Strony

25 grudnia 2014

5. Give me some time, please

<Marco>
   Wyjechała. Teraz rzeczywistość prezentowała się zupełnie inaczej. Musiałem na nowo przywyknąć do starego planu dnia i znaleźć sposób na przyzwoite spędzenie urlopu. Te dwa tygodnie dały mi do myślenia. Poznałem cudowną, młodą kobietę i niespodziewanie zaczęło mi zależeć na podtrzymaniu naszej znajomości. Otworzyła się przede mną, rozmawialiśmy niczym dobrzy przyjaciele i czułem, że w przyszłości możemy stworzyć całkiem zgrany duet. W przeciwnym wypadku nie pozwoliłaby mi przytulić się jak kruchą istotkę potrzebującą prywatnego ochroniarza.
   -Stary, nawciągałeś się prochów czy przywaliłeś głową w latarnię? - zgasił mnie któregoś dnia Mario, gdy owinięci ręcznikami wychodziliśmy z pływalni na Westfallenhalle. Roześmiałem się.
   -Nie jestem od niej uzależniony.
   -Twoje zachowanie w ogóle tego nie potwierdza.
   -To fajna dziewczyna.
   -Zdążyłem zauważyć.
   -Mario, kto jak kto, ale sądziłem, że akurat Ty zrozumiesz moje głupie zafascynowanie, przecież masz Ann-Kathrin.
   -Wiem, jak się obecnie czujesz. - poklepał mnie w ramię, wytarł mokre włosy i otworzył szafkę. Patrzyłem na niego, ignorując wpadające mi do oczu krople wody. -Ale nie potrafię pojąć, dlaczego nic nie zrobisz.
   -Bo ona ma chłopaka, który nie docenia jej zaangażowania w ich związek! Koleś nie zasłużył na taką laskę.
   -Skąd wiesz? Nawet go nie widziałeś, nie znasz.
   -Ale trochę poznałem Lenę i widzę, że ten cały Semir o nią nie dba. Facet, który kocha, za wszelką cenę pragnie uszczęśliwiać tą jedyną, prawda?
   -Tak. - Götze przywdział na twarz chytry uśmieszek. -Aczkolwiek Ty stoisz na przegranej pozycji. Chyba powinieneś poszukać w innym miejscu.
   -Dzięki za super radę. - warknąłem urażony i podążyłem w stronę kabiny, by założyć suche ubranie. Mario krzyczał coś do mnie, więc odwróciłem się jeszcze, przypuszczając, że za chwilę tego pożałuję.
   -Pamiętasz, jak to się ostatnio skończyło...
   Nie zamierzałem dłużej odpierać jego wrednych ataków, kilka sekund później zasunąłem więc bez słowa kotarę jednej z przebieralni. Okej, prawdopodobnie miał rację, Polka w związku była dla mnie nieosiągalna, lecz nazywam się Marco Reus, wiem, czego chcę i umiem cierpliwie czekać, by osiągnąć cel.


