobą, bo za dużo wypiłem ani dlatego, że miałem taki kaprys.
-Więc dlaczego?
-Przyjedź do mnie dziś wieczorem, to pogadamy. - poczułam, jak zakręca na palcach kosmyki moich włosów i przesuwa nimi po mojej szyi. -Odnoszę wrażenie, że zależy Ci na tych wiadomościach.
-Poproszę Roberta, żeby mnie podwiózł. - rzuciłam i wystrzeliłam do przodu, zostawiając zwycięskiego Reusa przy drzwiach toalety.
-Daj mi znać, jeśli będziesz chciała wracać. Zadzwoń, puść sygnał, napisz sms-a, cokolwiek. Jeżeli będzie chciał Cię zgwałcić, również. - brat dawał mi ostatnie przez opuszczeniem wnętrza jego auta wskazówki. Posłałam mu mordercze spojrzenie, na co parsknął śmiechem. -Po co właściwie tam idziesz?
-Sama nie wiem. - westchnęłam, opierając się o zagłówek. -Wymusił to na mnie, ale chcę spotkać się z nim na osobności.
-Lena, mogę Cię o coś spytać? Tylko obiecaj, że odpowiesz szczerze.
-Nic do niego nie czuję, zaufaj mi. Jesteśmy kolegami na granicy przyjaźni. Kocham Semira i to się nie zmieni.
Chyba.
-Niech Ci będzie, ale jak będziesz szukała pomocy, zawsze ją u mnie znajdziesz. W końcu powoli przygotowuję się do ślubu. - wyszczerzył się dumnie i położył dłoń na moim ramieniu. -No, leć już.
Przytuliłam go na pożegnanie, wyskoczyłam z czarnego Audi i skierowałam się w stronę ekskluzywnego wieżowca. Stojąc w windzie, a później idąc przez korytarz piętra, na którym mieszkał Niemiec, próbowałam opanować targające mną emocje i odgadnąć, co ma do powiedzenia. Rozumiałam, że ta wizyta może zakończyć się na różne sposoby, aczkolwiek byłam pewna, że Marco mnie nie skrzywdzi. Spokojna o swoje bezpieczeństwo, ale pełna obaw co do rozwoju wydarzeń, zapukałam do drzwi jego posiadłości. Otworzył je po paru sekundach, jakby czekał na moje przybycie i bez słowa wpuścił do środka.
Siedząc w salonie przyglądałam się, jak parzy kawę, jednocześnie ogarniając wzrokiem mieszkanie. Nie oszczędzał na jego umeblowaniu, ale zaplanował to nieco odmiennie niż Lewy. Bez problemu można było dostrzec wkład kobiecej ręki - faceci zazwyczaj nie mają głowy do dekoracji czy wyboru roślin. I wtedy po raz kolejny zaczęłam się zastanawiać, gdzie podziewa się dziewczyna Reusa i przede wszystkim dlaczego - będąc zakochanym - pozwolił mi zbliżyć się do siebie na Ibizie. Dlaczego w ogóle poleciał tam z kumplami? Jego zachowanie w kontekście trwania w związku traciło jakikolwiek sens, lecz właśnie po to się u niego pojawiłam - by w miarę jasno postawić sprawę.
-O czym myślisz? - Marco usiadł obok, stawiając przede mną filiżankę wypełnioną aromatycznym napojem, którego zapach docierał do moich nozdrzy. Uśmiechnęłam się, unosząc ku górze jedynie prawą połowę ust.
-O Tobie. O Twoim życiu, o Twoich uczuciach, o tym, czego dopuściliśmy się na wakacjach. Próbuję to pojąć, ale nie potrafię. Gdzie jest Twoja dziewczyna? - obdarowałam go śledczym spojrzeniem, na co roześmiał się krótko i cicho.
-Nie ma jej.
-Wie, że Cię odwiedziłam?
-Nie.
-Więc po co to robisz, Marco? Oboje oszukujemy siebie nawzajem i do tego własnych partnerów. Ten pocałunek...
-Miał być formą pomocy, zgadza się. - wszedł mi w zdanie. -Ale może dla mnie znaczył coś więcej? Ludzie okazują sobie uczucia między innymi całując się. Nie przyszło Ci to do głowy?
-Na pewno nie w tamtej chwili.
-Tylko, że to Ty się na mnie rzuciłaś.
-Nie odbieraj tego w ten sposób. Pogubiłam się, w przypływie emocji robi się różne głupie rzeczy.
-Nazywasz to 'przypływem emocji'? - prychnął, nieco rozżalony. -'Głupią rzeczą'?
-To nie tak... - podszedł do okna, wsunąwszy dłonie w tylne kieszenie spodni. Poderwałam się z miejsca i stanęłam zaraz za nim.
-A jak, Lena? Sam nie jestem już pewien, pod jakim kątem patrzeć na naszą znajomość. - odwrócił się do mnie przodem. -Staram się traktować Cię jak młodszą siostrę, która czasami potrzebuje wsparcia, bo zboczyła z głównej drogi i boi się, że wejdzie w ślepą uliczkę, ale nie mam pojęcia, jak długo to wytrzymam.
