Postawienie stopy na nieznanym dotąd terenie obcego państwa to odważne, ale i ekscytujące posunięcie. Wszyscy wokół używają zupełnie innego języka, a Ty, wśród natłoku myśli, jak nawiązać z nimi kontakt, kroczysz dumnie ulicami stolicy, rozglądając się na boki i w przypływie emocji wykrzykując kilka zdań w ojczystej mowie. Spowodowawszy zwrócenie na siebie uwagi ciekawskich, przystajesz i pozujesz do kilku zdjęć, wymieniasz jedno, maksymalnie dwa ciepłe zdania i ruszasz dalej.
W takiej właśnie sytuacji znajdowała się obecnie Ann-Kathrin Brömmel. Drugi dzień po przylocie do Warszawy z Gdańska spędziłyśmy w centrum miasta, popijając kawę i buszując w Złotych Tarasach. Znałam je tak dobrze, jak żadne inne na świecie, tu się urodziłam, wychowałam i stąd pochodzę. Obserwując, jak tętni życiem na kilka dni przed rozpoczęciem piłkarskiego święta, jaki zachwyt budzi w obcokrajowcach polska gościnność, jak komfortowo czują się tutaj nasi goście, zalewałam się falą wszechogarniającej dumy. Dorzucając do tego nadchodzący występ, śmiało mogłam przyznać, że przeżywam właśnie najpiękniejszy okres swojej dwudziestoletniej egzystencji, aczkolwiek nie wpłynęło to na zmianę mojego nastawienia odnośnie futbolu. Poza obowiązkowym, pierwszym meczem pomiędzy Polską a Grecją, nie planowałam obejrzeć choćby czterdziestu pięciu minut więcej.
-Ogromnie się cieszę, że jesteś tutaj ze mną. - Ann przytuliła się do mnie, gdy wieczorem oglądałyśmy wiadomości sportowe. -Sama nie dałabym sobie rady, zginęłabym tutaj.
-Żaden problem. Hej, Mario został nad morzem. - dodałam rozbawiona, gdy Niemka oparła głowę na moim ramieniu.
-Dlatego szukam godnego zastępstwa. - odgryzła się ze śmiechem. -A co u Ciebie i Semira? - Omal nie wypuściłam z rąk szklanki wypełnionej sokiem jabłkowym. -Nadal nie rozmawialiście?
-Nie mieliśmy okazji. W wolnej chwili polecę do Wrocławia, żeby spotkać się z nim i ogarnąć tą chorą sytuację.
Polacy w Warszawie, Niemcy w Gdańsku, a Bośniacy we Wrocławiu. Tak prezentowało się rozmieszczenie reprezentacji, z którymi widzenia z pewnością nie uniknę w przeciągu następnego miesiąca. Po części byłam już przygotowana na długie godziny w samolocie, co jednocześnie stanowiłoby wymówkę w przypadku otrzymania zaproszenia na któreś ze spotkań.
-Ciężko Ci, prawda?
-Nie potrzebuję litości, Ann. - wyłączyłam odbiornik telewizyjny. -Na razie nie mam nic więcej do powiedzenia, więc nie mówmy o tym, proszę.
-Jak uważasz, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Dziękuję. - obdarzyłam ją ciepłym uśmiechem w ramach wdzięczności. -Pójdę wziąć kąpiel i położę się do łóżka. Od jutra czeka nas mnóstwo pracy.
Zostały dwie doby. Poranki i późne popołudnia spędzałyśmy na Narodowym trenując układ taneczny i dopracowując barwę głosu. Nasza przerwa obiadowa trwała dwie i pół godziny, a po powrocie padałyśmy zmęczone na łóżka. Popularność dużo kosztowała i jeszcze więcej wymagała.
W dniu ostatecznym próba generalna odbyła się o dziesiątej. W południe wyszłyśmy ze stadionu na skromny obiad, po którym zamknęłyśmy się w hotelowym apartamencie, by choć trochę się odprężyć. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, krążyłam od aneksu kuchennego do balkonu, poprzez salon w kierunku toalety, sporadycznie spoglądając w zawieszone w przedpokoju lustro. Wyszłam w końcu na taras i oparta o barierkę obserwowałam poruszające się na warszawskich chodnikach, kilka pięter niżej, ludzkie sylwetki. Klimat Mistrzostw Europy zawładnął już całym miastem, ba, cała Polska nie żyła niczym innym.
