29 stycznia 2015

12. See how much you lose!

   Decyzje podjęte spontanicznie wcale nie są najlepsze. Być może na początku, przez pewien, krótki okres czynią Cię najszczęśliwszym człowiekiem stąpającym po ziemi, lecz ten stan błogiego upojenia szybko przemija. Zaczynasz zauważać, jakie szkody wyrządził i jak bezlitośnie zniszczył to, na co długo pracowałeś. Nie jest wart utraty wszystkich osiągnięć, o które walczyłeś. Nie jest wart odejścia najważniejszych dla Ciebie osób, bo kiedy nagle znikają, czujesz, że zabrały część Ciebie.
   Mój powrót do Poznania zbiegł się w czasie z wylotem Lecha na przedsezonowe zgrupowanie do Turcji. Wisienką na torcie wszystkich nieszczęść, jakie mnie ostatnio spotkały, stało się spotkanie z Semirem przy drzwiach toalety na Ławicy. Nie musiał nic mówić - zaskoczenie spowodowane moją obecnością w tym miejscu, z walizką i ze łzami w oczach wręcz malowało się na jego twarzy. Chciał zapytać, wykonać jakiś gest, lecz pogładziłam go tylko po ramieniu i uciekłam w kierunku wyjścia, zostawiając Bośniaka w towarzystwie wszechogarniającego zdezorientowania. Wtedy po raz pierwszy powiedziałam sobie, głośno i wyraźnie, że tracę swoją pierwszą, poważną miłość i sama jestem tego przyczyną. Co gorsza, świadomość ta wcale mi nie pomogła, a wpędziła w jeszcze większe załamanie i przygnębienie. Błądziłam w mieście tych dwóch emocji nie wiedząc, jak dotrzeć na obrzeża, by móc się uwolnić. Jedynym wyjściem było podjęcie działań i to musiałam uczynić już niedługo.


   Kolejny tydzień spędziłam w łóżku, w mieszkaniu moich rodziców. Nie korzystałam z internetu, nie zaglądałam do komórki, nie wychodziłam ze znajomymi. Wczesne poranki spędzałam na joggingu wokół poznańskiego Grunwaldu, wieczorami przechadzałam się po Starym Browarze* lub męczyłam swoje ukochane instrumenty. Z mamą i ojcem zjadałam wspólne posiłki, w trakcie których uciekałam od tematu swojego zachowania i samopoczucia. Niejednokrotnie ciągnęli mnie za język, a ja zawsze wykręcałam się problemami sercowymi, w które nigdy nie ingerowali, czego bardzo żałowałam, bo czułam, że pozostawiają mnie samą pod wysokim murem, którego nie potrafię przejść ani zburzyć. Powinnam być przyzwyczajona, że rzadko mnie wspierają, nawet, gdy moi bliscy odwracają głowy, ale często nie mogłam pogodzić się z tym, że muszę być niezależna. Pomimo to, odmówiłam, gdy ojciec planował odwołanie zlecenia zaprojektowania domu pod Wiedniem dla austriackiego biznesmena. Uznałam, że wypadłam przekonująco, zapewniając, iż dam radę i nie targnę się na swoje życie, bo po tygodniu wraz z mamą wyjechali do stolicy tego niemieckojęzycznego kraju, podczas gdy ja pozwoliłam sobie na wypłakiwanie kolejnych godzin w poduszkę.
   Każdego dnia nieustannie kontaktu ze mną szukały cztery osoby. Pierwszą był Semir, którego nie powinnam wystawiać, ale nadal nie czułam się na siłach, by wytłumaczyć mu swoje dziwne postępowanie, którego z pewnością nie rozumiał. Kolejna to Robert, lecz uparcie trwałam w postanowieniu, olewając jego próby porozumienia się i Marco, odrzucony przeze mnie znienacka, do czego zmusiłam się z duszą na ramieniu. Na końcu została Kaja. Nie rozmawiałyśmy od kilku tygodni, dlatego po jej namowach zaprosiłam dziewczynę w piątkowy wieczór, na dwa dni przed przylotem Kolejorza z obozu przygotowawczego. Być może potrzebowałam tego spotkania, o czym nie miałam bladego pojęcia.