<Lena>
   Nawet nie dzwoniłam, by zapytać, czy jest w domu. Mój pierwszy krok dzień po powrocie do Poznania wykonałam w kierunku auta i pojechałam prosto pod jeden z nowoczesnych bloków na Grunwaldzie. Miałam do nadrobienia zaległości, te z jednej z centralnych dzielnic stolicy Wielkopolski wzięłam na pierwszy ogień.
   Nie siliłam się na wzruszające powitanie, gdyż wyraz twarzy mojego przyszłego rozmówcy nie wskazywał na to, iż właśnie takiego oczekiwał. Tradycyjnie rozgościłam się zatem na kanapie w salonie i czekałam na jego gotowość.
   -Napijesz się czegoś? - zapytał z rękoma w kieszeniach. Pokręciłam głową.
   -Jestem po śniadaniu. Wpadłam tylko na konkretną i szczerą rozmowę.
   -Ach tak. - wydusił i spoczął naprzeciwko mnie. -Słucham.
   -Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego przez pełne dwa tygodnie unikałeś kontaktu ze mną, a gdy już dzwoniłam, nie gadaliśmy dłużej, niż dwie minuty? To nie jest śmieszne, Semir! - obruszyłam się, zdenerwowana kpiącym prychnięciem chłopaka.
   -Odpowiem, skoro pytasz. Świetnie się bawiłaś z tym wychudzonym blondasem, co?! Jak mu... Ach, Reus! - Bośniak aż kipiał złością. -Pojechałaś tam, żeby podrywać niemieckich palantów?!
   -Nie przesadzaj. - usilnie zachowywałam spokój. -Powiedz mi, proszę, co Ci w nim przeszkadza.
   Po raz kolejny wydobył z siebie sarkastyczny wyszczerz, po czym odpalił laptopa i otworzył kilka niemieckich portali plotkarskich. Odwrócił ekran, abym mogła swobodnie zapoznać sie z jego wyświetlaczem.
   -To mi przeszkadza. - palnął i ceremonialnie wyszedł do kuchni.
   ''Reus z nową dziewczyną!'', ''Marco Reus odnalazł swoją miłość!'', ''Gwiazdor Borussii Dortmund spotyka się z piękną kobietą. Mamy zdjęcia!'' Faktycznie, każdy z tych bezmyślnych artykułów zawierał nasze wspólne zdjęcia, kilka razy podkreślając, że jesteśmy parą, aby wszyscy czytelnicy zrozumieli tego jakże istotnego newsa. Zdałam sobie sprawę, że towarzystwo 23-letniego piłkarza zabrało mi naprawdę mnóstwo czasu, a nasze pożegnanie na lotnisku wyglądało dwuznacznie, choć nie całowaliśmy się nawet raz. Nie miałam pojęcia, że wyssane z palca bzdury tak bardzo zranią Semira. Stał w kuchni, tyłem do mnie opierając się o blat. Bez wahania wyjęłam z kieszeni smartfon i wybrałam odpowiedni numer.
   -Hej! Cieszę się, że dzwonisz. Co słychać?
   -Zrobiłeś to specjalnie? - zapytałam w pretensją w głosie. Marco milczał przez chwilę, zastanawiając się, dlaczego na niego naskoczyłam.
   -Czytałaś... Przepraszam, nie wiedziałem. Mario wysłał mi to wczoraj wieczorem.
   -Nie wierzę Ci! Zobacz, ile tego jest! Przestań ściemniać, naprawdę nie zauważasz, że codziennie obserwują Cię setki dziennikarzy?
   -Lena, nie zwracam na to uwagi.
   -Może powinieneś.
   -Staram się żyć jak normalny człowiek. Chcąc kontrolować każde wyjście, musiałbym opuszczać mieszkanie z dwoma gorylami i workiem foliowym na głowie. Nie mam wpływu na to, kto i kiedy za mną łazi, nie przejmuj się.
   -Zaufałam Ci...
   -Jeszcze raz przepraszam. Strasznie mi przykro z powodu tych fotek.
   -Cierpi przez to mój związek z Semirem. - przelewałam na Reusa coraz większą falę goryczy. Teraz to on łagodził atmosferę.
   -Cena, jaką zapłaciłem za spełnienie swoich marzeń jest wysoka. Paparazzi na karku to dość uciążliwy vat. Powiedz mu, żeby wrzucił na luz, w końcu sam pewnie niejednokrotnie to przeżywa.
   -Nienawidzę Cię. Jesteś takim samym dupkiem, jak każdy Twój kolega z branży. - po tych słowach zakończyłam połączenie i podeszłam do Semira, po czym pogładziłam jego dłoń.
   -To niczego nie zmienia. - oświadczył sucho. -Myślę, że powinniśmy odpocząć, dać sobie na wstrzymanie.
   -Semir, co Ty...
   -Wyjeżdżam na kilkanaście dni do Sarajewa. Pobędę z rodziną, przemyślę to i wrócimy do tematu, gdy przyjadę z kadrą na Euro. - odwrócił się i delikatnie musnął moje czoło. Wykorzystałam to i wtuliłam się w niego.
   -Szanuję Twoją decyzje tylko dlatego, że nie pozostawiasz mi wyboru.
   -Dziękuję. Wiesz, że Cię kocham, ale te zdjęcia zwyczajnie mnie przerosły. Proszę Cię o trochę czasu i obiecuję, że jakoś to poukładamy.
   Do mieszkania wróciłam zdezorientowana, lecz spokojniejsza. Byłam przekonana, że przeprowadzka do Dortmundu nie ma najmniejszego sensu, a decyzja podjęta kilka dni temu to największy błąd, jaki chcę popełnić. Zmęczona natłokiem myśli postanowiłam przeciągnąć jeszcze ogłoszenie ostatecznego wyroku i skupić się na najbliższej przyszłości.