-Nie denerwuj się. - Ann poklepała mnie po ramieniu. -To wygląda jak piękny, niekończący się sen. Dla niego mogłabym spać cały rok.
Pokiwałam twierdząco głową i zamknęłam na moment oczy. Spontaniczny dźwięk kibicowskiej trący i dochodzące z dołu okrzyki wyzwoliły we mnie pozytywne myślenie i pozwoliły wierzyć, że nie dam plamy.
Dwie godziny, które od 15:30 upłynęły na dopasowywaniu fryzury i make-up'u oraz przymierzaniu strojów zniknęły niczym moje obawy, które ustąpiły miejsca narastającemu podnieceniu. Za pięć minut nadejdzie chwila, na której przybycie czekałam od dziecka. Złapałam towarzyszkę z duetu za rękę i wspólnie relaksowałyśmy się przed wielkim wejściem.
Wypełniony po brzegi, głośny stadion, porażał swoim naturalnym pięknem. Polskie barwy stanowiły zdecydowaną większość, Grecy zajmowali jedynie kilka sektorów za jedną z bramek. Z uśmiechem na ustach przywitałyśmy kibiców, a później wszystko potoczyło się w oka mgnieniu. Wyśpiewany przez trybuny refren, prawie cztery minuty świetnej zabawy i głośne skandowanie "Polska, Polska". Wśród ogłuszających braw odwróciłam się w kierunku Ann i przybiłyśmy sobie zasłużoną "piątkę', po czym machając do kibiców, w podskokach opuściłyśmy scenę.
Jedyne, co porwało mnie podczas tej batalii, to nieustający doping fanów, którzy byli dzisiejszego dnia niezawodni. Cieszyłam się wraz z nimi, gdy Kuba Błaszczykowski swoją bramką wyprowadził nas na prowadzenie, ciskałam obelgami, kiedy sędzia pokazał Wojtkowi Szczęsnemu czerwoną kartkę i znów szalałam z radości, gdy ledwo rozgrzany Przemek Tytoń wybronił podyktowany rzut karny. Spotkanie otwierające Euro przyniosło wiele emocji, lecz zakończyło się remisem, bo Grecy idealnie wykorzystali słabość naszej obrony.
Po meczu ucięłam sobie krótka pogawędkę z Bobkiem i rodzicami, którzy specjalnie na tę okazję przyjechali do Warszawy, rezygnując z podróży do Dublina. Obiecałam, że od teraz będę dzwonić znacznie częściej i szybko dołączyłam do Ann-Kathrin, rozmawiającej przez telefon z jednym ze swoich braci. Wsiadłyśmy do taksówki i pojechałyśmy na miejsce zakwaterowania. Dziewczyna od razu włączyła laptopa i po zalogowaniu się na Skype nacisnęła zieloną słuchawkę obok zdjęcia Mario. Nieśmiało usiadłam obok niej.
-No hej, sexy ladies! - wrzasnął do ekranu Götze, po czym zanucił napisany przez nas hymn, próbując naśladować sceniczne ruchy, które wykorzystałyśmy kilka godzin temu. Zanosiłyśmy się śmiechem jeszcze długo po tym, jak zakończył swoją parodię. -Wybaczcie, powtórzę się, ale tylko to zwróciło moją uwagę dzisiejszego wieczora. Pewnie nie tylko moją.
-Wrzucę tą wypowiedź do sieci i pół Polski będzie Cię gnębić. - syknęłam, udając obrażenie. -Nasza reprezentacja ma nowego bohatera, a Ty w kółko nawijasz o krótkim epizodzie muzycznym.
-Racja, Tytoń świetnie opanował nerwy, należą mu się gratulacje, ale i tak wszyscy mówią o Waszym występie.
-Mario! - zakrzyknęłyśmy obie.
-Weź swoje hormony w garść i schowaj do kieszeni. - fuknęła Ann, na co jej chłopak roześmiał się jak wypuszczony z psychiatryka psychopata.
Niemcy grają jutro we Lwowie z Portugalią, dlatego już dziś udali się na Ukrainę. Moja współlokatorka poleci tam wczesnym popołudniem, co ja miałam wykorzystać na wizytę we Wrocławiu. Bośnia dopiero w niedzielę podejmie w Poznaniu zespół z Chorwacji.