   O umówionej godzinie przyjaciółka stanęła w progu z butelką czerwonego wina, jakby czytała w moich myślach i odgadła, czego mi brakuje. Nie zamierzałam się upić, ale konkretna dawka alkoholu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
   -Nie wyglądasz najlepiej. - oświadczyła, tradycyjnie nie owijając w bawełnę. Patrzyła na mnie znad kieliszka o wysokiej nóżce.
   -Nie mam powodu, by prezentować się nienagannie.
   -Wiedziałam! Lena ochoczo degustująca trunki to Lena mająca problemy i dylematy. - zaświergotała wesoło. -Jak mogę Ci pomóc?
   -Nic nie zrobisz.
   -Z każdej sytuacji jest wyjście. A przynajmniej trzeba się starać je znaleźć, prawda?
   -Kaja, proszę Cię. - westchnęłam. -Niektóre sprawy wymagają przemyślenia.
   -Jakie?
   -Choćby mój związek z Semirem. Postawił mi ultimatum: będziemy razem, jeśli odpuszczę sobie wizyty w Dortmundzie.
   -Kochasz go, więc ratuj to uczucie, w przeciwnym razie wszystko spieprzysz.
   -Mówisz jak Marco. - marudziłam, przewracając oczami. Obdarzyła mnie pytającym spojrzeniem, dając jednocześnie do zrozumienia, że czeka na wyjaśnienia. -Byłam u niego niedawno.
   -I co? To on sprawił, że zamieniasz się w potwora z Loch Ness? - zaśmiała się delikatnie, na co jedynie pokręciłam głową.
   -To nie jego wina. Sama do tego doprowadziłam.
   -Okej. - dziewczyna odstawiła swoje naczynie na stół i przekręciła się, uderzywszy plecami o bok sofy. -Opowiadaj, co się stało.
   Wahałam się przez parę chwil, lecz w rzeczywistości była jedyną osobą poza Stachurską, której mogłam przyznać się do grzechu, mając pewność, że pozostanie to między nami. Zważając na fakt, iż Ania przebywa obecnie w towarzystwie swego narzeczonego, zdecydowałam się przedstawić Kai całą prawdę. Z każdym wypowiedzianym zdaniem obserwowałam, jak jej usta otwierają się coraz szerzej, by na końcu zastygła w bezruchu i po paru sekundach pokręciła energicznie głową, upewniając się, że nie zasnęła, a to, co właśnie usłyszała, nie jest idiotycznym żartem. Przyglądając mi się wyglądała tak zabawnie, że nie potrafiłam powstrzymać chichotu.
   -Nie wierzę, że to zrobiłaś! To niemożliwe! - powtarzała jak w transie, przeczesując palcami włosy.
   -Chcesz potwierdzenia? - nie czekając na jej reakcję, uniosłam delikatnie koszulkę i pokazałam ślady po silnych dłoniach Reusa, które były skłonne połamać mi kości biodrowe. Po dwóch tygodniach od ich pojawienia się, po mojej "pamiątce" zostały jedynie niewielkie, żółtawe siniaki, zanikające systematycznie, pozwalając mojemu ciału wrócić do formy. -A wiesz, co jest najlepsze? - ciągnęłam. -Nie żałuję, że to się stało. Wiem już, że nie powinniśmy zbliżyć się do siebie w ten sposób, wiem, że namieszałam, ale cieszę się, że mój pierwszy raz przeżyłam akurat z nim. Był zupełnym przeciwieństwem Semira, nie zmuszał mnie do seksu i zadbał, żeby nic mi się nie stało.
   -Chyba nie do końca. - skinęła na moje biodra, na co uśmiechnęłam się tylko i machnęłam ręką.