   Rzuciłam się w wir pracy, by nie obciążać się poczuciem winy z powodu wyjazdu Štilicia. W piątek popołudniu oficjalnie zakończyłam pisanie swojej zwrotki piłkarskiego singla i wysłałam projekt do Ann-Kathrin, by w końcu złożyć go w całość. Weekend upłynął w Berlinie na kręceniu teledysku. We wtorek piosenka zadebiutowała w europejskich rozgłośniach radiowych, a na półtora tygodnia przed ceremonią otwarcia mistrzostw wydałyśmy klip. W krótkiej historii mojej osobistej twórczości utwór ten pobił rekord Guinessa w kategorii ''najszybsza produkcja'', jednak w tamtym czasie byłam najszczęśliwszym człowiekiem stąpającym po naszej planecie, a może nawet i galaktyce. Małymi kroczkami spełniałam wreszcie swoje marzenia.
   W błyskawicznym tempie zyskałyśmy rozgłos i uznanie, a dziewczyna Mario Götze stała się osobą, z którą najczęściej rozmawiałam na Skype. Nosiłam identyczne jak mój brat nazwisko, aczkolwiek nie będąc piłkarzem, przed Euro odebrałam więcej telefonów, niż Bobek w ciągu miesiąca. Wspólnie z niemiecką modelką udzieliłyśmy kilkudziesięciu wywiadów dla stacji telewizyjnych w kilku krajach, wzięłyśmy udział w paru audycjach radiowych, a jedno z niemieckich czasopism złożyło nam nawet propozycję sesji zdjęciowej w klimacie nadchodzącej imprezy, na którą naturalnie i z grzeczności przystałyśmy. Pasowałam do piłki nożnej jak obroża do złotej rybki, lecz w gorączce przedmeczowych zmagań nie miało to żadnego znaczenia. Musiałam po prostu sumiennie podchodzić do powierzonych mi obowiązków.
   W mieszkaniu rodziców bywałam jedynie gościem, lecz widząc moje rosnące szczęście, mama i tato trzymali język za zębami, a sukces odbił się szerokim echem także w gronie rodzinnym. Lewy przy każdej okazji podkreślał rozpierającą go dumę, jaką w ostatnim tygodniu napawała go ''utalentowana siostrzyczka'', a ja byłam mu coraz bardziej wdzięczna za okazane serce. Zrozumiałam, że nigdy nie próbował mnie przyćmić, to uprawiany przez niego sport sam w sobie jest szalenie popularny. Podrzucił mi przysłowiowe pięć minut, które już sama musiałam zagospodarować, co niewątpliwie ułatwiały niemilknące telefony. Popularność rzeczywiście męczyła, ale ja pragnęłam zachłysnąć się nią, by zrozumieć, co siedzi w głowie celebryty, topiącego się w łyżce sławy.
   Któregoś upalnego popołudnia zadzwonił do mnie Mario. Zawodnicy spędzali już wtedy czas na zgrupowaniach narodowych reprezentacji, przygotowując się do przyjazdu do Polski czy na Ukrainę, z którą dzieliliśmy Mistrzostwa Europy. Niemcy zabukowali pięciogwiazdkowy hotel w Gdańsku, gdzie zobowiązałam się odwiedzić ich w dniu przylotu. Stamtąd planowałam porwać Ann do Warszawy byśmy w spokoju mogły przeprowadzać próby do występu otwarcia na Stadionie Narodowym.
   -Wiesz, Lena - mówił Götze. -Naprawdę kocham swoją dziewczynę, ale w tym teledysku przeszłaś samą siebie. Nie twierdzę, że ze sobą rywalizujecie, ale wykonałyście świetną pracę. Brawo.
   -Przestań już, bo się zarumienię. - odparowałam ze śmiechem.
   -Przysięgam, to czysty zachwyt! Reus też tak uważa.
   -Marco? Co u niego?
   Po Semirze blondyn był drugą osobą, z którą od tamtej feralnej kłótni nie miałam żadnego kontaktu. W stanie obecnej euforii nie potrafiłam się na niego gniewać, lecz nie znalazłam czasu, by mu o tym powiedzieć, a on najwyraźniej wziął sobie moją nienawiść do serca. I dobrze. Przynajmniej nie będzie myślał, że jest Bradem Pittem czy Johny'm Depp'em lub kimś z gatunku obu tych panów.
   -Nie pytaj. - rozbawiony głos Mario przywrócił mnie do porządku. -Od kilku dni nie mogę odkleić go od tabletu. Zacząłem się nawet obawiać, że wybiegnie z nim na boisko w naszym pierwszym meczu.
   -Dlaczego?
   -Nie zadawaj głupich pytań, Lena. Dobrze wiesz, dlaczego.