-Nie potrzebuję brata. Mam Lewego. Wprawdzie jest egoistycznym, irytującym piłkarzykiem z wysokim mniemaniem o sobie, ale to moja najbliższa rodzina i kocham go.
-A ja? - zapytał prosto z mostu. Wciąż zaglądając głęboko w jego oczy, dwa razy przemyślałam odpowiedź.
-Stanowisz szalenie ważną część mojego życia. - wydukałam tylko, co i tak wywołało uśmiech na jego pogodnej twarzy.
-Semir..?
-Znam go nie od dziś i jesteśmy razem nie od wczoraj.
-Ale..? - blondyn wyraźnie ciągnął mnie za język.
-Ostatnio przechodzimy ciężki czas. On się zmienił, częściej się złości, robi sceny zazdrości i nie ufa mi w każdej sytuacji, choć zawsze się tego wypiera. Kontroluje mnie, odkąd na jaw wyszła informacja o transferze Roberta.
-Nie chce Cię stracić.
-Awanturami mnie nie zatrzyma. Mówię Ci o tym wszystkim, bo wiem, że mnie rozumiesz. Jesteś inny niż wszystkie gwiazdki futbolu. Gdy Cię poznałam wtedy, przed lotniskiem, uważałam, że Twoim priorytetem jest sława i zdobywanie fanów, nieważne, jakim kosztem. Sądziłam, że żyjesz wykorzystywaniem zakochanych w Tobie dziewczyn, a woda sodowa już dawno uderzyła Ci do głowy. Teraz cieszę się, że byłam w błędzie.
-Osiągnięty sukces mnie nie zmienił. Po prostu chyba straciłem rozum dla pewnej młodej kobiety. - puścił do mnie oczko i wyszczerzył zęby w swoim firmowym uśmiechu. Nie zauważyłam, w którym momencie zniknęła przepaść między nami, gdyż obecnie dzieliło nas kilka centymetrów. Reus świdrującym wzrokiem przenikał do mojego mózgu, uderzając we wszystkie komórki ciała. Pragnęłam tej bliskości z całego serca, bo dzięki niej czułam się bezpieczna.
-Szczęściara z tej laski. - szepnęłam, by go nie przestraszyć. Roześmialiśmy się oboje.
-Mam wrażenie, że znasz ją tak dobrze, jak nikt inny w całej galaktyce.
-A chciałam Cię poprosić, abyś mi ją przedstawił...
-Mogę to zrobić. - odparł ze stoickim spokojem. Napotkawszy moje pytające spojrzenie, pochylił się i po raz kolejny złączył nasze usta w pocałunku. Jeszcze bardziej zachłannym i namiętnym, niż ten na jednej z plaż hiszpańskiej Ibizy. Oplotłam dłońmi jego kark, a on ułożył ręce na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie. Traciłam kontrolę, nie panowałam nad swoim zachowaniem. Chciałam, aby ta chwila trwała jak najdłużej, nawet całą noc. Nie zważałam na konsekwencje, jakie to może za sobą pociągnąć, przecież zawsze wygrywają porywy serca, a rozum dopiero później dochodzi do głosu.
Znów to Marco otrząsnął się jako pierwszy - odsunął się ode mnie i zrobił jeden krok w tył. Wpatrywałam się w niego zmieszana, przygryzając wargę.
-Kolejna głupia rzecz. - zakpił. -Nie powinniśmy. Masz chłopaka.
-A Ty dziewczynę.
Milczeliśmy przez kilkanaście uciążliwych sekund, po czym bez słowa zgarnęłam torebkę z kanapy i ruszyłam do wyjścia. Nacisnęłam już na klamkę, gdy chłopak niespodziewanie zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
-Jeszcze dwa pytania.
-Słucham.
-Nadal nic nie wyjaśniliśmy. Uświadom mnie chociaż, w jakim punkcie się znajduję.
-A to drugie?
Westchnął ciężko, doszedłszy do wniosku, że dzisiejszego wieczora nic ze mnie nie wyciągnie. Nonszalancko oparł się o ścianę i przeczesał włosy.
-Kiedy wrócisz?
-Po co? Oddałam Ci już bluzę i tym razem nie wciśniesz mi jej na nowo.
-W Gdańsku obiecałaś mi, że przemyślisz pewną sprawę. Chcę z Tobą porozmawiać, chcę Ci pomóc, Lena. Poza tym... Muszę sprawdzić bardzo ważną rzecz.
-Więc sprawdzaj, dopóki masz okazję.
-Nie zabrałaś ze sobą gitary. - palnął bez namysłu, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. -Nie pytaj. Po prostu spotkajmy się jeszcze, proszę. Oszaleję, jeśli mi czegoś nie udowodnisz.
Przesunął palcami wzdłuż mojego ramienia, w celu ujęcia na końcu dłoni, ale włożyłam ją w kieszeń spodni. Nie patrząc na niego, otworzyłam drzwi.