   -Chciałam tego, rozumiesz? Dwa razy pytał, czy jestem pewna, wyrzucał sobie, że na tyle mi pozwolił, że sprawiał mi ból, lecz wcale tak nie było. Myślał o mnie, to ja nie potrafiłam się kontrolować, a on nawet nie zwrócił na to uwagi... Właśnie tak miało to wyglądać. Szkoda, że Robert nie może tego przełknąć...
   -Ale on nie wie, tak?
   -Gdyby nie Mario, oboje by się z Reusem pozabijali. Nie mam zamiaru nawet mu o tym wspominać, choć i tak jest przekonany, że kłamałam.
   -No a Semir? Jak chcesz teraz postąpić?
   -Nie wiem, Kaja. Wymaga ode mnie szczerości, więc powinnam przyznać się do błędu... Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że zostawi mnie, jeśli powiem mu prosto w oczy choćby to, że widziałam się z Marco. Ostatnio wszystko nam się sypie, ciągle się kłócimy i w ogóle nie rozmawiamy... Dodatkowym dylematem jest fakt, że nie mam już pojęcia, co do kogo czuję, nie potrafię funkcjonować bez jednego z nich. Nie wymyśliłam jeszcze dobrego rozwiązania.
   Pomimo jakiejś tam części promila alkoholu we krwi, wreszcie zaczynałam logicznie myśleć. Próbowałam sobie pomóc, na chwilę zapomnieć o problemach, lecz tylko nieudolnie je pomnożyłam. Pozbyłam się przyjaciela, brat mnie znienawidził, a pozostali bliscy nie rozumieją, co się dzieje. W jednej chwili utonęłam w jeziorze pomyłek, zagubiłam się w dżungli własnej bezradności.
   -Wiesz, mam pewien świetny sposób, który zawsze łagodzi każdy ból. - przyjaciółka położyła rękę na moim ramieniu i tajemniczo uniosła brwi. Zrezygnowana przystałam na jej propozycję, na co zapiszczała głośno i bez wahania pociągnęła mnie do garderoby w moim pokoju.


   -Możesz mi wyjaśnić, jak Ty to robisz? - krzyknęłam do towarzyszki, mając nadzieję, że usłyszy moje słowa wśród ogłuszającej klubowej muzyki. Bezprecedensowo namówiła mnie na spędzenie piątkowego wieczoru na jej ulubiony sposób - imprezując i popijając lekkie drinki.
   -Musisz się jeszcze wiele nauczyć! - roześmiała się. -To najlepsza droga do poprawienia sobie humoru. Gdybyś nie miała faceta, mogłabyś pójść na całość. Zobacz, jak wiele tracisz!
   Rzeczywiście, szalejąc na parkiecie potrafiła zwrócić na siebie uwagę wielu bawiących się mężczyzn, z chęcią oddających jej przynajmniej jeden zmysłowy taniec. Potrafiła wcielić się w mistrzynię podrywu i chcąc mi to udowodnić, przyprowadzała do stolika każdego, nowo poznanego imprezowicza. Trzymałam się z boku wszystkich tych wydarzeń, lecz nie odmawiałam wymiany paru przyjaznych zdań z chwilowymi partnerami Kai ani wypicia paru łyków alkoholu.
   Siedziałam na swoim miejscu, z przygnębieniem przeglądając ostatnie sms-y wysłane do Marco, kiedy brunetka w podskokach znów powróciła do boksu. Podniosłam głowę i ze zdumieniem odkryłam, iż towarzystwa dotrzymuje jej tym razem dwóch przystojniaków, z czego jeden odważnie przysiadł się do mnie, stawiając na szklanym blacie swój trunek. Nie był pijany, ale procentowy napój wyraźnie mieszał mu w głowie.
   -Adrian. - wyciągnął w moją stronę rękę, którą uścisnęłam. -A to mój kumpel, Mateusz. - przywitałam się z młodzieńcem obejmującym moją przyjaciółkę, a ta porozumiewawczo puściła do nas oczko.
   -Lena. Miło Was poznać.