<Marco>
   Siedziałem na swoim łóżku w pokoju hotelowym we Frankfurcie nad Menem i po raz dwudziesty tego wieczora zgwałciłem 'replay' przy jednym z filmów na Youtube. Götzlich zabrał mi nawet ładowarkę do tabletu, bym w razie rozładowania baterii dał wymęczonemu urządzeniu spokój, zapomniał przy tym jednak, że zapakowałem do walizki laptop, notebook, a w głębokiej desperacji mogłem skorzystać ze smartfona. Nie rozumiał mojego postępowania i miał do tego pełne prawo. Jedyną osobą, która nie pukałaby się w czoło, widząc, że codziennie kilka razy oglądam ten sam obraz, był Mike Hanke. Tylko jemu ze szczegółami zrelacjonowałem, co przytrafiło mi się tamtego dnia. On jednak pojechał na zasłużone wakacje, bo nie otrzymywał powołań do reprezentacji, więc zostałem z tym wszystkim sam. I czułem, że za nic nie potrafię pozbierać myśli.
   Oberwałem poduszką w głowę, co kompletnie nie zrobiło na mnie wrażenia. Zatrzymałem odtwarzanie i przenosząc wzrok na białą pościel, zacząłem rozmyślać, kiedy nadejdzie moment, by ją o to poprosić. Mogłem zatelefonować, lecz zapewne nie chciała mnie słyszeć. Wiedziałem, że przyjedzie do Gdańska i wtedy nie unikniemy spotkania, ale nie łudziłem się, że zdążę znaleźć ustronne miejsce, w którym poświęciłaby mi jedną chwilę sam na sam. Nie miałem również pewności, czy zdecyduje się na przeprowadzkę do Dortmundu, zresztą, nie wytrzymałbym tak długo w niewiedzy. Jedynym sensownym wyjściem wydawało się spotkanie po zakończeniu turnieju. Ale gdzie? Jak? Kiedy?
   W kość potyliczną uderzyła mnie tym razem butelka wody mineralnej.
   -Götze, do cholery! - wrzasnąłem wściekle, ciskając tym samym przedmiotem w kierunku przyjaciela. -Nie wiesz, że od tego można stracić wzrok?
   -Wybacz. Przynajmniej wróciłeś do świata żywych, zapatrzony w mechaniczne gadżety cyborgu.
   -Czego chcesz? - warknąłem, przecierając oczy i chowając tablet pod poduszkę. Moje tęczówki pewnie odetchnęły z ulgą.
   -Mesut, Andre i Lukas organizują na dole zawody w tenisa stołowego. Idziemy? Zawsze byliśmy dobrzy w te klocki.
   Spojrzałem na niego i zastanowiłem się przez moment. Może faktycznie potrzebowałem odskoczni? Podniosłem się z łóżka.
   -Jak przegrasz, oddajesz mi swoje śniadanie.