-Za chwilę, czekam, aż Marco wynurzy się z łazienki. - głos Mario postawił mnie na ziemi. -Trener kazał położyć się wcześniej, czyli - zerknął na zegarek na swoim nadgarstku. -O północy wystarczy.
-Jesteście nienormalni. - skomentowała Niemka. Szukałam dosadnych słów, by poprzeć jej tezę, lecz widok, który ujrzałam w tle, za Mario, odebrał mi mowę.
Z toalety wyszedł Reus. Owinięty jedynie bawełnianym ręcznikiem, sięgającym do jego kolan, przeciągnął się leniwie nad swoim posłaniem, dumnie prężąc klatę. Umięśnioną, najpiękniejszą klatkę piersiową, jaką kiedykolwiek widziałam u dorosłego mężczyzny. Lewy i jego sześciopak mógł wejść do trumny, zabić ją gwoździami i zakopać trzy metry pod ziemią. Blondyn przeczesał ręką włosy, po czym pochylił się nad walizką i zaczął szukać, jak mniemałam, bokserek. Faceci mają to do siebie, że śpią tylko w bieliźnie.
-Wow. - wymsknęło mi się z ust. Ann zerknęła na mnie, później na Mario, a ten, podążając za moim wzrokiem, odwrócił się w kierunku kumpla. Napotkawszy go, prawie w negliżu, złapał się za głowę.
-Marco, na litość Boską! Załóż coś na siebie, bo dziewczyny mi uciekną!
-Nie wiedziałem, że z kimś rozmawiasz. - odparł obojętnie i do swojego jednoelementowego kompletu dorzucił koszulkę w narodowych barwach. Znów zniknął za drzwiami łazienki i wrócił po kilku sekundach, niekompletnie, ale jednak odziany. Dosiadł się do przyjaciela i gdy zorientował się, z kim konwersuje brunet, pobladł. -Przepraszam. Naprawdę nie miałem pojęcia... - wybąkał zmieszany. -Wiem, że nie powinienem, ale przecież nikt mnie tu nie widzi i...
-Ja Cię widzę i to wystarczy. - grymasił Götze, na co dostał od kompana po głowie.
-A ja nie mam nic przeciwko. - uniosłam zalotnie brwi w odpowiedzi na zdezorientowane spojrzenia zakochanych. Reus wybałuszył gały, a ja wybuchnęłam śmiechem. -No, Mario, nie udawaj świętego prawiczka, bo nie uwierzę, że łazisz po mieszkaniu w płaszczu zimowym! - Ann zarumieniła się momentalnie i tym razem blondas zarechotał jak wariat.
-Pragnę zauważyć, że nie przebywam obecnie u siebie!
-Na czas trwania turnieju ten pokój jest w połowie Twój.
-Dobra. - zawodnik grający w BVB z '10' zerwał się z fotela i gorączkowo zaczął przeszukiwać rzeczy, które przydadzą mu się podczas kąpieli. Gdy chwilę później ponownie zasiadł przed ekranem, nie miał już T-shirta. Cała nasza czwórka wybuchnęła spazmatycznym śmiechem. -Widzimy się za moment.
Gdy zamknął za sobą drzwi, Marco bezradnie wzruszył ramionami, a ja westchnęłam, tłumiąc resztki chichotu. Okej, Mario był uzbrojony w cudowne mięśnie brzucha i przedramion, co niewątpliwie wywoływało wiotkość kolan, aczkolwiek to jego półnagi kumpel z klubu i reprezentacji doprowadził moje serce do eksplozji w ułamku sekundy i automatycznie podniósł mi ciśnienie. A Semir... Cóż, z goryczą przyznałam, sama przed sobą, że może zakopać się w trumnie obok Bobka. Albo nie. Jakieś pół metra wyżej.
<Marco>
Leżałem w łóżku, usilnie starając się posegregować wydarzenia ostatnich dni. Cieszyłem się, że Lena okazała dobre serce i wybaczyła mi moją głupotę, choć nie mogła nawet przypuszczać, że nie znoszę jej chłopaka. I co z tego, że nie znam gościa? Wiele bym dał, aby znaleźć się na jego miejscu.