   -Zaraz... Ja Cię skądś kojarzę! - krótko ścięty ciemny blondyn obserwował mnie badawczo, aż zawstydzona opuściłam wzrok. -Śpiewałaś na Euro, zgadza się? Dziewczyna Štilicia i siostra Lewandowskiego!
   -Masz rację. - przyznałam nieśmiało. Chłopak od razu pochylił się nad stołem do kolegi, by oświadczyć mu, z kim rozmawia.
   -Co za spotkanie! - przeżywali oboje. W czwórkę przez krótki moment debatowaliśmy o transferze Bobka do Borussii, po czym Kaja pobiegła ze swoim znajomym na parkiet, zostawiając mnie z Adrianem.
   Kątem oka zerkałam na niego, gdy sączył piwo z kufla i oceniłam, iż naprawdę dobrze wygląda. Wysoki, umięśniony, z dużymi, brązowymi oczami i szerokim uśmiechem. Sposób bycia i ubiór wskazywał na fakt, iż należy do wyższej elity miejskiej. Naiwnie wierzyłam, że nie uwikłałam się właśnie w znajomość z kolejnym, młodym piłkarzykiem, a jego rodzice, tak jak moi, prowadzą własną firmę, zupełnie niezwiązaną z futbolem.
   -Ja też mam wiele wspólnego z piłką nożną. - rzucił, spoglądając na mnie, a ja roześmiałam się cicho, co nie uszło jego uwadze.
   -Wybacz. - przeprosiłam z ręką przy ustach. -Nie odbierz tego źle, ale ja nie lubię tego sportu! Kompletnie się na nim nie znam i nie chodzę na mecze.
   -Widziałem Cię kilka razy na stadionie, mój tata też.
   -Tak, kiedy Semir do spółki z Lewym zaciągnęli mnie tam siłą.
   -Dziwne. - podsumował rozbawiony. -Obracasz się w tak piłkarskim towarzystwie, jednocześnie nie uczestnicząc w jego życiu.
   -To prawda, jednak we wszystkich bankietach biorę udział ze względu na Semira, by nie musiał szukać partnerki.
   Oboje znów parsknęliśmy śmiechem. Pomimo rozbieżności zainteresowań, potrafiliśmy sklecić ciekawą rozmowę. Adrian opowiadał nie tylko o swojej boiskowej przygodzie, ale i o częstych wyjazdach do Niemiec, kontaktach ze znajomymi czy planach na przyszłość. W rewanżu uchyliłam rąbka tajemnicy odnośnie swojej relacji z Semirem oraz częstym w ostatnich tygodniach odwiedzaniu Dortmundu. Zupełnie spontanicznie przyznałam się również do szeroko pojmowanej przyjaźni z poszczególnymi zawodnikami miejscowego klubu.
   -Zakolegowałaś się z Reusem? - nie dowierzał chłopak. -Wow!
   "Nawet nie wiesz, w jakim stopniu", pomyślałam uszczypliwie, kiwając głową na znak potwierdzenia.
   -A współautorka piosenki na Euro to moja znajoma z gimnazjum i jednocześnie dziewczyna Götze. Żałuj, że nie widziałeś mojej miny, gdy spotkałyśmy się po tylu latach!
   Przez następne pół godziny obgadywaliśmy zakończone Mistrzostwa Europy i słynny duet Borussii. W zasadzie niewiele mówiłam, bo Adrian prowadził monolog na temat utalentowanej dwójki, a ja jedynie uważnie go słuchałam, wplatając czasem krótkie zdanie. Nasi wspólni już teraz znajomi dostarczyli nam pod nos kolejną porcje alkoholu, co stanowiło dla nich jedyną przerwę w imprezowaniu, jednak zauważywszy w końcu, że zasiedzieliśmy się w boksie, zajęli swoje miejsca na dłuższy moment, wpatrując się w nas wyczekująco.
   -Co? - blondyn rozłożył bezradnie ręce. -Nogi odmawiają Wam posłuszeństwa i przyszliście założyć protezy?