-Zadzwonię. Przysięgam.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kochani! Dziękuję!
Ostatni post zaliczył rekordową liczbę wyświetleń, dystansując czwarty rozdział o kilka dziesiątek. Mam tyle rozdziałów w zapasie, że mogę Wam podziękować, wstawiając dziewiąty już dziś. Jestem szczęśliwa, mając możliwość dzielenia się z Wami tym, co wyprodukowałam i rozpiera mnie duma, że zaakceptowaliście te amatorskie treści. Danke, meine Schatzis.❤
Jednocześnie naszła mnie ochota na mały eksperyment. Nie chciałam tego robić, ale podpatrzyłam coś takiego na kilku blogach i postanowiłam spróbować. Uwaga:
wrzucę kolejną część, gdy pod tą pojawi się 5 komentarzy. Co Wy na to? Jestem ciekawa, czy zbierze się tyle osób!
Pozdrawiam ciepło i do następnego!
Rozdział jest cudowny! :) i ten pocałunek *_* widać, że Lena czuje do Marco coś więcej, ale jest w ciężkiej sytuacji. Semir i te jego awantury. ;/ na jej miejscu zostawilabym go już dawno, ale wiem, że to.pierwsza poważna miłość Leny, co jeszcze bardziej komplikuje sprawę. No ale jestem ciekawa jak to rozwiążesz :) pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńAww ! Znów się całowali:D Baaardzo się z tego cieszę ;) I myslę , że związek Semira i Leny już długo nie potrwa , przynajmniej taką mam nadzieję ;* I już chyba wiem o co chodzi z tą gitarą :D Ale poczekam na następny, równie wspaniały jak ten rozdział :) !!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością ;D
Buziaczki, Karinka ;*
Coś mi się zdaje, że związek Leny i Semira długo nie potrwa. On w ogóle na nią nie zasługuje, oczywiście nie to co Marco bo on jest idealną dla niej partią :-D
OdpowiedzUsuńRozdział po prostu cudo!
Pozdrawiam i czekam na następny. <3
Jestem w stanie napisać Ci nawet 100 komentarzy, tylko niech następny post pojawi się jak najszybciej! :D Z każdym rozdziałem coraz bardziej wkrecam się w to opowiadanie, piszesz po prostu świetnie :D Buziak :*
OdpowiedzUsuńKolejny cudowny rozdział. Lena wydaje się być bardzo niezdecydowana i wodzi za nos biednego Marco. Trwa w tym dziwnym związku z Semirem albo z przyzwyczajenia albo z obawy przed utratą czegoś, w co się mocno zaangażowała i budowała przez kilkanaście miesięcy. Ale myślę, że to już długo nie potrwa. Przewiduję 2 opcje: Semir dowie się o spotkaniach Leny z Marco i zrobi jej taką awanturę, że Lena nie wytrzyma i w końcu z nim zerwie. Druga opcja jest taka, że Semir zdradzi Lenę, a ona dowie się o tej zdradzie. Pozdrawiam cieplutko:* Marta
OdpowiedzUsuńRozdział jest wspaniały! Uwielbiam czytać każdy twój rozdział, mogłabym czytać to opowiadanie bez końca, bo jest cudowne.:) Czekam z niecierpliwością na kolejna część. Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńOhh dwa rozdziały nadrobiłam! To teraz popiszę :D
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ucieszył pocałunek Marco i Leny na Ibizie :D A zachowanie Semira na dyskotece i to jak okazywał wszystkim, że Lena jest tylko jego troszeczkę mnie zniesmaczyło... Oraz to jak ją zmusza do czegoś na co ona nie jest gotowa też jest na wielki minus... W związku chyba nie tylko chodzi o seks prawda? Czy ja coś pominęłam i się mylę?
Szkoda, że Lena dalej tkwi w tym związku z Semirem... On ją niszczy... Mam nadzieję, że jak najszybciej się z niego wyrwie. I mam nadzieję, że wtedy nie będzie na nic za późno...
Ohh łaskawy Semir zgodził się na odwiedziny Leny w Dortmundzie... Jaki on kochany... Oczywiście pod warunkiem nie spotkania się z Marco co jest oczywiście nierealne (no chyba, że Lena byłaby cały pobyt zamknięta w ciemnym pokoju w domu Roberta...)
Ahh i znowu mnie ucieszył pocałunek tej dwójki :D Czy Marco nie może powiedzieć Lenie, że nie ma dziewczyny? Może to by jej pomogło w podjęciu odpowiedniej decyzji? Ehh sama już nie wiem :) Wszystko zależy od Ciebie :P
Rozdział super! :)
Czekam na kolejny :)
Pozdrawiam :)
Hmm.. pierwszy raz nie mam weny na komentarz ;/ ALEE !! Rozdział świetny, mam nadzieję, że będzie jeszcze pikantniej między Marco i Leną ;)) Semir ma cały czas taką samą opinię u mnie i raczej ona się nie zmieni. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)))) Pozdrawiam ;) - Karu ;d
OdpowiedzUsuń