Mało brakowało, a wygadałbym się przed nią już w Gdańsku. Całe szczęście, że w porę ugryzłem się w język. Ann-Kathrin także w pewnym stopniu uratowała mi skórę swoim przybyciem. Miałem u niej dług wdzięczności, o którym nigdy nie odważę się mówić głośno.
Punkt kulminacyjny nastał dziś, krótko przed osiemnastą. Czekałem na koncert dziewczyn, odkąd usłyszałem ich utwór. Potrzebowałem jakiegoś potwierdzenia i właśnie wtedy je otrzymałem. Patrzyłem na występ Leny po raz pierwszy w życiu, nie potrafiłem jednak pozbyć się wrażenia, że wcześniej słyszałem już jej głos, tamtego pamiętnego dnia. Obraz nie pozwalał mi się do końca skupić: jarałem się tą dziewczyną jak kurczak w rożnie, lustrowałem jej zwinne ruchy, zgrabne nogi, falujące na wietrze włosy i powalający uśmiech. Wiedziałem, że Götze ma to w poważaniu, bo obok Polki wiła się jego partnerka. Zrozumiałem, do kogo skierował swoje 'sexy ladies', do teraz dźwięczące mi w uszach.
Przyznaję, słyszałem, że z kimś rozmawia, lecz nie planowałem paradowania po pomieszczeniu w samym ręczniku, a głupio było wydzierać się z prośbą o dostarczenie mi do łazienki choćby najzwyklejszej koszulki. I chyba trafiłem w dziesiątkę. Ripostę Leny na komentarz Mario odebrałem jako cholerny komplement, ale nie chciałem zrobić z siebie debila, więc szybko wskoczyłem w ciuchy. Cóż, Reus, i tak zachowałeś się jak idiotyczny narcyz, jak mały chłopiec w przedszkolu, zakochany w koleżance z grupy, ale mało mnie to obchodziło. Czułem, że balansuję na granicy rzeczywistości i absurdu, co zmuszało mnie do podjęcia działań, jednakże siostra Lewego trwała w związku, co nie pozwalało o sobie zapomnieć.
Mój tymczasowy współlokator zsunął mi słuchawki z głowy, otworzyłem zatem oczy, którym od razu ukazała się jego zagniewana buźka.
-Ziemia do Marco! - machał mi ręką przed nosem. -Jak długo można do Ciebie mówić? Zgaś tą pieprzoną lampkę, bo Jogi przyleci po nas z kałasznikowem, jeśli się spóźnimy.
Prychnąłem rozbawiony i wyciągnąłem rękę do wyłącznika.
-Dobranoc, Mario.
<Lena>
Godzinę przed południem zmaterializowałam się we Wrocławskim hotelu Bośni i Hercegowiny, rozmyślając, w którą stronę wypada się pokierować. Ostatecznie zadzwoniłam do Semira i po dziesięciu minutach siedzieliśmy w ogrodzie na jednej z ławek pod drzewami. Opierałam się o jego tors, a on gładził moje włosy.
-Wiesz, że nie mogę poświęcić Ci dużo czasu. Po obiedzie lecimy do Poznania.
-Rozumiem. Te kilka godzin powinno nam wystarczyć, przecież zdajesz sobie sprawę, co chcę od Ciebie usłyszeć.
Podniósł się nieznacznie i westchnął ciężko. Zerknęłam na niego podejrzliwie.
-Przemyślałem to.
-No i?
-Kocham Cię, Lena. Pragnę Twojej bliskości i Twojego dotyku, chcę, żebyśmy byli razem. Spróbujmy raz jeszcze, tak jakby od początku, z czystymi kontami.
-Okej. - złapałam go za podbródek i złożyłam pocałunek na jego ustach. Odwzajemnił go, wplatając palce w moje ciemne blond włosy.
-Mam jednak prośbę. - uniosłam wzrok i zetknęłam się z poważnym wyrazem jego twarzy, co mnie odrobinę zaniepokoiło. -Zerwij kontakt z Reusem.
Uczucie silnego zdenerwowania, które potrafiło pchnąć człowieka do ciskania najróżniejszymi przedmiotami gdzie popadnie, nie było mi obce, przecież posiadałam brata, który często działał mi na nerwy. Jednak nic dawno nie rozjuszyło mnie tak, jak wypowiedziane uprzejmym tonem żądanie Štilicia. Odsunęłam się od niego niczym od stołu, na którym postawiono właśnie znienawidzoną przeze mnie potrawę.