   -Przyszliśmy po Was. Ślęczycie tutaj jak para staruszków w zaciszu podupadającej knajpki. - Mateusz obrzucił nas obrażonym spojrzeniem. -Ludzie, jest piątkowa noc, a zabawa trwa w najlepsze! Za chwilę wyrzucimy Was za brak jakiejkolwiek młodzieńczej aktywności.
   -W sumie... - mój rozmówca próbował zadać mi pytanie wzrokiem, co oczywiście zrozumiałam. Bo o co można pytać dziewczynę przy stoliku w klubie? -Możemy iść zatańczyć, no nie?
   -Jasne. - puściłam do niego oczko, po czym wstał i przepuścił mnie po dżentelmeńsku, bym mogła wyjść jako pierwsza.
   Nie dałam poznać, że zakręciło mi się w głowie, za to obiecałam sobie, że dzisiejszej doby nie wypiję już żadnego procentowego napoju. Odkąd przegięłam na własnej osiemnastce, byłam sceptycznie nastawiona do wszelkiego rodzaju trunków. Trzymałam określony poziom, niezależnie od stopnia przygnębienia, na jakim się znajdowałam.
   Nowo poznany przystojniak okazał się świetnym tancerzem. Miał doskonałe poczucie rytmu i potrafił umiejętnie prowadzić swoją towarzyszkę, nie miażdżąc jej stóp. Kurczowo trzymałam się jego ramion, kiedy obejmował mnie w pasie, nasze ciała nie odrywały się od siebie, ale przecież to tylko impreza, a we krwi spokojnie krążył sobie alkohol. I przede wszystkim, nie robiliśmy nic złego.
   Kaja i Mateusz zniknęli mi z pola widzenia, lecz znałam przyjaciółkę i wiedziałam, na ile pozwala chłopakom. Adrian, wykorzystując sekundę mojej nieuwagi, obrócił mnie o 180 stopni tak, że przylegałam do niego tyłem. Kołysaliśmy się do melodii, nadal zachowując odpowiedni dystans. Objął mnie w pasie i wtedy podjęłam decyzję o powrocie do poprzedniej pozycji. Stałam przodem do blondyna, a ten wpatrywał się w moje oczy. Nie zdążyłam zareagować, gdy przesunął dłonią po moim policzku i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Odwzajemniałam go przez dłuższą chwilę, nie wiedząc, dlaczego. Nie myślałam o tym, co robię, dopóki nie uratowała mnie czerwona lampka, która wyhamowała kolejną spontaniczną decyzję. Odsunęłam się od młodego piłkarza ku jego zaskoczeniu.
   -Przepraszam. - wypaliłam tępo i odwróciwszy się na pięcie, błyskawicznie wróciłam do stolika. W pośpiechu zebrałam swoje rzeczy i opuściłam klub, nie przejmując się pozostawieniem Kai. Jest dorosła, zazwyczaj podbija parkiety sama, więc będzie wiedziała, co robić. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.
   Parę minut oczekiwania na taksówkę ciągnęło się dla mnie w nieskończoność. Chodziłam ulicami Starego Rynku w tą i z powrotem, wdychając ciepłe, letnie powietrze, jakie serwował Poznaniowi początek sierpnia, zastanawiając się nad desperackimi krokami, które stawiam. Stąpam po niebezpiecznym gruncie, po delikatnym lodzie, który coraz szybciej się topi i wpędza mnie w otchłań powstającej cieszy. Dlaczego nie mogę pozostać na jakiejś samotnie dryfującej krze? Dlaczego moje drogi są przerażająco wąskie, a na skrzyżowaniu nigdy nie wybieram tej właściwej?
   "Nie z każdego bagna da się wyjść, ale trzeba przynajmniej spróbować". Miałeś rację, Marco. Miałeś cholerną rację.


*Stary Browar - galeria handlowa w centrum Poznania.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Wrzucam dziś. Po prostu chciałam pozbyć się tego rozdziału :)
Jutro wraca Bundesliga i jestem z tego powodu piekieknie szczęśliwa. Sobota bez meczu to nie sobota.