<Lena>
   Sterczałam przed wejściem gdańskiego Dworku Oliwskiego już dobrą godzinę, obserwując krzątających się przy bramie fanów i ostatnie poprawki pracowników hotelu, związane z powitaniem gości. Lewy często powtarzał, że prawdziwa gwiazda, chcąc zaliczyć huczny przyjazd, musi się spóźnić, ale by przypisać sobie ten tytuł, Niemiecki Związek Piłki Nożnej powinien najpierw zdobyć Mistrzostwo Europy, a dopiero później kaprysić, wymagać i gwiazdorzyć. Przesuwanie godziny dotarcia na miejsce zakwaterowania było zatem nie na miejscu, nawet w przypadku pewnych swoich umiejętności zachodnich sąsiadów naszego kraju.
   Po kolejnych piętnastu minutach oczekiwania brama wjazdowa otworzyła się i na plac przed hotelem mozolnie wparował oznaczony niemieckimi symbolami futbolowymi autokar. Ochrona poskromiła rozentuzjazmowany tłum, nakazując im zapomnieć o autografach, lecz kibice nie ustępowali, pragnąc choć przez ułamki sekundy ujrzeć swoich idoli. Uznając, że ich rozgoszczenie się w ekskluzywnym pensjonacie zajmie minimum następne sześćdziesiąt minut, weszłam do środka i zajęłam jeden z obszernych foteli w kącie holu, oddalonym od recepcji o kilkaset metrów, na pierwszy rzut oka niedostrzegalnym. Straciłam poczucie czasu, słuchając muzyki, beznamiętnie obserwowałam przewijających się przez korytarz ludzi, nie myśląc zbytnio o tym, którzy z nich posiadają obywatelstwo niemieckie. Playlista mojej MP4 brnęła ku końcowi, kiedy ktoś zaszedł mnie od tyłu i zasłonił oczy dłonią, aż podskoczyłam. Nie rozpoznałabym osobnika, gdyby się nie roześmiał, ale tego charakterystycznego dźwięku nie sposób pomylić.
   -Podolski! - krzyknęłam zaskoczona, a po chwili trwaliśmy w przyjacielskim uścisku. -Nie spodziewałam się,  że chcesz tak szybko wprowadzić mnie do grobu.
   -Mi też miło Cię widzieć. - zrewanżował się. -Wow, Lena. Gdybym minął Cię gdzieś na ulicy, nie miałbym bladego pojęcia, że to Ty.
   Łukasza poznałam dwa lata temu podczas towarzyskiego meczu Polska-Niemcy w Warszawie. Jako dziecko wyprowadził się z rodzicami na zachód i obecnie reprezentuje czarno-czerwono-żółte barwy, ale w środku nadal czuje się Polakiem i z powodzeniem używa naszego języka, podobnie jak jego żona i synek Louis. Już od dłuższego czasu utrzymuje kontakt z Lewym oraz kilkoma innymi ''orzełkami'', otwarcie przyznaje, że tęskni za krajem, w którym przyszedł na świat, a piłkarską karierę chciałby zamknąć w Górniku Zabrze. Bardzo go za to szanowałam.
   -Oto jestem. - ukłoniłam się niczym średniowieczna dama, brakowało mi tylko długiej, wystawnej sukni. Poldi znów parsknął śmiechem.
   -Nie wspominałaś, że kręcisz z Reusem.
   -Bo nie kręci.
   Wspięłam się na palce i za plecami Lukasa ujrzałam podążającego w naszą stronę Marco, za którym dreptał jeszcze zachmurzony Götze.
   -Media wszytko, co widzą, odbierają na swój sposób. - poparłam ''wychudzonego blondasa'', jak określił go Semir i w celu szybkiej zmiany tematu wskazałam na najniższego z tego grona piłkarza. -A jemu co?
   Mario spojrzał na mnie smutno-obrażonym wzrokiem i odwrócił głowę, uśmiechając się pod nosem.
   -Kilka dni temu graliśmy w tenisa stołowego i założyłem się z Reusem o śniadanie. Przegrałem, a teraz głoduję.
   Rozbawiona pogładziłam go po ramieniu i zmierzwiłam jego ciemne włosy.
   -Nie martw się. Jestem przekonana, że tutaj jedzenia będziesz miał pod dostatkiem.