-Widzę, że humor Cię nie opuszcza.
-To nie jest żart.
Zacisnęłam dłonie w pięści, by nie wybuchnąć. Wściekłość uderzała we mnie ze zdwojoną siłą, za wszelką cenę próbowałam ją odepchnąć.
-Dlaczego? - wydusiłam w końcu. Uśmiechnął się pobłażliwie.
-Bo go nie znoszę.
-Nawet się nie znacie.
-Ale nie życzę sobie, żebyś przebywała w jego towarzystwie. Spędziliście razem dwa tygodnie i całe Niemcy już huczą o Waszym romansie! Nie chcę, byś się do niego zbliżyła, nie mogę Cię stracić przez jakiegoś Szwaba.
-Przestań! Naprawdę nie masz mocniejszych argumentów? Mnie i Marco nie łączy żadne uczucie, jesteśmy zwyczajnymi znajomymi.
-Nie lubię go. - powtórzył dosadnie.
-A ja nie lubię Twojej chorej zazdrości.
-Zrobisz to dla mnie, czy nie?
-Co, jeśli odmówię? - wstałam i ruszyłam jedną z parkowych alejek. Słyszałam, że Semir podąża w ślad za mną, jednak nie dorównał mi kroku.
-Nie przemyślałem tego. Wierzyłem, że zgodzisz się bez problemu, jeśli mnie kochasz.
-Racja, kocham Cię. - zatrzymałam się i odwróciłam na pięcie. Bośniak omal na mnie nie wpadł. -Ale sytuacja staje się komiczna. Kłócimy się o seks, godzimy się, kłócimy o mój wyjazd, znów sielanka, kłótnia o Marco, sielanka, kłótnia, sielanka, kłótnia i tak w kółko. Może mnie też nie odpowiadają twoje koleżanki, ale nie jestem zazdrosna, bo Ci ufam, co? Zarzucałeś mi, że nie zwracam uwagi na Twoje uczucia. A Ty? Wyobraziłeś sobie chociaż, czy nie zaboli mnie zakończenie znajomości z Reusem?
-Lena...
-Ogarnij się, Semir, i zacznij patrzeć na świat oczami bliskich, bo Twoje zachowanie staje się nie do wytrzymania. - powiedziawszy to, pocałowałam go delikatnie w usta i biegiem popędziłam do bramy wyjściowej.
-Poleciałam tam tylko i wyłącznie na spotkanie z nim. - żaliłam się, wyciągając z opakowania kolejną chusteczkę higieniczną. -Do tamtego momentu czułam się cudownie, lecz jemu chyba padło na mózg. Jak on może mnie do tego zmuszać?
-Nie przejmuj się. - Anna mocno mnie przytuliła. Wystarczył jeden rozpaczliwy telefon, by zrezygnowała z romantycznego wieczoru w ramionach Roberta i przyjechała podnieść mnie na duchu. Nie wiedziałam, jak spłacę ten dług. -Zależy mu na Tobie i faktycznie boi się, że któregoś dnia zostawisz go dla Marco.
-Czy moje uczucie do niego naprawdę jest tak słabe? - zapytałam z nadzieją, że przyszła szwagierka pokręci przecząco głową. Zamiast tego posłała mi ciepły uśmiech.
-Sama musisz sobie odpowiedzieć. Zastanów się, co czujesz do Semira i kim jest dla Ciebie Marco. Jeśli oboje stanowią ważny element Twojego życia, daj im jasno do zrozumienia, jakie miejsce w hierarchii zajmują. Mogą się nienawidzić, ale powinni uszanować swoją obecność. Wtedy nie będziesz oszukiwała ani siebie ani ich.
Stachurska oświadczyła mi szczerą prawdę i co do tego nie miałam żadnych wątpliwości. Niestety, gubiłam się już w labiryncie swoich sympatii i nie potrafiłam wskazać sobie drogi do wyjścia. Po mistrzowsku skomplikowałam nie tylko związek z bośniackim piłkarzem Lecha, lecz także nie do końca jasny kontakt z blondwłosym pomocnikiem BVB.
Rano odczytałam sms-a od Ann. Niemcy wygrali z Portugalią 1:0, chłopaków nie opuszczał dobry humor, a dziś dostali od trenera dzień na regenerację i czas dla rodzin, w związku z czym zapraszała mnie do Gdańska. Wahałam się przez moment, aczkolwiek ostatecznie zajęłam miejsce w samolocie zmierzającym w północne rejony Polski.