Następny dodam we wtorek i z racji tego, że od tego dnia będę już po sesji, postaram się dodawać rozdziały nieco częściej (trzy tygodnie ferii zobligują mnie nie tylko do nauki :)).
Schwarzgelbe Grüße ❤

7 komentarzy:

  1. Mówiłaś Ci kiedyś, że ten blog jest niesamowity?
    Na prawdę coraz bardziej utwierdzasz mnie w przekonaniu, że to opowiadanie jest jednym z moich ulubionych!
    Z każdym kolejnym rozdziałem chcę więcej i jak zwykle kończy się w takim jak bardzo "odpowiednim" momencie, no ale rozumiem Cię, bo czasami taka nutka tajemniczości jest potrzebna.
    W każdym bądź razie świetnie czytało mi się ten rozdział. Impreza, na którą poszła Lena... hm... wiedziałam, że coś się na nie stanie.. Kurczę, strasznie jej współczuję, bo jest w trudnej sytuacji, ale moim zdaniem powinna porozmawiać z Reusem, albo Semirem.
    O tak! Bundesliga wraca, mój ukochany serial też, także ja jestem spełniona :)
    Co do jutrzejszego meczu to z przykrością muszę powedzieć, że nie obejrzę go, bo nie będzie mnie w domu, aleee i tak będę trzymac kciuki za BVB! ;)
    Także do zobaczenia kochana przy kolejnym rozdziale!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Właśnie teraz patrzę na terminarz i nie mam pojęcia co mi się ubzdurało, że Borussia gra jutro :O
      Hahaha, czyli jednak mecz zaliczę XD

      Usuń
    2. Następny zakończę w jeszcze bardziej napiętym momencie, obecnie buduję ciszę przed burzą, bo... I tak już za dużo powiedziałam :p
      Sobota jest zarezerwowana dla mistrzów, plebsy grają w piątek wieczorem :) Moje szanse na obejrzenie meczu niestety zmalały, bo mam mnóstwo nauki, ale może znajdę jakieś rozwiązanie...
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Super rozdział :)))) Jest mi szkoda Leny, ale ja tam na jej miejscu odezwałabym się do Marco i więcej uwagi przywiązała do niego ;)) Stilic nadal ma u mnie takie samo zdanie :pppp No co mogę jeszcze dodać.. rozdział świetny, piszesz świetnie, nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału .. - tradycja :D :D Życzę powodzenia w egzaminach i dużo weny :D Ja w chwili obecnej żyję stwierdzeniem "byle do ferii" :PP Które mam dopiero 16 lutego >.< Ale trza dać radę ;D Jutro mecz obowiązkowo!! :D A bayern przegrał :D
    Do następnego rozdziału :))) Pozdrawiam ;* - Karu ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. http://onjestmojprzykromi.blogspot.com/ rozdział pierwszy <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Lena się w tym wszystkim trochę pogubiła, a ten niespodziewany incydent w klubie zamieszał jej jeszcze bardziej. Jednak wydaje mi się, że bardziej ciągnie ją w stronę Marco niż Semira. Tyle tylko że boi się wszystkich konsekwencji. Robert i tak już z Reusem ma na pieńku, a kto wie czy jej decyzja jeszcze bardziej by nie pogorszyła między nimi relacji... Jednak nie powinna odwlekać dłużej podjęcia decyzji, bo nie pomaga ani sobie, ani innym...

    Rozdział super :)
    Czekam na kolejny :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się ogromnie, że Lena swój pierwszy raz przeżyła z Marco. To było słodkie jak bardzo się tym przejął, że narobił Jej te siniaki. Tym zachowaniem jak broniła Go przed Anką tylko udowadnia mi, że naprawdę obdarzyła Go uczuciem i prędzej czy później będą razem. No ileż można wypierać to uczucie? Semira nie lubię od samego początku i to się nigdy nie zmieni choćby nie wiadomo jak się starał.
    Czekam na nn!
    Buziaki:*

    OdpowiedzUsuń