   Podeszło do nas paru innych piłkarzy DFB, z którymi przeprowadziłam krótkie pogawędki. Nie ukrywali, że kojarzą moją postać z teledysku do hymnu na Euro 2012, gratulując jednocześnie dobrze wykonanej pracy. Poznałam przy okazji małą część Borussii Dortmund, która przyjechała do Polski, by wziąć udział w piłkarskiej imprezie. Jeśli reszta składu tego klubu prezentowała się równie przyjemnie dla oka, powinni przemyśleć rozpoczęcie kariery w modelingu.
   W pewnym momencie dostrzegłam lustrującego mnie z kanapy Reusa, a siedzący obok niego Götze wymieniał s kimś sms-y. Dokończyłam rozmowy z zawodnikami, po czym zajęłam miejsce naprzeciwko Borussen.
   -Ann przyjedzie za kilka minut. - poinformował znad smartfona Mario. -Dziewczyny mają zakwaterowanie w innym hotelu i musi tutaj dotrzeć na własną rękę.
   -W porządku, poczekam. - 21-latek pożegnał mnie uśmiechem i zostawił na pastwę losu z Marco.
   -Nie jestem na Ciebie wściekła. - zaczęłam, podkurczając ramiona. -W tamtej chwili nie przebierałam w słowach i zdaję sobie z tego sprawę. Wybacz.
   -Ja też Cię przepraszam. Rzeczywiście zachowałem się wtedy jak dupek, moja odpowiedź nie należała do najmądrzejszych.
   -Teraz to bez znaczenia. Semir wyjechał.
   -Wyjechał? - chłopak nie opanował zdziwienia. -Zerwaliście?
   -Nie. Powiedział, że musi odpocząć, zastanowić się i pogadamy podczas Euro.
   -To przykre.
   -Dla mnie również, ale co mogłam zrobić, Marco? Nie zatrzymam go przy sobie siłą.
   -Ale rozstanie w tym przypadku nie jest rozsądne, uważam, że powinniście razem przez to przejść.
   -Prosił mnie o czas, więc go dostał. Niedługo wszystko będzie jasne.
   Uznał, że tym zdaniem wyczerpałam temat, bo nie odezwał się więcej. W zamian zmienił lokalizację: przysunął się i położył dłoń na moim kolanie.
   -Lena, ja też muszę Cię o coś poprosić.
   -Słucham.
   -Czy Ty... Czy moglibyśmy spotkać się po turnieju?
   -Chcesz, żebym przyjechała do Dortmundu?
   Za wszelką cenę próbował ukryć, że ze sobą walczy, lecz tym razem został zmuszony do kapitulacji. Poddał się po chwili niezręcznej ciszy.
   -Niekoniecznie, ale tak byłoby dobrze. - skwitował, czym mocno mnie zaskoczył, dlatego nie potrafiłam odmówić.
   -Okej. Dogadamy się jak odpadniecie.
   -Ej. - uderzył mnie w ramię. -Wygramy to.
   Krótkim śmiechem rozluźniłam nieco napiętą atmosferę, jednak Marco nie odpuszczał i nadal przyglądał się mojej twarzy w skupieniu. Odległość między nami niebezpiecznie topniała, lecz nie potrafiłam temu zapobiec. A może podświadomie nie chciałam. Piłkarz ujął moją dłoń i zbierał motywację do pójścia o krok dalej, gdy niespodziewanie trzasnęły wejściowe wrota. Odskoczyliśmy od siebie, jakby pchnięci silnym podmuchem wiatru. Ann-Kathrin obracała się wokół własnej osi, namierzając nas po kilku sekundach.
   -Tutaj jesteście! - wyciągnęłam rękę, by do niej pomachać. Zgrabnie przeszła przez hol i uścisnęła mnie serdecznie. -Ale namieszałyśmy, co?
   Skinęłam twierdząco głową i kątem oka dostrzegłam, że Reus automatycznie wykonuje ten sam ruch. Obie wybuchnęłyśmy śmiechem, czym wyrwałyśmy go z transu.
   -Taka prawda. Mnie też się podobało. - mruknął od niechcenia. -Chyba powinienem już iść. Zobaczymy się później.
   Wstał z sofy i dopiero teraz zauważyłam, że miał przy sobie bielutki ręcznik, a na stopach firmowe klapki, jakie sprezentował reprezentacji główny sponsor. Zniknął za drzwiami sauny, jak poprzednio Lukas, Mario i kilku innych graczy. Wraz z Ann wzruszyłam pytająco ramionami.
   -I jak: gotowa na podbój Warszawy i otwarcie imprezy roku?