Stając w holu Dworku Oliwskiego poczułam się jak szympans na planecie małp. Zewsząd do moich uszu dobiegał język niemiecki. Szybkim krokiem przemknęło obok mnie kilku dziennikarzy z kamerami, przy stolikach należących do kafejki bawiła się grupka dzieci, a za drzwiami prowadzącymi do ogrodu zawodnicy świętowali wolne popołudnie w towarzystwie swoich dziewczyn i żon. Wszyscy goście hotelu pochodzili zza zachodniej granicy, co powodowało, że sama dla siebie byłam tam intruzem. Z opresji uratowała mnie Ann-Kathrin, która po krótkim przywitaniu pociągnęła mnie w stronę windy.
-Gdzie idziemy? - zerknęłam na nią niepewnie, na co parsknęła śmiechem.
-Jak to gdzie? Do pokoju chłopaków! Nie zaprosiłam Cię po to, żebyśmy siedziały na korytarzu.
Nim zdążyłam zaprotestować, podążałyśmy do drzwi na samym końcu piętra. Były uchylone, więc Niemka śmiało weszła do środka.
Mario stał przy lustrze, robiąc głupie miny i co kilka sekund energicznie przeczesywał ręką włosy. Marco natomiast, wyciągnięty na swoim łóżku, przyglądał się przyjacielowi z półsiedzącej pozycji i rzucał w jego stronę kąśliwymi docinkami. Podskoczyli oboje na dźwięk zamykanych drzwi.
-Zostawiłam Was tylko na moment, a Wy już pajacujecie! - Ann nie kryła zniesmaczenia postępowaniem ukochanego. -Mamy gościa.
-Lenka! - brunet rzucił się w moim kierunku z rozpostartymi ramionami. Wykrzywiłam się, słysząc zdrobnienie swojego imienia, co nie uszło uwadze napastnika i szybko się poprawił. -Fajnie, że jesteś.
Reus nie ruszył się z miejsca, poklepał tylko wolną przestrzeń obok siebie. Byłam zmuszona z niej skorzystać, bowiem para niemieckich gołąbków zajęła fotele. Uśmiechnął się do mnie zawadiacko, aż zmiękło mi serce. Serio, muszę mu powiedzieć, że nie możemy się więcej widywać?
Śledziłam rozmowę moich towarzyszy na temat wczorajszego meczu, starając się nie wypaść z wątku. Nagle Götze wyjął z torby leżącej przy nim plik czasopism i podał mi je, unosząc wysoko brwi. Wytężyłam wzrok, analizując tekst, aczkolwiek zamknęłam magazyn już po pierwszym akapicie.
-Odpuść sobie. Nie mam ochoty o tym dyskutować.
-Dlaczego? - Mario wygiął usta w podkówkę. -Pasujecie do siebie.
-Skończ.
-Mój najlepszy przyjaciel miałby w końcu normalną dziewczynę.
-Mario, błagam.
-Chodzilibyśmy na podwójne randki i...
-Dość! - zerwałam się z miejsca, kipiąc złością. Piłkarz skulił się na zajmowanym meblu. -Nie rozumiem, dlaczego tak Cię to bawi. Przez fikcyjny romans, który wymyśliły Wasze media, sypie się mój związek, a Ty uważasz to za świetną zabawę! Myślałam, że jesteś inny, Götze.
Wepchnęłam mu do ręki kolorowe gazety i opuściłam pomieszczenie, ocierając mokre od łez policzki.
<Marco>
Wiedziałem, gdzie jej szukać. Opierała się plecami o oparcie sofy, na której rozmawialiśmy w tym hotelu po raz pierwszy, obejmując kolana rękoma. Płakała. Pękało mi serce, kiedy na nią patrzyłem, w końcu najbardziej boli cierpienie osób, na których nam zależy. Mario niepodważalnie zachował się jak zdesperowana swatka i gdyby nie obecność Ann, przywaliłbym mu pięścią w twarz. Taki już był: nierzadko najpierw mówił, potem myślał, a mi przypadał przykry obowiązek przepraszania za jego kretyńskie żarty. Tym razem też tak było.