------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Miałam dotrzeć wczesnym popołudniem, jestem późnym rankiem :) Pierwszą niespodziankę świąteczną prezentuję powyżej, natomiast zdecydowałam się zdradzić Wam coś jeszcze.
Dwie informacje:

  1. Mam pomysł na drugą, a nawet i trzecią część tego bloga. Każda dotyczyłaby pewnego etapu życia Leny oraz Marco i uznałam, że podzielenie ich na trzy fazy będzie najlepszym rozwiązaniem. Chciałabym bardzo doprowadzić do realizacji projektu, który na razie zrodził się w mojej głowie, ale nie jestem pewna, jak będą w przyszłości wyglądać moje ograniczenia czasowe. Obecnie pracuję nad końcowymi rozdziałami tej części i głęboko wierzę, że zamknę ją do 7. stycznia :)
  2. Mam także pomysł na bloga o innej tematyce, aczkolwiek również z Marco w roli głównej. Z uwagi na punkt 1., jego powstanie jest jednak prawdopodobnie kwestią dłuuugich miesięcy, ale postaram się zrobić wszystko, by do tego doszło :)




Podsumowując, pragnę wraz ze świątecznym Reusem (na większości blogów napotykam wersję z gitarą, ale ja zdecydowanie wolę tą garniturową i towarzyszący jej wokółchoinkowy bałagan) złożyć wszystkim Czytelnikom życzenia Bożonarodzeniowe: zdrowych, wesołych i spokojnych Świąt. Spędźcie ten czas z najbliższymi: rodziną, znajomymi, odpocznijcie, nabierzcie sił do działania i spełniania swoich marzeń. Fanom Borussii życzę dodatkowo systematycznego pięcia się w górę tabeli i pozostania tego przystojnego pana z nami, w Dortmundzie (na dzień dzisiejszy nie myślę o tym, co będzie się działo latem). 
Do usłyszenia we wtorek :)

4 komentarze:

  1. Rozdział jest genialny.:) Ciekawe, co tam Marco szykuje dla Leny, po co to spotkanie po Euro. Robi się coraz ciekawiej.:D Czekam na next. Życzę wesołych świat. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Robi się coraz bardziej interesująco :)
    Szkoda mi Leny, bo widać, że zależy jej na Semirze. Jednak wiadomo, że wolę ją w związku z Niemcem ;)
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Życzę weny i powodzenia przy pisaniu!
    Pozdrawiam i wesołych! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, dziękuję za pozostawienie u mnie namiarów na tego bloga:)
    Jest cudowny:)
    Ech, co do Semira? Nie mogłoby Go ufo porwać czy coś w tym rodzaju?!
    Czekam na nn i zapraszam na mojego drugiego bloga:
    http://zakazany-romans.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pomyślałam o ufo, ale w którymś z najbliższych rozdziałów Marco wysunie kąśliwą propozycję na pozbycie się Štilicia :)
      Z przyjemnością zajrzę na tego bloga dziś późnym wieczorem. Pozdrawiam

      Usuń