-Już dobrze. - usiadłem obok i objąłem ją ramieniem. Wtuliła się we mnie, więc pogładziłem jej włosy. Znów pełniłem rolę brata czule pocieszającego młodszą siostrzyczkę. -On ma nietypowy charakter, nie bierz tego do siebie. Powinnaś olać jego głupie gadanie.
-Tobie wszystko przychodzi z taką łatwością? - zapytała, unosząc głowę. Roześmiałem się w odpowiedzi.
-Znam Mario już jakiś czas i nauczyłem się, jak go traktować. A z dziennikarzami gram w te trudną grę jeszcze dłużej. Może nie jestem specem w tych sprawach, ale po części na pewno się uodporniłem.
-Zazdroszczę Ci.
-Niedługo też będziesz z tym walczyła. Twoja kariera może teraz nabrać tempa. - dodałem, napotkawszy jej pytające spojrzenie.
-Nie liczę, że będę miała wybór, jak w katalogu z kosmetykami.
-I tak powinnaś być z siebie dumna, jak Twoi rodzice, Robert, Semir pewnie też. - błękitne oczy Leny znów zaszły łzami, ująłem więc jej twarz w dłonie i otarłem kciukami spływające krople. -Wybacz, nie chciałem.
-Nie mam już pojęcia, co robić, Marco. - pozwoliłem, by wypłakiwała się w moje ramię, przecież sam to przechodziłem. -Nasza znajomość to długa kręta droga. Idziesz prosto i wszystko układa się jak w bajce, wchodzisz w zakręt i wpadasz w sam środek koszmaru. To męczące.
-Chcesz o tym pogadać? - patrzeliśmy sobie w oczy. Ja szukałem u niej odpowiedzi, ona zastanawiała się, co tym razem kombinuję. Puściłem do niej oczko, po czym podniosłem się z kanapy i wyciągnąłem do niej rękę. Ujęła ją po krótkiej chwili wahania.
-Spróbuję znów Ci zaufać.
-Zrobię wszystko, żeby nie nawalić.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Woody uciekł do Stanów... Ech, taki to pożyje. Zazdroszczę mu tego Miami najbardziej na świecie, tak samo, jak zeszłorocznego Dubaju.
Komentarz do rozdziału: na razie niemiłosiernie wszystko przeciągam, ale obiecuję, że jeśli przetrawicie jeszcze 'siódemkę', będzie działo się więcej, a stopniowo o wiele, wiele więcej. Przede mną do napisania najtrudnejsze, końcowe rozdziały, lecz paradoksalnie najbardziej jestem dumna z tego, co właśnie powstaje. Geduld muss sein :)
Życzę Wam wszystkiego dobrego w Nowym Roku, spełnienia marzeń i aby był lepszy od mijającego.
Z następnym wpadnę prawdopodobnie w piątek/sobotę. Pozdrawiam :)
Stilicowi coś na główkę nie teges... Jak mógł jej takie coś powiedzieć .. Mam nadzieję, że jednak coś więcej wydarzy się z Marco i to jego Lena wybierze ostatecznie :D Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :))) Szczęśliwego Nowego Roku !!! :D Pozdrawiam - Karu ;d
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział! Tak się zaczytałam, że dopiero ocknęłam się, gdy skończyłam czyta. Świetnie wyszedł Ci ten rozdział i w ogóle świetnie został napisany! Cudo :)
OdpowiedzUsuńSemir....coś czuję, że on też święty za bardzo nie jest... mam złe przeczucia :/
Mam nadzieję, że Lena mimo wszystko nie zerwie kontaktów z Marco i to właśnie jego wybierze :)
Pozdrawiam i udanego sylwestra! <3
Do następnego! :*
Znalazłam Twojego bloga przez przypadek, jednym tchem przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem w szoku, dawno nie czytalam tak dobrego opowiadania jak Twoje! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, buziak! :*
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystkie rozdziały :) Blog bardzo mi się spodobał :) Fajnie piszesz :) Na pewno będę tu zaglądać :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to myślę, że Semir nie do końca jest szczery z Leną i coś się wydarzyło pod jej nieobecność...
Coś co na pewno pozwoli Lenie w podjęciu decyzji o przeprowadzeniu się do Dortmundu.
Czekam na kolejny rozdział :)
W wolnej chwili zapraszam do mnie http://i-dream-you-still-here.blogspot.com/ :)
Pozdrawiam! :)